Manga
Hana wa Knife o Mi ni Matou
- The Flower with the Knife
- 花はナイフを身にまとう
Czy breloczek przedstawiający spoczywającego w trumnie misia z nożem wbitym w łebek jest uroczy? Oto manga, gdzie miłość jest niczym cuchnąca ropa wypływająca z ohydnego wrzodu na trędowatym ciele…
Recenzja / Opis
On – ma obsesję na punkcie lalek. Ona – ma obsesję na jego punkcie. On – malarz określający siebie beztalenciem. Ona – uczennica liceum, śmiertelnie zakochana w swoim nauczycielu. On – używa jej jako modelki. Ona – chce zatrzymać ukochanego tylko dla siebie, na wieczność. Jaki jest pożytek z ośmiu godzin czekania na zimnie, aż przyjdzie ten, który nigdy nie miał zamiaru przyjść, jaki jest pożytek z nieodwzajemnionej miłości, która nigdy nie doczeka się odpowiedzi? Kako Saeki, główna bohaterka, dostrzega jednak w tym wszystkim sens. Jest bowiem szalenie zakochana w Enjoe Ma, nauczycielu plastyki, od kiedy ten uratował ją przed morderczym ciosem przypadkowo kopniętej piłki. Podczas akcji ratunkowej mężczyźnie z nosa spadły okulary i oczom Kako ukazała się nadzwyczaj piękna twarz, zwykle ukryta za szkłami w grubej oprawce, dodatkowo ocieniona burzą niesfornych czarnych włosów. Od tego czasu dziewczyna przypomina kwiat nieustannie kierujący swoją główkę w stronę słońca, chociaż słońce zaręczone jest już z księżycem. Bez szans, powiecie? Uwaga jednak. Ten kwiat nosi ze sobą nóż.
Jeśli mam być szczera, jednym z najbardziej znienawidzonych przeze mnie schematów w mangach shoujo jest ten, w którym tok myślenia głównej bohaterki przedstawia się następująco: „Wiem, że jest zajęty, ale jeśli będę mocno się starać i będę wystarczająco cierpliwa (i namolna – dop. recenzentki), na pewno kiedyś moje uczucie zostanie odwzajemnione”. Za każdym razem, gdy czytam temu podobne bzdury, mam ochotę wytrzaskać ową bohaterkę po facjacie, a potem zrzucić dla pewności ją ze schodów. Może jestem staromodna, ale jeśli ktoś jest zajęty, to jest zajęty, koniec dyskusji, proszę zostawić biednego chłopaczka w spokoju. Zazwyczaj jednak w takich przypadkach główna bohaterka jest głupiutka, naiwna, radosna i głodna miłości, wyposzczona latami nauki w żeńskim gimnazjum i tym podobne. W Hana wa Knife o Mi ni Matou sprawa ma się jednak inaczej. Manga składa się tylko z jednego tomu, a więc siłą rzeczy nie ma wiele miejsca na rozwój fabuły, jednak mimo to autorka stara się wepchnąć do środka tak wiele dramatu i idiotycznych, rozpaczliwych wewnętrznych monologów głównej bohaterki, ile tylko da radę. Jakby tego było mało, wydarzenia nabierają szaleńczego tempa w momencie, kiedy pojawia się „ta trzecia”. Aby jeszcze bardziej skomplikować sytuację i dołożyć nową porcję dramatu, mangaczka wymyśliła sobie, że nie będzie ona jakąś anonimową, przypadkową dziewczyną z tłumu, ale kimś, kto da głównej bohaterce jeszcze więcej powodów do płaczu i rwania na sobie szat.
Tomik zawiera dodatkowo dwa oneshoty, które nie wznoszą się jednak ponad ogólny poziom mangi. Pierwszy to smętny i męcząco ponury wewnętrzny monolog siostry Kako. Druga historia, opowiadająca o samotności i przyjaźni, zaczyna się całkiem nieźle i ma szansę być promyczkiem słońca prowadzącym wędrowca zagubionego na trującym bagnie, jakim jest ta manga – koniec końców okazuje się jednak błędnym ognikiem wiodącym na manowce, bo autorka wrzuca do opowieści zwyczajowy zestaw dramatów. Rzecz ma się podobnie, jak z kontynuacjami Deep Love: Ayu no Monogatari – jeśli natężenie nieszczęść i traum staje się zbyt duże i sztuczne, przestaje wzruszać, a zaczyna drażnić lub śmieszyć – i fakt ten najwyraźniej Hinie Sakuradzie umknął.
