x
Tanuki.pl korzysta z plików cookie w celach prowadzenia
reklamy, statystyk i dla dostosowania wortalu do
indywidualnych potrzeb użytkowników, mogą też z nich korzystać współpracujący z nami reklamodawcy.
Korzystając ze strony wyrażasz zgodę na używanie cookie zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki.
Szczegóły dotyczące stosowania przez wortal Tanuki.pl
plików cookie znajdziesz w
polityce prywatności.
Chyba najlepiej zacząć lekturę od dwunastego tomu, bo zobaczyć od początku jak przebiega finał i nie być zaskoczonym pojawieniem się podczas niego Zodda i (nieobecnego w anime) Skull Knighta.
Rozdział 42
Akcja ratunkowa zakończyła się uratowaniem kliknij: ukryte Ymir i reszty rekrutów, ale problemy dopiero się zaczynają. W końcu trzeba ją przetransportować do miasta, a wojskowi nie będą tym zachwyceni. Po swojej stronie ma jednak Erena i najgorszym na co byłoby stać wrogów, byłaby próba skrytobójstwa. Ale nic z tych rzeczy!
Najpierw zdziwiły mnie idiotyczne słowa Bertholdta o wyprawie do rodzimej wioski, co ze względu na ich stan i niepewna sytuację zakrawało na absurd. A w jeszcze większy szok wprawiły mnie później Rynera, wskazujące, że coś mu się stało w głowę. Ale szczęka opadła mi dopiero w trakcie krótkiej retrospekcji, gdyż autor zaserwował taki zwrot akcji, że trudno się po nim ogarnąć.
Mówiąc wprost – w następnym rozdziale czeka nas walka z kliknij: ukryte oboma głównymi przeciwnikami, w której Eren nie powinien mieć najmniejszych szans, a trup będzie ścielić się gęsto. Oczywiście nie wiadomo czy to ci sami tytani co sprzed pięciu lat, ale i tak czeka nas coś niesamowitego. I tylko dlaczego Eren tak bardzo ich interesuje? Raczej nie dlatego, że inteligentni tytani są bardzo nieliczni, gdyż pozbyli się jednej z nich bez większego żalu. Jedynym powodem takiego zachowania może być zaginiony od pięciu lat ojciec Erena i tajemnice które skrywają podziemia ich domu. A to oznacza, że doktor Jaeger kliknij: ukryte zginął zabierając do grobu ważne dla nich tajemnice, o których mógł się dowiedzieć podczas zwalczania epidemii sprzed lat. Nie byłoby w tym nic dziwnego, szczególnie jeśli za jej wybuchem stali tytani. Możliwe też, ze sam doktor był tytanem i obecnie przebywa w ich wiosce, jako więzień lub główny zuy knuj, a towarzystwo syna bardzo by mu się przydało.
Wreszcie wyjaśnił się także jeden z motywów inteligentnych tytanów, którym jest eksterminacja ludzi wewnątrz murów. Haczyk tylko w tym że jest on już nieaktualny, z bliżej nieokreślonego powodu, na którego wyjaśnienie czekam z niecierpliwością.
ps. Zauważyliście jakim badassem jest Mikasa? Gdyby jeszcze tylko miała jakąś lepszą motywację do życia i walki niż łażenie za Erenem niczym wierny psiak…
Tom trzeci i wielki lol
kliknij: ukryte Bindi jako drugi mini‑boss, knujący jak wytłuc wszystkich uczniów i personel z matką Gracią na czele? No bez jaj… Nawet przy założeniu, że była chora psychicznie, jej dotychczasowe zachowanie nie trzyma się kupy. Szczególnie jeśli wziąć pod uwagę pierwszy tomik, w którym jej reakcje są całkowicie sprzeczne z tym co robi teraz. Wciąż też mnie zastanawia jak Ricky domyślił się tego wszystkiego już na początku tomu.
