Manga
Oceny
Ocena recenzenta
5/10postaci: 5/10 | kreska: 7/10 |
fabuła: 4/10 |
Ocena czytelników
Recenzje tomików
Top 10
Atak Tytanów: Levi - Narodziny
- Attack on Titan: No Regrets
- Shingeki no Kyojin Gaiden - Kuinaki Sentaku
- 进击的巨人外传 无悔的抉择
- Atak Tytanów
- Atak Tytanów: Before the Fall
- Atak Tytanów: Lost Girls
- Gekijouban Shingeki no Kyojin (film)
- Shingeki! Kyojin Chuugakkou (TV)
- Shingeki! Kyojin Chuugakkou
- Shingeki no Kyojin (TV)
- Shingeki no Kyojin: Hangeki no Noroshi (ONA)
- Shingeki no Kyojin [2015] (film)
- Shingeki no Kyojin [2017] (TV)
- Shingeki no Kyojin [2018] (TV)
- Shingeki no Kyojin [2019] (TV)
- Shingeki no Kyojin: Ano Hi kara (SP)
- Shingeki no Kyojin: Kuinaki Sentaku (OAV)
- Shingeki no Kyojin: Lost Girls (OAV)
- Shingeki no Kyojin OAD (OAV)
- Shingeki no Kyojin: Picture Drama (PD)
- Shingeki no Kyojin Season 2: Kakusei no Houkou (film)
- Shingeki no Kyojin: The Final Season (TV)
- Shingeki no Kyojin: The Final Season [2022] (TV)
- Shingeki no Kyojin: The Final Season [2023] (SP)
- Sungeki no Kyojin
Ni to pies ni to wydra, dwutomówka o młodości kapitana Leviego, starająca się zadowolić wszystkich, a niezadowalająca nikogo.
Recenzja / Opis
Zwykle uważam roztkliwianie się nad przynależnością gatunkową komiksów i seriali za mało znaczące, ale tym razem zrobię wyjątek. Powód jest prosty – Atak tytanów: Bez żalu/Levi – Narodziny (na całym bożym świecie nikt nie jest pewny prawdziwego tytułu) jest tworem na wskroś komercyjnym. Porzućcie nadzieję ci, którzy liczycie, że u podstaw powstania tego komiksu leżało przedstawienie znaczącej historii, czy choćby narysowanie czegoś ładnego. Nic z tego, ktoś chciał to sprzedać, cała reszta to środki wiodące do celu. Mój wewnętrzny burżuj krzyczy, kiedy patrzę na mangowy mainstream, ale rozumiem powody, dla których jest atrakcyjny i się sprzedaje. W tym przypadku jedynym takim powodem jest tytuł; treść zawodzi, bo inicjatorzy przedsięwzięcia postanowili się łasić do kilku grup komercyjnych na raz, na co nie starczyło im miejsca ani talentu.
Celowo piszę o kadrze zarządzającej, nie o autorach, bo ci wydają się równie wymienialni jak treść. Pierwszy był Gun Snark, który napisał visual novel o tytule Shingeki no Kyojin Kui Naki Sentaku, gdzie ostatnią część tłumaczy się jako „wybór bez żalu”. To wyjaśnia pochodzenie tytułu mangi, który ma sens w grze, gdzie faktycznie mamy wybór, ale w mandze już najmniejszego. Jest to jedyne dzieło Guna Snarka, dodane jako bonus do wydania anime. Dlaczego robić komiksową adaptację akurat tej visual novel – nie wiadomo, nie wyróżnia się niczym. Decyzja jednak zapadła i manga ujrzała światło dzienne w magazynie „Aria”, które specjalizuje się w… shoujo. Rysowniczka Hikaru Suruga poza tym komiksem nie za dużo w ogóle narysowała, ale że później zabrała się za dzieło o wymownym tytule Prizon Hearts (też w magazynie „Aria”), to widać, że bliższe są jej klimaty pięknych chłopców oraz ich wzruszających dramatów. Postawienie pytania „Czym Bez żalu/Levi – Narodziny w takim razie w ogóle jest?” staje się nieuchronne i gdybym był w stanie na nie odpowiedzieć na podstawie treści, to zapewniam, że nie zagłębiałbym się w niuanse powstawania tego komiksu.
