Finder
Recenzja
Istnieją takie mangi yaoi, o których słyszała niemal każda fanka gatunku i właśnie do nich zalicza się Finder Ayano Yamane. To dla mnie bardzo ważny komiks, nie z powodu jego wartości artystycznej, bo ta jest żadna, ale dlatego, że to pierwsza manga yaoi, jaką przeczytałam w życiu… Dlaczego nie uciekłam z krzykiem po lekturze pierwszego rozdziału? Bo wiedziałam, dzięki bardziej doświadczonym koleżankom, że dalej czeka na mnie boski, chiński, powiewający bisz! I tak bujam się od kilku lat z twórczością pani Yamane, pomstując na schematy, klasyczne podziały, miłość okazywaną poprzez gwałt i wszystkie inne idiotyzmy, ale trwam wiernie, bo w swojej klasie, to jest tandetnych homoseksualnych czytadeł, Finder niezmiennie dzierży palmę pierwszeństwa. Poza tym, co tu dużo mówić, to w sumie strasznie fazowe romansidło, mimo wszystko mające mocne strony.
Akihito Takaba jest fotografem, pracującym jako wolny strzelec, ale bardziej od gwiazdeczek i celebrytów wszelkiej maści interesują go ludzie wysoko postawieni, którzy nie stronią od szemranych interesów. Pewnego dnia Takaba nie do końca umyślnie naraża się biznesmenowi Ryuichiemu Asamiemu, oficjalnie właścicielowi kilku ekskluzywnych nocnych klubów, zaś nieoficjalnie człowiekowi zamieszanemu w handel narkotykami i przemyt. Asami, zaintrygowany młodym fotografem, postanawia dać mu bardzo bolesną nauczkę, którą Akihito zapamięta do końca życia…
Pierwszy tom może być odrobinę mylący, gdyż sprawia wrażenie zbioru oneshotów. Tytułowa historia zajmuje zaledwie dwa rozdziały oraz krótką, dodatkową opowiastkę, tymczasem resztę tomiku wypełniają niepowiązane ze sobą opowieści. Jakościowo są one niezwykle podobne – cóż, owijanie w bawełnę nie ma sensu – pierwszy tom to zdecydowana przewaga scen erotycznych nad fabułą, która pełni rolę pretekstową. Mimo to nie wyrabiałabym sobie zdania o Finderze tylko na podstawie pierwszego, niestety bardzo nietrafionego, rozdziału, będącego jedną wielką orgią sado‑maso. Na szczęście podobnych kwiatków dalej nie uświadczymy, a rzeczony początek wziął się stąd, że seria rozpoczęła swój żywot jako opowiadanie stworzone na potrzeby pisma SM właśnie. Ale na puchaty, lukrowany romans, czytelnicy nie powinni liczyć, ponieważ „związek” bohaterów, przynajmniej na początku, zalicza się do wyjątkowo toksycznych. Mamy więc klasycznego seme, bogatego, inteligentnego, cynicznego, z klatą jak szafa trzydrzwiowa, pod krawatem, ociekającego testosteronem do tego stopnia, że jego męskość zaburza czasoprzestrzeń oraz równie klasycznego uke, chociaż nie do końca! Czego by nie mówić o Takabie, chłopak ma przysłowiowe jaja, może i jest trochę chuderlawy, ale do panienki z penisem mu jeszcze daleko i jak trzeba odpyskować potrafi, po mordzie da, także aż taką sierotą nie jest. Ale że są sobie z Asamim przeznaczeni, to wiadomo od początku…
Na szczęście obecne w tomiku oneshoty już nie jadą po bandzie i w sumie prezentują się jak na średniaki yaoi przystało. Krótkie, przyjemne, z obowiązkową sceną łóżkową, jeżeli komuś przypadną do gustu, to na pewno ucieszy go wiadomość, że dwa z nich, to jest Lekcja miłości oraz Ziarna miłości (moim zdaniem najsympatyczniejszy rozdział w omawianej części) powracają w nowej odsłonie w kolejnych tomach Findera. Poza tym, przepraszam za spoiler, dalej będzie też fabuła! I to całkiem niezła jak na tego typu czytadło. To w ogóle jest mój największy zarzut względem komiksów Ayano Yamane – mangaczka ma dobre pomysły i naprawdę potrafi wymyślić interesującą historię, tylko momentami przesadza z seksem, wstawia sceny tam, gdzie zupełnie nie pasują, na siłę, no bo jak to tak, bez sceny łóżkowej?! Tymczasem gdyby od czasu do czasu odpuściła sobie wątek erotyczny, z pewnością manga by na tym zyskała, co wyraźnie widać w rzadkich przebłyskach geniuszu, które autorce się trafiają.