Dodatkowo jeszcze bardziej rzuca się w oczy nierówne tempo akcji. O ile pierwszy tom przynudzał to najnowszy składa się niemal wyłącznie z retrospekcji i jednej, wielkiej rzeźni. Oraz przeróżnych śmiesznostek, takich jak fakt, że filigramowa nastolatka w spódniczce leje po mordzie kilkunastu uczniów i ochroniarzy, oraz gołą pięścią rozwala ławeczkę. Szkoda też, że nawet ciekawe postacie epizodyczne giną jak muchy.
A plusy? Przede wszystkim podoba mi się przemiana Ricka, który wreszcie przestał zachowywać sie jak smarkacz i podejmuje męskie decyzje. Nie jest może tak ciekawy jak Kapoor i Doug, ale daje radę. Wreszcie też pojawia się drużyna Chrisa, co oznacza ze kolejna część będzie jeszcze większą rzeźnią i może uda się uniknąć w nawale kolejnych flaków i wiader krwi kolejnych głupich pomysłów.
Re: Rozbudowany, ale nieuporządkowany komentarz
W mandze ten problem niemal napewno pojawi się w finale. W końcu chyba wszyscy pamiętamy o behelicie zdobytym przez Guta już w pierwszym tomie, kliknij: ukryte a nie wydaje mi się by mógł poświęcić Caskę lub przyjaciół w zamian za moc wystarczającą do walki z Gryffithem. No chyba że jego wewnętrzny demon przejąłby nad nim pełną kontrolę.
Jedyną postacią nadającą się na króla Midlandu jest kliknij: ukryte sir Laban. Toż to wręcz ideał króla – odważny arystokrata i weteran dwóch wielkich wojen, przejmujący się losem swojego ludu. Najpierw trzeba jednak skopać tyłek Gryffithowi, a jedynymi zdolnymi do tego osobami są kliknij: ukryte Guts ze swoim wielkim mieczorem, Caska po odzyskaniu pamięci i ich dziecko, które pod ludzką postacią musi skrywać wielką potęgę i zdawać sobie sprawę kto odpowiada za jego los.
Jednak nawet bez tego Charlotte może mieć problem z jego zaakceptowaniem i wynikającą z tortur i dołączenia do God Hand wewnętrzną przemianą. W końcu jego osobowość ogranicza się obecnie jedynie do bezsensownej żądzy władzy i nie sposób znaleźć w nim ani śladu ludzkich uczuć, poza nienawiścią wobec Gutsa. A to oznacza mniejsze szanse na ślub z prawowitą następczynią tronu.
Po drodze jednak na pewno czeka nas retrospekcja Skull Knighta, wyjaśniająca jego związki z God Hand. Mam wrażenie, że nie ograniczają się tylko do kliknij: ukryte Voida, którego wygląd może wskazywać ze był potwornie torturowany (być może nawet na rozkaz Gaiserica – pierwszego króla Midlandu). Nie zdziwiłbym się gdyby znał także Slan, Ubika i Conrada przed ich przemianą, a być może był jej świadkiem.
ABC pytał tylko czy jakaś postać, poza Szwecją, ma potwierdzoną „nietypową” orientację. Odpowiedziałem mu najlepiej jak mogłem, wyjaśniając dlaczego za przykład postawiłem Francję, a nie kogoś innego. Zresztą i tak w momencie pisania recenzji nie miałem pojęcia o tym, że jakiś z bohaterów Hetalii jest gejem (tak, dowiedziałem się tego z powyższego komentarza) i nie przypominam sobie by choć raz miało to znaczenie na którymś z pasków wchodzących w skład pierwszych, czterech tomów.
Jest także o wiele lepszym przykładem niż Szwecja, bo jedną z idei przyświecających mi przy pisaniu było to, by nie straszyć czytelników, reagujących wymiotnie na hasło „yaoi”. Tym bardziej, że w mandze takich wątków jest tyle co kot napłakał i gdybym nie miał psychiki zrytej latami siedzenia w fandomie m&a to nigdy bym ich nie zauważył. Z drugiej strony trzeba było napisać coś w tej kwestii, a zboczony Francja powinien być o wiele bardziej akceptowalny przez przeciętnego czytelnika, niż Szwecja‑gej.
JoJo's Harem Adventure?
