Highschool of the Dead
Recenzja
Są komiksy, na których publikację czekałem z ogromnym zainteresowaniem; są i takie, które w gruncie rzeczy były mi obojętne, a które kupiłem zaciekawiony okładką, na potrzeby recenzji czy pod wpływem impulsu. Highschool of the Dead zdecydowanie należy do tej drugiej kategorii, tj. wiedziałem już od dłuższego czasu o planowanym wydaniu, a decyzję o zakupie podjąłem na zasadzie „a zobaczymy”. No i zobaczyłem, i pewnie na tym zakończę moją znajomość z rzeczoną mangą, ale skoro już jest, to recenzję można napisać.
Historia recenzowanego tomiku rozpoczyna się in media res; grupka uczniów szkoły średniej właśnie barykaduje się w obserwatorium astronomicznym, odpierając atak zombi. Po kilku stronach mamy przeskok czasowy (dwie godziny wstecz) do chwili, gdy świat dopiero zaczął stawać na głowie. Spokój nie trwa długo – plaga zombi właśnie zbliża się do wrót szkoły, która szybko staje się śmiertelną pułapką dla zamkniętych w niej osób, tak uczniów, jak i nauczycieli. W dalszej części śledzimy poczynania innych postaci, które zapewne w kolejnych tomach obejmą role bohaterów głównych i drugoplanowych. Fabuła jako taka nie występuje: dostajemy raczej krótkie, niepowiązane ze sobą minihistorie, traktujące o poszczególnych osobach, grupach i ich reakcji na zagrożenie. Dopiero pod koniec zostaje to wszystko jakoś powiązane, a z mangi szkolnej z żywymi trupami w tle przechodzimy do komiksu, opowiadającego o przetrwaniu w postapokaliptycznym świecie.
Niewątpliwie na pierwszy rzut oka manga sprawia dobre wrażenie. Czytelnika wita obwoluta przedstawiająca jedną z bohaterek na tle – jakże by inaczej – zombi. Czy komuś się to spodoba czy nie, to zapewne kwestia gustu, ale kolorystyka i kompozycja z pewnością przyciągają uwagę, szczególnie na tle innych wydanych niedawno komiksów japońskich, jak np. Ikigami lub Naruto. Zachęceni oryginalną obwolutą, otwieramy tomik i cóż widzimy? Strony w kolorze! Tak, proszę państwa, Waneko zrobiło coś, na co odważył się mało który z polskich wydawców – wydrukowało w kolorze pierwsze cztery strony tomiku.
Niestety, jak to ostatnio bywa, zasadnicza część tomiku nie stoi już na tak wysokim poziomie. Pierwszym, co rzuca się w oczy – i to już na kolorowych stronach – są nieprzetłumaczone onomatopeje. Przyznać trzeba, że z tym zawsze był problem w polskich wydaniach mang, ale jeszcze dwa‑trzy lata temu wydawało się, że jednak wszystko idzie ku pełnemu tłumaczeniu. Cóż, ostatecznie można powiedzieć – nie bez pewnej słuszności – że „fan przełknie” i nie dodawać sobie „zbędnej” roboty. O numeracji stron możemy zapomnieć – najwyraźniej ktoś uznał, że to całkowicie niepotrzebny dodatek. Oszczędzano też na marginesach, ale te przynajmniej pojawiają się od wewnątrz stron, tak że nie trzeba za bardzo rozginać tomiku. W kilku miejscach da się zauważyć lekko nadcięte dymki, co sugeruje, że plansze nie zmieściły się idealnie na wydrukowanych stronach. Mogłoby się wydawać, że tego rodzaju problemy to w gruncie rzeczy drobiazgi, niewpływające w istotny sposób na odbiór całości. Tak jednak nie jest – przynajmniej w moim przypadku te drobne niedociągnięcia złożyły się (do spółki z formatem) na poczucie poirytowania po lekturze. Szczęśliwie tłumaczenie Magdaleny Malinowskiej stoi na przyzwoitym poziomie, nie znalazłem też żadnych literówek czy innych błędów redakcyjnych.
Pozostaje sygnalizowana już kwestia formatu. Pierwszy tom Highschool of the Dead wydany został w formacie zbliżonym do B6, a więc – jak na dzisiejsze czasy – niezbyt wygodnym. Być może publikacje wydawnictw takich jak Hanami czy Studio JG sprawiły, że nabrałem wygórowanych wymagań, ale słowo daję – nie mam już siły, aby wlepiać wzrok w drobniutkie literki. Pewnie i starość zaczyna doskwierać, bo przy drugim tomie Bleacha nie byłem w stanie odczytać kilku wyrazów bez pomocy szkła powiększającego. Highschool of the Dead aż tak specjalistycznego sprzętu nie wymaga, ale tu znowu mocno daje się we znaki „pionowy” układ tekstu, co pewnie można by załagodzić przy większym formacie.
W charakterze dodatków występują fanarty (konsekwentnie stoję na stanowisku, że wydawcy dołączają je, aby na zasadzie kontrastu uświadomić czytelnikom, iż poziom warsztatu wydawanych przez nich autorów wcale nie jest taki zły) – w sumie trzy sztuki, oraz reklama sklepu internetowego. Na ostatniej stronie obwoluty panowie Shouji Sato i Daisuke Sato dzielą się z czytelnikiem złotymi myślami na temat zombi, dziewczyn i tworzenia mangi. Jedna z ostatnich stron poświęcona została na bardzo szczegółową stopkę redakcyjną.
Podsumowując, trudno nie odnieść wrażenia, że Waneko, publikując Highschool of the Dead, uczyniło krok do tyłu pod względem jakości wydania. Owszem, cieszą zgrabnie skomponowana obwoluta i kolorowe strony, ale wymienione wyżej niedociągnięcia połączone z niewygodnym formatem wyraźnie świadczą, że wydawnictwo nie chce wkładać w kolejną serię więcej pracy i środków niż to absolutnie konieczne. Szkoda, bo jeszcze do niedawna Waneko potrafiło wydawać komiksy niemal wzorowe w swojej klasie.
Tomiki
Tom | Tytuł | Wydawca | Rok |
---|---|---|---|
1 | Tom 1 | Waneko | 6.2011 |
2 | Tom 2 | Waneko | 8.2011 |
3 | Tom 3 | Waneko | 10.2011 |
4 | Tom 4 | Waneko | 12.2011 |
5 | Tom 5 | Waneko | 2.2012 |
6 | Tom 6 | Waneko | 4.2012 |
7 | Tom 7 | Waneko | 6.2012 |