Dr. Slump
Recenzja
W trzydziestym czwartym tomiku Dr. Slump Akira Toriyama ustami jednej z bohaterek określa tę mangę jako „Komiks z koszarowymi dowcipami”. Trzeba przyznać, że coś w tym jest, aczkolwiek akurat w tym tomie można odnieść wrażenie, że autor zatęsknił jakby za czymś innym.
Otwierająca całość, dowcipna w sumie opowiastka Tajemniczy obiekt latający bazuje na suspensie. Nie należy do szczególnie charakterystycznych i raczej łatwo o niej zapomnieć po przeczytaniu. Wyróżnia się w sumie jednym – nie występuje w niej żadna z pierwszo- ani nawet drugoplanowych postaci tej mangi, jakby Toriyama miał ich na chwilę dość. Zresztą, dalej będzie podobnie. Czyżby objawy zmęczenia materiału?
80% trzydziestego czwartego tomu to historia pt. Zakręcona młodość. To rzecz zbudowana wedle klasycznych zasad gatunku mang shounen lub gier komputerowych – co nie powinno dziwić, bo w obu przypadkach Akira Toriyama jest weteranem gatunku. Centralnymi bohaterami są Ping Pong i Pamelka, których pierwsza randka zostaje zakłócona przez najazd bandytów z dalekiego kraju. Ścigają oni podobną do Pamelki księżniczkę, co, jak nietrudno przewidzieć, sprawia, że wybranka serca Ping Ponga zostaje porwana, a on wyrusza w pościg. Mamy tu zwariowane gonitwy, latanie, walki grupowe i oczywiście obowiązkowe starcie z niezwykle silnym „bossem” w finale, dzięki czemu młody Chińczyk może co i rusz popisywać się bohaterstwem. Naturalnie, autor ozdobił całość typowym dla tej serii humorem, przez co trudno tu mówić o jakimkolwiek patosie, ale widać wyraźnie, ku czemu dążył. I trzeba przyznać, że wyszło mu to całkiem sprawnie. Z drugiej strony, po kim jak po kim, ale po nim trudno się spodziewać czegoś innego.
Tomik ten kontynuuje ponadto rozpoczęty w trzydziestym trzecim cykl, w którym Toriyama opisuje punkt po punkcie swój warsztat, przedstawiając to na przykładzie jednej planszy z mangi Dragon Ball. Na ilustracjach rozpoczynających rozdziały króluje Ping Pong, który z powodu swojego pochodzenia przedstawiany jest głównie w strojach rodem z chińskich legend. Mniej tu niż zwykle militariów, choć na okładce widzimy Aralkę w mundurze armii USA.
Nie ma tu specjalnie wielu żartów językowych ani odniesień lokalnych, uwagę zwracają jedynie imiona i nazwy w Zakręconej młodości, stanowiące zapisane wspak nazwy owoców i warzyw. Za to jeśli kogoś bawi maniera, z jaką mówi Ping Pong („chiński” akcent, objawiający się wstawianiem „ng” na końcu większości słów), to w tym tomie będzie miał go pod dostatkiem.