JBA nigdy nie było typową mangą i ilości wręcz nieprawdopodobnych udziwnień jednocześnie fascynowały i przerażały, ale JoJolion ewidentnie wyniósł to na jeszcze wyższy poziom. Nie ma to jak czytać kolejne strony z wielkim WTF na twarzy i zastanawiając się ciągle co się dzieje, a na ostatnich stronach dostać informację, dzięki której wszystko zaczyna nabierać sensu. Ciut przypomina to styl Naokiego Urasawy i tytułów detektywistycznych, ale jest tak nieprawdopodobnie zakręcone, że aż włosy jeżą się na głowie.
Mówiąc wprost – wreszcie „częściowo” dowiadujemy się kim jest nowy JoJo i o jego powiązaniach z Kirą, czyli adwersarzem czwartej serii. Oczywiście odpowiedzi prowadzą do kolejnych pytań, ale są naprawdę fascynujące, a zarazem całkiem spójne. Obawiam się tylko, że fabuła może potoczyć się dalej jak po sznurku, bo nowy cel Josuke jest tak oczywisty, że aż banalny.
Przy okazji zdałem sobie sprawę jak dużo fanserwisu wprowadziła ta część. Bohaterek jest jeszcze więcej niż w Stone Ocean, a ich relacje z JoJo są mocno dwuznaczne. Jedna widziała go na golasa i wykorzystała to by dobrze (i długo!) mu się przyjrzeć. Kolejna prawie zaciągnęła go do łóżka, a jeszcze inna pocałowała go z języczkiem. O statystce paradującej na golasa jakby naoglądała się Nisemonogatari oraz Holly Joestar straszącej ludzi magazynami porno wolę się nie rozpisywać. I niby nic, bo w każdym typowym shounenie znalazłoby się więcej erotyki, ale to dość mocna zmiana w porównaniu do poprzednich części cyklu.
Re: Wydania
Obecnie w miarę regularnie (czyli co rok) wychodzi jedynie Miecz Nieśmiertelnego. Czytelnicy wszystkich pozostałych serii czekający na dodruki lub nowe tomy mają natomiast przechlapane.
Mamy więc materiał na pierwszorzędny horror, ale coś się nie udało. Junji Itou ewidentnie nie miał pomysłu na proces pożerania Ziemi i wyszedł on groteskowo. Język okręcający się woków naszej planetki i liżący jej powierzchnię, wariująca grawitacja i przeróżne inne groteskowe wydarzenia racze śmieszą niż straszą. Jedyna rzeczą, która naprawdę się udała jest sama powierzchnia Reminy wyglądająca jak krajobraz rodem z potwornego koszmaru.
Drugim świetnie zapowiadającym się motywem była ucieczka przed rządnym krwi tłumem. Ale tu też coś nie wyszło i autor przesadnie demonizuje ludzi ścigających Reminę. Wściekły i ogarnięty strachem motłoch sam w sobie jest przerażający i dorabianie do tego porąbanych rytuałów, nieludzko wykrzywionych mord oraz kompletnego zezwierzęcenia sprawiło, że przekroczono granicę śmieszności.
Zresztą sama ucieczka też jest zrealizowana głupio. Bohaterowie uciekają, potem prawie ich łapią, znowu uciekają, łapią ich i krzyżują, a potem uciekają ponownie i tak w kółko. A istną wisienką na torcie są kataklizmy towarzyszące pościgowi i nieśmiertelność paru głównych postaci. O biedzie i nędzy jaką są główni bohaterowie nawet nie wspomnę, bo to już byłoby kopanie leżącego.
Ogólnie tytuł jest świetnym przykładem jak zmarnować fantastyczny pomysł.
Re: Byczek + trzy grosze w sprawie romanizacji
Odsuwając jednak na bok radość z tego odkrycia – przed paroma minutami wysłałem wiadomość Moshi i byczek zostanie jeszcze dzisiaj poprawiony.