Mogę spróbować być aroganckim recenzentem i oceniać mangę po okładce. W tym przypadku okładki dwóch tomów informują nas, że jej główny bohater Levi jest bardzo przystojny. Myśl tę wzmacniają liczne portrety Leviego (Levi‑pot, krew i łzy; Levi‑sprzątaczka; Levi‑grumpy cat, Levi…), jak też kolorowe strony, te ostatnie sugerują też zupełnie nowe spojrzenie na manewry przestrzenne w Ataku tytanów. Spojrzenie, przeciwko któremu nic nie mam, nawet chętnie bym się w nie zagłębił, tylko przeszkadza mi brak konsekwencji.
Nie tylko pięknem Leviego człowiek żyje – fabuła jest, z trudnością, ale dyszy i w swoim pierwszym westchnieniu informuje nas, że Levi w młodości zajmował się bandytką w podziemiach stolicy razem z grupą kumpli. Podziemia to monstrualne jaskinie, w których w magiczny sposób jest jasno, są tam całe domy i mają nawet dachy, zapewne żeby chronić wnętrza przed kapaniem ze stalaktytów. Podziemi tych próżno wypatrywać w głównej serii Ataku tytanów. To samo tyczy się kumpli Leviego, więc domyślcie się sami, czytelnicy, jak cała ta historia się skończy. Ja nic nie mówię. Pomiędzy znanym początkiem i znanym zakończeniem banda zostaje złapana przez Erwina, który oferuje im wybór między – w pełni dobrowolnym – zgłoszeniem się do korpusu zwiadowczego a śmiercią. Nie jest to alternatywa wykluczająca, z czego zainteresowani zdają sobie sprawę i stawiają bardziej na plan B, przewidujący zlikwidowanie Erwina na polecenie jego przeciwników w dowództwie głównym. Czy plan się powiedzie, a w serii głównej mamy do czynienia z jego złym bratem bliźniakiem? Ja nic nie mówię.
Skoro finał wydarzeń jest tak upokarzająco łatwy do odgadnięcia, to pozostaje obserwować, jak się będzie wydarzać i w tym temacie Levi – Narodziny ma do zaoferowania wszystko i nic. Wytrwale stara się symulować główną serię wraz z jej ponurym światem i dramatycznymi wyborami, a jednocześnie, mniej lub bardziej świadomie, próbuje przebić się do damskiej części widowni nastawionej na lżejszą rozrywkę. Piękni młodzi chłopcy latają w uprzężach wśród strug deszczu, ich najbliżsi towarzysze giną na placu boju, a nimi samymi targają rozpacz i gniew – cóż za melodramat! Romantyzm jest obecny w oryginalnej serii, ale w mniejszych dawkach i jest mocno zderzany z obiektywną i nieprzyjemną rzeczywistością. Świat Ataku tytanów jest brudny, nadzieja ledwo się tli, tutaj wszystko jest elegancko wygładzone, czego efekt okazuje się… nie tyle zły, co nijaki. Wszystkie typowe dla tej franczyzy motywy się pojawiają – jest podkreślanie związków na śmierć i życie pomiędzy żołnierzami, jest wojenny pragmatyzm, jest warstwa taktyczno‑strategiczna, są rozważania typu „Dlaczego walczymy?”; realizacja żadnego nie sięga kompromitacji, ale też dla każdego po kolei jest słabsza niż w głównej serii.