Manga jest krótka, nie posiada więc wielu bohaterów. To chyba dobrze, biorąc pod uwagę, że każdą z postaci miałam ochotę odstrzelić jak kaczkę. Patrząc na inne dzieła Hiny Sakurady, stwierdzam, że mangaczka czerpie chyba jakąś dziwną przyjemność z tworzenia bohaterów niezwykle popapranych psychicznie i emocjonalnie. Obydwie postaci kobiece w Hana wa Knife o Mi ni Matou są odstręczające, a na dodatek całkowicie pozbawione jakiegokolwiek charakteru. Żadnego bardziej wyrazistego rysu, hobby, czegokolwiek. Nie są mdłe i bez wyrazu, jak bohaterki wielu otome game, to jeszcze dałoby się jakoś znieść, one są po prostu… puste. Uwłaczająco dla całej kobiecej populacji, irytująco puste. Czytając, nie mogłam pozbyć się wrażenia, że są tylko zbiorem kresek na papierze. Każda z nich myśli tylko i wyłącznie o Enjoe, tyle że w różny sposób: namolność Kako z czasem przeradza się w obsesję i ślepe uwielbienie, dziewczyna dochodzi nawet w którymś momencie do wniosku, że jeśli mężczyzna nie może jej pokochać, to przynajmniej sprawi, że znienawidzi ją do końca swojego życia i tym samym nigdy jej nie zapomni; z kolei „ta trzecia” to zimna, wyrachowana, dwulicowa materialistka widząca w głównym bohaterze jedynie idealnego kandydata na męża i dobry materiał genetyczny. Sam Enjoe jest chyba najsympatyczniejszy z całej trójki, jednak biorąc pod uwagę, że za towarzystwo ma opisane powyżej pannice, ocena ta nie jest wcale taka optymistyczna i pocieszająca, jak się wydaje. Przez pierwsze dwa rozdziały facet jest po prostu „taki se” i nijaki, ale przynajmniej zachowuje jakiś tam kręgosłup moralny. Potem jednak jego zachowanie diametralnie się zmienia, co nie dość, że jest absurdalne, to jeszcze niewyjaśnione, jako że mangaczka stosuje chwyt zwany „przeskokiem czasowym” (bo niby po co ma się wysilać na jakiekolwiek tłumaczenie?). Biorąc pod uwagę wcześniejsze wydarzenia oraz zachowanie Kako w stosunku do niego, mogę to usprawiedliwić jedynie jakąś lżejszą odmianą syndromu sztokholmskiego.
Kreska Hiny Sakurady jest bardzo charakterystyczna, pod pewnym względem przypomina mi styl rysowania koreańskich autorów manhw. Obiektywnie patrząc, jest całkiem ładna i poprawna, mangaczka nie uchyla się także od rysowania tu i ówdzie tła, ale jedna rzecz niepomiernie mnie irytowała. Mianowicie – oczy postaci. Nie wiem, jak się to pani Sakuradzie udało, ale przez te oczy jej bohaterowie wyglądali, jakby non stop byli na stuprocentowym haju (może to tłumaczy ich zachowanie…). Co gorsza, nie zawsze udaje jej się ukazać poprawnie uczucia bohaterów – przykładowo w scenie, gdzie Enjoe teoretycznie spogląda na Kako ze współczuciem i bólem, ja widziałam w jego oczach tylko wstręt i pogardę (co byłoby w sumie bardziej odpowiednie, zważywszy na okoliczności). Chyba wszyscy zdajemy sobie sprawę, że manga to nie anime, gdzie wiele dopowiada ton głosu postaci – tutaj można użyć tylko i wyłącznie mimiki. Jeśli zaś na tym polu nie wszystko wychodzi, to chyba najwyższy czas coś zmienić i poprawić.
Jaki wniosek wypływa z tej mangi? Otóż: aby zdobyć wymarzonego faceta właściwe i usprawiedliwione jest podejmowanie działań charakteryzujących psychopatycznych, sadystycznych prześladowców, śledzenie i zniewolenie obiektu swoich uczuć oraz totalne upodlenie siebie i ukochanego poprzez akt gwałtu. Drogie dziewczęta czytające tę recenzję, wystarczy zrobić to wszystko i… marzenia się spełnią! Jak pokazuje nam przykład tej mangi, chłopak odwzajemni uczucia, nastąpi happy end i dwójka głównych bohaterów będzie żyła długo i szczęśliwie w odurzających oparach wiecznej miłości i namiętności. I już sama nie wiem, co jest bardziej chore: taki sposób myślenia sam w sobie czy pomysł, żeby przelać go na papier i podzielić się nim z innymi.
Technikalia
Rodzaj | |
---|---|
Wydawca (oryginalny): | Shogakukan |
Autor: | Hina Sakurada |