Natomiast przyjęta romanizacja to wynik korekty recenzji głównej i tego że przy jej okazji dowiedziałem się, że powinienem używać nazewnictwa z AniDB, a nie ze skanlacji i JoJo's Bizarre Encyclopedii. I faktycznie sporo to namieszało, tym bardziej, że w recenzjach kolejnych serii na Czytelni używałem „starego” nazewnictwa. W zasadzie mogę tylko rozłożyć ręce i uznać swoją niekompetencję, bo jestem tylko żuczkiem przysyłającym co jakiś czas teksty, a nie członkiem redakcji.
W każdym razie warto było czekać, gdyż manga ma świetnie zbudowane uniwersum. Akcja dzieje się po armagedonie zwanym „Wielkim Żarem”, spowodowanym przez Boga, który po latach walki z chaosem sam popadł w szaleństwo. W wyniku tego cały świat zmienił się w ruiny i pustkowia, a większość ludzi zginęła lub zmieniła się w mutanty i potwory – Groteski, zabijające wszystkie ocalałe osoby. Zagładę przetrwała głównie część aniołów pod przywództwem Archanioła, lecz zostało to ciężko okupione i prawie wszyscy cierpią na (nomen omen) groteskowe deformacje ciała.
W tym świecie do życia budzi się bezimienny bohater, mający na celu dotarcie do wieży w której uwięziony jest szalony Bóg, pokonanie jej wszystkich poziomów rojących się od coraz silniejszych Grotesek oraz oczyszczenie i zarazem zabicie Stwórcy. Nie robi tego jednak pierwszy raz, gdyż już wielokrotnie ginął na jej różnych poziomach i za każdym razem musiał zaczynać od nowa. I dopóki nie wypełni swojej misji nie będzie mógł naprawdę umrzeć, ani odkupić swego potwornego grzechu.
Efekt jest naprawdę mocny, tym bardziej że całość skupia się raczej na tajemnicach dotyczących misji bohatera i jej drugim dnie, sugerującym że motywy Archanioła wcale nie muszą być tak szlachetne jak się wydaje i że strzelanie z karabinu do Boga nie jest najlepszym pomysłem. Walki są na dalszym planie, tym bardziej że główny bohater nie jest zbyt silny, a zwerbowana po drodze parka pomocników najchętniej by się pozagryzała. Dodatkowo fenomenalnie zrealizowano motyw wielokrotnego rozpoczynania wędrówki od początku.
Dawać kolejne rozdziały!
JoJolion
Pierwsze wrażenie – jest nieźle, choć w jakiś sposób inaczej niż dotąd. Połowa frajdy z lektury pochodzi z piętrzących się wokół tajemnic, otaczających nowego JoJo, rodzinę Higashitów i całe miasto Morioh. Cierpiący na amnezję JoJo okazuje się mieć spore, ale niejasne powiązania z głównym adwersarzem czwartej serii. Całkiem spora rodzinka Higashitów teoretycznie go wspiera, ale nie wydaje się mieć czystych intencji i nie zdziwiłbym się gdyby trzeba było wszystkim po kolei obić facjaty. Natomiast Morioh stara się podnosić z klęski żywiołowej sprzed paru miesięcy, ale wciąż bardzo wielu ludzi uznaje się za zaginionych, a ocalałe drogi i budynki są niszczone przez wypiętrzające się spod ziemi dziwaczne struktury zwanymi Wall Eyes.
Tajemnic jest więc mnóstwo. Będą one szczególnie fajne dla osób mających za sobą pierwsza i czwartą serię, bo liczba nawiązań do nich jest ogromna i nic dziwnego że JoJoliona uznaje się za alternatywną wersję Diamond is Unbreakable. Jednocześnie jednak wszystkie nawiązania są postawione na głowie w typowym dla tej mangi stylu. Wystarczy przyjrzeć się postaciom, by zauważyć podobieństwa do wcześniejszych bohaterów. Nawet nowy JoJo mocno przypomina, pomimo fanserwiśnego dla pań marynarskiego mundurka, inne postacie: Jotaro ze względu na czapkę i symbole na ubraniu oraz Jonathana z powodu swojej naiwności.