Po co więc to czytać? Ja nic nie mówię. Z jednej strony zabrakło autorom doświadczenia i talentu, z drugiej – jest tu wszystkiego po prostu za dużo jak na dwa tomy. Kolejne sceny podejrzanie wyglądają jak wypełnianie listy kontrolnej z niezbędnymi elementami Ataku tytanów. Najlepiej zanurzenie w tym gulaszu wątków i motywów znoszą relacje między Levim a resztą jego bandy. To najbardziej oryginalna część mangi, która ciągnie całość, choć sama cierpi przez fiksację na protagoniście. Wiadomo, czyje smagłe ciało mamy tu oglądać, jego towarzysze to sympatycznie odmalowane, ale zaledwie tło. Jest tylko jedna relacja, która miała w tej mandze szanse na sensowny rozwój i są to stosunki Levi‑Erwin, tyle że drugi z wymienionych bohaterów jest marnowany na nieprzesadnie porywające mowy motywacyjne i równie przynudzający wątek polityczny. Mimo to sceny z ich udziałem mają w sobie celowość, która przykuwa do lektury skuteczniej niż reszta z rozlicznych motywów w tej gmatwaninie.
Podobny kompleks co fabułę trawi też grafikę. Technicznie – przyznaję – jest rzędy wyżej od czegokolwiek, co Isayama w życiu stworzył, tylko charakteru w niej za grosz. Znowu – zderzenie seinena w konwencji dark fantasy ze stylistyką shoujo daje efekt poprawny, ale nijaki. Suruga może i rysuje tła pięć razy częściej niż Isayama, jednak nie starczy jej inwencji, aby umieścić na nich cokolwiek ciekawego, co czyni je kompletnie pomijalnymi. Rysowniczka ewidentnie preferuje postaci, co pomaga w scenach obyczajowych i walkach. Niektóre całostronicowe rysunki zaskakują dopracowaniem, udowadniając, że kiedy Surudze pozwoli się rysować to, co lubi, efekty potrafią być piękne. Jednak, jako że złośliwy ze mnie człowiek, nawet pozorny komplement jest w istocie krytyką – Atak tytanów nie jest opowieścią o pięknie, stara się być wręcz jak najdalej od tego! To brzydota jest w centrum jego zainteresowania, aby to zrozumieć, wystarczy spojrzeć na tytanów w Bez żalu, którzy są po prostu zbyt ładni, aby robić jakiekolwiek wrażenie. W zamian za nich otrzymujemy zachodzące słońce i Leviego prezentującego swoją męskość, w czym dostrzegam potencjał, wspaniały potencjał, tylko za mało tego, za mało…
Prawdopodobnie brzmię nieznośnie sarkastycznie, ale trudno mi zachować pozytywne nastawienie do mangi, która bardziej przypomina masowy produkt niż historię opowiedzianą z sercem. W tym tkwi tak naprawdę sedno mojej krytyki – kiedy rozpatrywałem poszczególne aspekty techniczne i rozwiązania fabularne, wszystkie same w sobie są poprawne, ale co z tego, kiedy nie ma tutaj iskry i emocji, które nadawałyby opowieści wiarygodność. Scenarzysta Gun Snark chciał odtworzyć klimat Ataku tytanów na potrzeby interaktywnego medium. Na jego korzyść działało, że miał małą konkurencję; przeniesienie jego scenariusza na karty komiksu otwarło pole do porównań, uzmysławiających ogrom biernego naśladownictwa. Z kolei Hikaru Suruga ewidentnie wolałaby narysować shoujo, co pasowałoby do Ataku tytanów jak pięść do nosa, ale byłoby komiksem zrodzonym z pasji. Z prób pogodzenia tych wizji wyszło dzieło mdłe, mające niewątpliwe walory techniczne, ale odrzucające wyrachowaniem.
Technikalia
Rodzaj | |
---|---|
Wydawca (oryginalny): | Kodansha |
Wydawca polski: | J.P.Fantastica |
Autor: | Hajime Isayama |
Tłumacz: | Paweł Dybała |
Rysunki: | Hikaru Suruga |
Scenariusz: | Gun Snark |
Wydania
Tom | Tytuł | Wydawca | Rok |
---|---|---|---|
1 | Tom 1 | J.P.Fantastica | 5.2015 |
2 | Tom 2 | J.P.Fantastica | 9.2015 |