Dragons Rioting
Recenzja
Rintaro powraca z wakacji tylko po to, by zastać szkołę w niemal kompletnej ruinie. Żeby nie było, nie przytrafił się żaden huragan, trzęsienie ziemi czy inne tsunami – po prostu rozpoczął się Puchar Cesarskiej Pieczęci – ten, kto zdoła odnaleźć złotą statuetkę smoka, zostanie mianowany Superprzepakiem. Czy jakoś tak…
Sześć tomów zajęło Dragons Rioting odnalezienie głównego wątku fabularnego, co jak na nieskomplikowanego shounena o cyckach i mordobiciu (w tej kolejności) jest liczbą całkiem niebagatelną. Nie zamierzam tu utyskiwać nad brakiem ciekawych wątków w poprzednich tomach (choć mógłbym), a zamiast tego zwyczajnie cieszę się, że główny bohater wreszcie otrzymał motywację do działania i cel, do którego zamierza sukcesywnie dążyć. Podbicie stawki to nie jest, ale wreszcie mamy po co kibicować Rintaro. Oprócz tego dostajemy standardowy zestaw scen (z gorącym źródłem włącznie), choć przyznam całkowicie szczerze, że setnie się ubawiłem, gdy Rintaro stwierdził, że po co przejmować się zasadami jakiegoś supertajnego klanu ninja, skoro nie ma świadków…
W tym tomiku poznajemy bliżej szefową szkolnego klubu czirliderek (czy jak je tam zwą), Honori Hyoukę – kobietę dosłownie głośną, o bardzo bezpośrednim charakterze i tężyźnie fizycznej nieodstającej od reszty obsady. Co ciekawe, o ile bycie hiperbolą pośród hiperboli jest w tej serii normą, o tyle Honori wydaje się jedną z najnormalniejszych postaci w obsadzie – ani nie chce się z bohaterem tłuc, ani nie chce go w nic wrabiać – ot, bohaterka z własnymi problemami i priorytetami, która chwilowo pomaga Rintaro, bo w sumie czemu nie? Oczywiście dostaniemy krótką scenkę z jej dzieciństwa, gdy jej donośny głos był powodem problemów, ale ten epizod nie wnosi niczego, poza zapętleniem i tak już zagmatwanej sieci relacji między wszystkimi nosicielkami biustów.
Do strony technicznej tym razem nie mam zastrzeżeń. Czcionka używana do zapisywania specjalnych technik nadal pozostaje dość uciążliwa, ale przynajmniej można ją odczytać, co jest dużym postępem względem pierwszego tomu. Nie wychwyciłem też żadnych błędów gramatycznych czy interpunkcyjnych, co również stanowi miłe urozmaicenie monotonii. Na obwolucie tym razem mamy okazję podziwiać Kako, a cztery pierwsze strony są w kolorze, przy czym dwie z nich przedstawiają zbiór chyba wszystkich pań, jakie do tej pory zagościły na kadrach tej mangi. Z czego z imienia potrafię wymienić może trzy. No cóż… Na końcu tomiku znajdziemy dwa dodatki, z czego jeden poświęcony został Rurinie (bliźniaczka!), a w drugim autor opowiada co nieco o wyborze tytułu dla swojej mangi.
Powiem szczerze, że jak na standardy Dragons Rioting, tomik szósty wypada naprawdę nieźle. Nie ryczałem przy nim ze śmiechu, ale też nie ciskałem nim po kątach z irytacji, co dobrze świadczy o zawartości (albo moje ziółka wreszcie zaczęły działać) i przypisuję to głównie… chyba relatywnej normalności występujących tu postaci oraz pojawieniu się jasno określonego celu. Nie to, żebym czekał na kolejny tomik z niecierpliwością, ale kto wie, a nuż znowu zostanę pozytywnie zaskoczony?
Tomiki
Tom | Tytuł | Wydawca | Rok |
---|---|---|---|
1 | Tom 1 | Waneko | 12.2015 |
2 | Tom 2 | Waneko | 2.2016 |
3 | Tom 3 | Waneko | 4.2016 |
4 | Tom 4 | Waneko | 6.2016 |
5 | Tom 5 | Waneko | 8.2016 |
6 | Tom 6 | Waneko | 10.2016 |
7 | Tom 7 | Waneko | 12.2016 |
8 | Tom 8 | Waneko | 2.2017 |
9 | Tom 9 | Waneko | 4.2017 |