Widać także sporo nawiązań fabularnych. Ponownie pewna postać zostaje adoptowana, a wynikający z tego konflikt prowadzi choćby do bójki przy pomocy pięści i wyciągniętego noża. Oj, dobrze że została przerwana w podobny sposób jak w Phantom Blood. Martwi mnie jedynie kandydat na nowego Dio, bo jest takim nieudacznikiem że ani strzały Standa, ani przemiana w wampira nie zrobiłyby z niego godnego przeciwnika. Jestem także niemal pewien, że Wall Eyes mają takie same pochodzenie jak Devil Palm i trzęsienie ziemi sprzed paru miesięcy musiało przesunąć ku powierzchni coś, co kiedyś spadło z nieba.
Walki, supermoce i Standy zostały na razie zepchnięte na dalszy plan, ale pewnie zmieni się to z czasem. Na razie przyczepię się jedynie do projektów Standów, bo dotąd nie zauważałem żadnego, który nie gwałciłby poczucia estetyki. Nawet Soft&Wet wygląda dziwnie i nie sposób domyśleć się po nim na pierwszy rzut oka ani jego siły, ani niezwykłej mocy. Zresztą nawet jego zdolność, polegająca na odebraniu czegoś innej postaci i wykorzystaniu tego samemu, jest przekombinowana i wciąż nie jestem pewien jak właściwie działa. Z drugiej strony JoJo zazwyczaj nie mieli zbyt ciekawie wyglądających standów i tylko Star Platinum robił wielkie wrażenie.
Wygląd postaci wcale nie jest lepszy i chyba tylko Yasuho prezentuje się dobrze z tymi swoimi warkoczykami i w różanej spódnicy. Natomiast Norisuke Higashita to chodzące nieporozumienie. Wygląda jakby miał włosy zrobione z gumy balonowej!
ps. Przy okazji pojawiła się informacja o nowym one‑shocie z Rohanem Kishibe (czyli alter ego autora) w roli głównej. Wcześniejsze jednostrzałówki mnie nie zachwyciły, ale i tak trzeba będzie to sprawdzić!
Re: Kiedy dalsze rozdziały?
Wielkie rozczarowanie, ale...
I wszystko jednak mogłoby pójść w rewelacyjnym kierunku, gdyby nie gadatliwość bohaterów, oklepane rozterki i brak odwagi autora, by poprowadzić fabułę w niesztampowym kierunku. A szkoda, choć ogólnie nie wyszło to źle.
Re: Zła liczba tomów.
Seria jest tak liczona, gdyż prawie wszystkie wcześniejsze serie kończyły i zaczynały jeszcze w tym samym tomie. W piątym kończył się Phantom Blood i zaczynało Battle Tendency, a w czterdziestym siódmym skończył się Diamond is Unbreakable i jednocześnie rozpoczęło się Vento Aureo. Dopiero od czasu Stone Ocean wszystkie serie są od siebie oddzielone tomami. Zresztą część stron internetowych podaje numerację tomów szóstej serii podwójnie, jako 1 (64)-17 (80). Podobnie jest z siódmą.
Poza tym, jednak da się napisać napisać reckę główną dla całego cyklu, a Ave właśnie męczy się z korektą jakichś bazgrołów i może coś z tego wyjdzie. Problem tylko w tym, że będzie jednocześnie długaśna i okrojona do minimum, więc powinna straszyć nie gorzej niż liczna tomów całego JoJo's Bizarre Adventure. Gra w modyfikowanie technikaliów nie wydaje mi się więc warta świeczki.
Obecnie mam za sobą siedem pierwszych serii i jestem na bieżąco z powstającym obecnie JoJolionem, będącym alternatywną wersją czwartej serii. I jestem pod wrażeniem, bo pomimo wad (różnych dla każdej z części) całość porwała mnie oryginalnością. Praktycznie każda historia rozpoczyna się od upitolenia łebka schematom z poprzedniczki. Bohaterowie podróżowali przez pół świata? Niech więc akcja następnej toczy się w jednym mieście lub w więzieniu! Autor zbyt mocno namącił w zakończeniu? Niech kolejna toczy się w alternatywnym uniwersum, będącym misz‑maszem rożnych motywów kręcącym się wokół szalonego wyścigu, któremu CannonBall może lizać buty!
