Dr. Slump
Recenzja
Z trzydziestego drugiego tomu Dr. Slumpa dowiadujemy się między innymi, że Akira Toriyama nie lubi rysować romansów. A właśnie romansem rozpoczyna się ten tomik. To kolejny dowód na to, jak wielki wpływ na tworzenie mang, nawet najbardziej uznanych twórców, mają redaktorzy…
Romans, o którym mowa, jest w zasadzie dość jednostronny, bo dotyczy Paniczynka, który wyraźnie zaczyna wzdychać do Aralki, ta jednak pozostaje obojętna na jego dość nieśmiało zresztą sygnalizowane zaloty. By upewnić się, czy takie starania mają jakikolwiek sens, nasz bohater wyrusza w przyszłość. Widok Pingwinówka w przyszłości nie przynosi zbyt wielu niespodzianek, ale daje autorowi szansę na pociągnięcie tego wątku w kolejnym rozdziale, który koncentruje się wyłącznie już na tym, kto, kogo, z kim i jak dziesięć lat po wydarzeniach z mangi.
Trzeci rozdział to kolejny już powrót postaci, której dawno nie było widać. Toriyama stosuje znany choćby z mang Rumiko Takahashi chwyt, polegający na tworzeniu całej masy bohaterów i wrzucaniu ich od czasu do czasu. Tym razem na scenę powraca – i to na dość długo – doktor Amishirot (nota bene, jedna z nielicznych postaci, których imię nie doczekało się u nas polonizacji). Krótki epizodzik pt. Prezent od Amishirota nie jest jednym, w którym ten czarny charakter się pojawi.
Druga połowa trzydziestego drugiego tomu to dłuższa historia zatytułowana Zawody o tytuł najsilniejszego na świecie (brzmi dość dragonballowo, nieprawdaż?), w której spora część obsady rywalizuje o pół miliona jenów. Niby wiadomo, że skoro startuje Aralka, to reszcie ekipy pozostaje starać się o drugą nagrodę, ale pojawienie się doktora Amishirota sprawia, że sytuacja wcale nie jest taka jednoznaczna. W tej historyjce autor popełnił kilka błędów, do których zresztą na jej łamach sam się przyznał.
Okładka to kolejny żart, w którym role robota i jego twórcy zostają odwrócone. Perełkami są natomiast rozdzielający rozdziały ilustracje – vide Zofia w mundurze niemieckiego piechura na stronie 61. czy Gaciusie bujające się na lufie niemieckiego działa przeciwlotniczego 88 milimetrów.
Ciekawostką w tym tomie jest dodatek, w którym Toriyama przyznaje, że nie lubi historii miłosnych i że to redaktor wymusił na nim kilka tego rodzaju wątków w Dr. Slumpie. Jednocześnie zaznacza, że ma nadzieję, iż w swojej nowo tworzonej mandze uniknie tego – a chodzi o, nie zgadniecie, Dragon Ball! Cóż, wygląda na to, że także i tam redaktor miał ostatnie słowo, bo kto zna przygody Goku i spółki, ten wie, że czego jak czego, ale ślubów, zakochiwania się i dzieci tam nie zabrakło. W innym miejscu autor dzieli się informacjami o postaciach, które redaktorowi do gustu nie przypadły (vide król Śmieszko). Dostajemy też kolejną garść motocyklowych fascynacji Toriyamy, tym razem ozdobionych dodatkowo zdjęciami autora z japońskimi kierowcami wyścigowymi.