Kamikaze Kaito Jeanne
Recenzja
Szesnastoletnia Marron Kusakabe prowadzi podwójne życie: za dnia zwykła uczennica, w nocy walczy o miłość i sprawiedliwość, i jako reinkarnacja Joanny d'Arc przepędza diabły z obrazów. Poza przedstawieniem bohaterów pierwszy tom Kamikaze Kaito Jeanne nie oferuje nic ciekawego – ot, parę akcji w stylu „potwór tygodnia”, okraszone romansem. Gdyby nie opisane niżej szczególne podejście autorki do życia osobistego głównej bohaterki, pewnie nie byłoby o czym pisać. Arina Tanemura dawkuje akcję (pomijając nic niewnoszące do fabuły eskapady przeciwko nieszczęsnym obrazom) niczym lekarstwo kroplomierzem, zakładając widocznie, że nie warto się spieszyć z rozwijaniem głównego wątku.
Po lekturze recenzji oczekiwałem dosyć przeciętnego shoujo dla nastolatek i rzeczywiście, pierwszy tomik Kamikaze Kaito Jeanne to skrzyżowanie lekkiego romansu z magical girls, swego rodzaju połączenie Czarodziejki z Księżyca z 20 Mensou ni Onegai!! grupy CLAMP. Pewien niesmak wzbudziły we mnie sceny molestowania seksualnego (dosyć „końskich zalotów” w wykonaniu głównego bohatera), ale kto wie – biorąc pod uwagę, że w innej znanej mi mandze z tego okresu (Fushigi Yuugi) było jeszcze gorzej, może taka była wtedy moda. Swoją drogą, ciekawie w tym kontekście wypada komentarz odautorski na 59. stronie recenzowanego tomu, w którym Arina Tanemura zaskakująco wyznaje, że „W tej mandze ważne było to, że chciałam uczynić szczęśliwą pewną smutną dziewczynkę, żyjącą w stworzonym przeze mnie świecie.” Słowo daję, japońskie uszczęśliwianie w mangach shoujo to coś, co nie przestaje mnie zadziwiać…
Inaczej niż w większości mang wydawanych przez Egmont Polska, główna historia wzbogacona została obszernym pięciostronicowym dodatkiem. Dwie strony poświęcono krótkiemu przedstawieniu asystentek Ariny Tenamury – Ai Minasy, Ruki Kazuki i Kyaki Asano. Na kolejnych trzech znajdują się rysowane przez te właśnie asystentki (będące jednocześnie początkującymi mangaczkami) yonkomy (czteropanelowe komiksy, japoński odpowiednik „stripów”), przestawiające sceny z życia wyżej wymienionego zespołu artystycznego. Przez cały tomik w ramkach na marginesach towarzyszy nam relacja autorki z konwentu Ribbon Summer Campaign, który, jak się zdaje, pozostawił w jej pamięci niezatarte wrażenia. Swoją drogą, czytając yonkomy miałem nieodparte wrażenie, że komiks opisujący w humorystyczny sposób pracę takiego zespołu byłby o wiele ciekawszy niż łączenie Sindbada z aniołkami i doprawianie tego dziwacznymi fantazjami z seksualnym podtekstem.
Nieraz słyszałem już narzekania na jakość wydań Egmont Polska, ale muszę przyznać, że przynajmniej Kamikaze Kaito Jeanne nie zrobiła na mnie złego wrażenia. Owszem, manga niewątpliwie została wydana „tanio”: miękka okładka bez obwoluty, żółtawy papier niskiej jakości, brak koloru poza okładką. Nie przeszkadza to jednak w żaden sposób w lekturze, a to, co naprawdę istotne – czyli tłumaczenie i druk – w moim przekonaniu zostały wykonane co najmniej poprawnie. Jedyne, do czego można mieć zastrzeżenia, to ucięte kadry na niektórych stronach, co szczególnie wyraźnie widać, gdy tekst wychodzi poza dolny margines.
Recenzje alternatywne
Tomiki
Tom | Tytuł | Wydawca | Rok |
---|---|---|---|
1 | Tom 1 | Egmont Polska | 4.2004 |
2 | Tom 2 | Egmont Polska | 6.2004 |
3 | Tom 3 | Egmont Polska | 8.2004 |
4 | Tom 4 | Egmont Polska | 11.2004 |
5 | Tom 5 | Egmont Polska | 2.2005 |
6 | Tom 6 | Egmont Polska | 4.2005 |
7 | Tom 7 | Egmont Polska | 7.2005 |