No i jeszcze te zakręcone nadnaturalne moce postaci na czele ze Standami, czyli wychodzącymi z ciała użytkownika na wpół materialnymi istotami (zazw. humanoidami) walczącymi zamiast niego za pomocą pięści i nadzwyczajnych umiejętności. Co powiecie na Standy cofające lub zatrzymujące czas, przywracające dotkniętą rzecz do poprzedniego stanu lub zmieniające ją w wybrane żywe stworzenie? Albo takie pozwalające na przejęcie duszy przeciwnika w wyniku gry w kamień‑papier‑nożyce lub pokera, albo jego przemienienie w dinozaura lub zombie. Mówcie co chcecie, ale bohaterowie zwiedzający w scenerii dzikiego zachodu przed Tyranozaurem, bijący się po łbach zabytkowymi kolumnami rzymskimi niczym maczugami, albo okładający piąchami rzucony w ich kierunku walec drogowy to coś czego nie spotkacie w każdej mandze. Muda da!
Re: Rozdział 34
A rozdzialik przeczytany i…
Wow! Trzeba przyznać że autor ma klasę i sposób w jaki wprowadza nowego przeciwnika jest naprawdę mocny. Mam jednak dziwne wrażenie że walka może zacząć toczyć się na trzy fronty, bo sierściuch ewidentnie jest przybyszem z daleka i nie wygląda na to by kontaktował się z dotychczasowymi adwersarzami. Scena w jakiej pancerny tytan rozrywałby go na kawałki mogłaby być genialna.
Podobało mi się także jak instruktorzy zastanawiają się nad sytuacją – czy mur lub brama zostały zniszczone i czy Eren mógłby coś na to poradzić. Niesamowite jest także to jak naturalnie niektórzy ludzie zaczynają przekonywać się i polegać na głównym bohaterze. W końcu parokrotne uratowanie miasta przyniosło mu jakieś korzyści i może już nikt nie będzie do niego celował z armatki.
Szkoda tylko że dialogi pełne się nadętego patosu, a liczba ciekawych postaci znowu się skurczyła. W zamian dostaliśmy największego badassa w historii tej mangi, ale prędzej trzeba będzie mu powyrywać coś więcej niż tylko włosy z tyłka.
Re: LOLouch!
I czy tylko ja mam wrażenie, że Renya jest kliknij: ukryte przodkiem Suzaku. To tłumaczyłoby czemu nie chce podawać swojego nazwiska, bo to w końcu wstyd przyznać się do takiego potomka. Dodatkowo w Shikkoku no Renya ten patent został już wykorzystany wielokrotnie, w tym w wypadku odległego krewnego trzeciego rycerza okrągłego stołu – Gino. Andreas Weinberg niestety przypomina go tylko z wyglądu, ale zawsze to coś.
Re: Pytanie...
Re: Co chapter, to gorzej
Tak naprawdę irytuje mnie głównie to, że wciąż nie rozumie na czym polega bycie „prawdziwym wojownikiem”. Przecież to oczywiste, że kliknij: ukryte ma on walczyć w obronie innych i unikać niepotrzebnego rozlewu krwi. Jego ojcu domyślenie się tego zajęło tylko trzy dni, a Thorfinn wciaż tego nie rozumie.
Rozdział 34
Natomiast środek rozdziału kradnie dla siebie Armin. Uwielbiam to jak szybko dochodzi do odważnych wniosków, niedługo po tym jak sam o nich pomyślałem. Jego teorie na temat budowy muru i tego co uchroniło jego mieszkańców przed tytanami są spójne i intrygujące. No i jeszcze te słowa o tym: „że obudza się niedługo i wszystkie na raz”. Pytanie tylko po czyjej staną stronie.
Wygląda na to, że fabuła jednak pójdzie w innym kierunku niż się spodziewałem i ludzie znowu schodzą do defensywy. A raczej znowu będą musieli walczyć z całych sił o przetrwanie, bo sytuacja nie wygląda dobrze. Jeśli do bitwy włączy się opancerzony tytan to nie wiem czy ktokolwiek będzie w stanie go powstrzymać. No i mam wrażenie że liczba postaci znowu mocno się skurczy.
