Dr. Slump
Recenzja
Już poprzedni tom zapowiadał, że obsada mangi ulegnie zwiększeniu. Tomik dwudziesty dziewiąty, noszący tytuł Narodziny Turbusia, koncentruje się na nowym członku rodziny Spadkowskich. Na początku można domniemywać, że syn Jerzego i Zofii, nazwany Turbusiem, nie będzie miał za bardzo możliwości odgrywania istotnej roli w fabule, bo co takiego miałby do roboty bobas? Ale nie zapominajmy, że mówimy o mandze Dr. Slump. Akira Toriyama znalazł sposób, jednocześnie humorystyczny i makabryczny, aby Turbusia obdarzyć możliwościami, dzięki którym będzie on w stanie w sposób zasadniczy wpływać na przebieg akcji.
O ile w tej mandze zwykle dominują epizodziki luźno ze sobą powiązane, tak dwudziesty dziewiąty tom jest wyjątkiem – stanowi bowiem jedną fabularną całość, której osią jest wątek Turbusia – jego narodziny, zyskanie nadludzkich zdolności i próby wyjaśnienia pochodzenia tych ostatnich przez pozostałych członków obsady. Całość oczywiście została ubrana w typowy dla tej mangi humor, który nie każdemu musi się podobać, ale zapewne nie zawiedzie tych, którzy są fanami tej serii. Akcja koncentruje się na Spadkowskich; reszta postaci, wyjąwszy ostatni rozdział, nie ma wiele do powiedzenia. Co ciekawe, nawet Aralka, będąca centralną postacią większości mangi, w tym tomie także schodzi na trzeci plan. Pisząc o ciekawostkach, warto wspomnieć o pojawiającym się tu statku kosmitów, nieco przypominającym Sokoła Millenium z Gwiezdnych Wojen.
Na okładce tradycyjnie pojawia się Aralka, tym razem na motorze, nawiązując w pewnym sensie do motoryzacyjnego hobby Akiry Toriyamy. Przemyśleniami na jego temat autor dzieli się także na stronach między rozdziałami. Na ostatniej stronie okładki natomiast Toriyama informuje o zakończeniu drukowania rozdziałów mangi na łamach magazynu „Shounen Jump”, co zwiastuje rychły koniec wydawania jej w tomikach, acz dla polskiego czytelnika to wciąż jeszcze nie koniec – przed nami jeszcze siedem tomów Dr. Slumpa.