Od strony technicznej komiks prezentuje się bardzo dobrze. Chociaż Ayano Yamane lubi podkreślać poprzez rysunek, kto jest stroną dominującą, a kto zdominowaną, nie popada w skrajności. Jak już wspomniałam, Takaba wygląda jak mężczyzna mimo drobniejszej budowy ciała, a problem „zniewieściałych uke” w ogóle jest tu nieobecny. Kreska mangaczki jest estetyczna i przyjemna, anatomiczne „deformacje” są w granicach rozsądku, a tłom niczego nie brakuje – zresztą to właśnie rysunek zachęcił mnie się sięgnięcia po Findera. Wydawnictwo Kotori również stanęło na wysokości zadania i chociaż wolałabym matową okładkę (na coś trzeba ponarzekać), błyszcząca wygląda zaskakująco ładnie. Wyjątkowo przypadło mi do gustu wkomponowanie tytułu i nazwiska autorki w okładkę, czcionka została dobrze dobrana, okładki nie szpecą żadne niepotrzebne elementy, a grzbiet kojarzy się z książką sensacyjną – nic, tylko dopisać „Tom Clancy” i postawić na półce obok kryminałów. Z tyłu znajdziemy krótki opis fabuły (cóż, jaka fabuła, taki opis) i oznaczenie +18, w tym przypadku jak najbardziej słuszne i na miejscu.
Pierwszą stronę zajmuje kolorowa ilustracja wątpliwej urody, acz nie tyle ze względu na styl, co przedstawiony temat, potem mamy spis treści i właściwy komiks. Duże brawa należą się tłumaczowi, dialogi są naprawdę świetnie napisane – naturalne, dopasowane do tematyki i wieku bohaterów. Znalazło się miejsce na przekleństwa, ale zostały one użyte z rozmysłem, dzięki czemu całość nie jest wulgarna. To naprawdę miły dla oka i ucha przekład, znacznie uprzyjemniający lekturę. Korekta również spisała się dobrze. Jakość druku jest bardzo dobra, komiks ma także wewnętrzne marginesy i numerację stron, co prawda niepełną, ale pozwalającą bez problemu poruszać się według spisu treści. Może jedynie dziwić układ końcówki, gdyż posłowie autorki znajdziemy przed ostatnim rozdziałem – swoją drogą, warto je przeczytać, gdyż mangaczka sama w nim przyznaje, że są w pierwszym tomie rzeczy, które nie całkiem jej wyszły. Ostatnią stronę zajmuje stopka redakcyjna.
Finder to manga specyficzna, operująca wytartymi kliszami, chętnie powielająca najbardziej wyświechtane i tandetne schematy, a przy tym mająca swoisty urok. Autorka zachowuje spory dystans do własnej twórczości, ale też wyraźnie lubi stworzone przez siebie postaci. Mimo wszystko naprawdę warto spróbować, acz lepiej nie podejmować decyzji po pierwszym tomie, ponieważ nie jest on do końca reprezentacyjny. Fanki i tak kupią, część osób skusi się pewnie pod wpływem nostalgii i wspomnień, ostatecznie to Finder, niesławny klasyk, w końcu w Polsce!
Tomiki
Tom | Tytuł | Wydawca | Rok |
---|---|---|---|
1 | Na celowniku | Kotori | 4.2015 |
2 | W klatce | Kotori | 7.2015 |
3 | Skrzydło | Kotori | 11.2015 |
4 | Więzień | Kotori | 2.2017 |
5 | Prawda | Kotori | 4.2017 |
6 | Pożądanie | Kotori | 8.2017 |
7 | Namiętność | Kotori | 12.2017 |
8 | Przysięga | Kotori | 3.2018 |
9 | Bicie serca | Kotori | 11.2019 |
10 | Miesiąc miodowy | Kotori | 10.2020 |
11 | Aż po kres | Kotori | 1.2023 |