Re: Po lekturze 3 tomu
Natomiast Kai traktuje swoją partnerkę jedynie nieco lepiej i to pewnie tylko dlatego że jest samotny w swoim zamku mając do dyspozycji jedynie zawartość słoi z formaliną. Broni jej tylko na przekór innym bohaterom, w normalnej sytuacji pewnie traktowałby ją tak samo jak zawsze i w życiu by nie pobiegł za nią do wiadomego miejsca.
Zresztą osobiście na miejscu generała Glena wysłałbym całą czwórkę do najbliższych koszar na półroczne szkolenie pod czułym okiem najbardziej wymagających oficerów i oddziału uzbrojonego w karabiny na gumowe kule. I to nie tylko dlatego że chciałbym zobaczyć Alice biegnącą na przełaj w pełnym rynsztunku, Kaia czyszczącego latryny i Jacka na musztrze. Po prostu ich niekompetencja jest tak ewidentna i przekracza wszystkie granice, że dziwne że handlarze narkotyków nie wyjeżdżają z Dragon Break cysternami wypełnionymi wodą ze Źródła.
Re: Pytanie...
A Gurren Lagann jest kiepskim przykładem, bo nie poświęca miejsca na zastanawianie się skąd bohaterowie mają świeże powietrze, światło i jedzenie. No ale czego oczekiwać po anime w którym mechy rzucają w siebie galaktykami…
Dla porównania w SnK polityka i gospodarka mają spore znaczenie. W pewnym momencie zostaje powiedziane wprost, że już utrata dwóch murów oznacza zagładę miasta w wyniku wewnętrznym walk wśród obywateli i braku przestrzeni do mieszkania i upraw.
Ludzie dysponują głównie typowymi oraz zmodyfikowanymi armatami, umożliwiającymi strzelanie prawie poziomo w dół, bo zbudowanie czegoś bardziej zabójczego i równie szybkostrzelnego byłoby trudne. Nie mam pojęcia czy byłoby możliwe stworzenie maszyny miotającej ostrza, ale wydaje mi się że jej pociski byłyby bardzo trudne w transporcie na mur, kosztowne w produkcji i nazbyt ciężkie. Lepszym pomysłem byłaby już balista miotająca oszczepami, ale tu problemem również byłaby logistyka i niedostateczna celność. W mandze pojawia się wątek mówiący, że wcześniej ludzie posiadali machiny zdolne podpalać głowy tytanów, ale ta technologia prawdopodobnie zaginęła.
Niestety walka wręcz wydaje się najlepszym pomysłem, gdyż broń palna jest rzadka i skuteczna tylko wobec mniejszych tytanów. Miecze są świetne, a ich wygląd jest wzorowany na zwykłych nożach biurowych, co pozwala na szybkie pozbycie się stępiałych części ostrza przez ich odłamanie. W końcu mają być ostre, a nie wytrzymałe. W Evangelionie zastosowano podobny pomysł z nożami będącymi na wyposażeniu mechów.
A bunkry wydają się zbyt kłopotliwym pomysłem. Na pewno pod miastem istnieją jakieś podziemia i kopalnie, ale by przenieść tam całą ludność trzeba by było jakoś oświetlić wnętrza, a nic nie wskazuje na to by w tym świecie wynaleziono elektryczność. Poza tym ludzie muszą coć jeść, a roślinki nikomu nie wyrosną pod ziemią.
Tak naprawdę na razie największą wadą tego uniwersum są ogromne niedopowiedzenia. Nie wiadomo na przykład co z pozostałymi trzema miastami‑bramami muru Marii. Niby nikt o nich nie wspomina, ale gdyby udało im się obronić to byłyby wyśmienitą bazą wypadową dla oddziałów. Nie wspominając o tym jak do diabła zbudowano tak absurdalnie wielkie mury. Przypominam że całe miasto wygląda o tak, co zupełnie zmienia sposób patrzenia na nie.