Manga
Oceny
Ocena recenzenta
8/10postaci: 8/10 | kreska: 5/10 |
fabuła: 8/10 |
Ocena czytelników
Recenzje tomików
Top 10
Wampirzyca Karin
- Chibi Vampire
- かりん
- Karin (TV)
Kolejne naiwne shoujo? Oj, żebyście się nie zdziwili…
Recenzja / Opis
Karin Maaka z pozoru jest modelową główną bohaterką mangi shoujo. Nieśmiała, wstydliwa i niezdarna, uczęszcza do pierwszej klasy liceum. Inteligencją nie grzeszy, ma najlepszą przyjaciółkę jeszcze z czasów dzieciństwa, a na horyzoncie właśnie pojawił się nowy uczeń, na którego nasza bohaterka natyka się niemal co krok, mimo niefortunnego początku znajomości sprawiającego, że Karin wolałaby raczej kolegi unikać. Brzmi znajomo? Oczywiście, że tak. Byłoby to wzorcowe wręcz zawiązanie akcji romansu, gdyby nie kilka „szczegółów”. Karin jest wampirzycą, ale nie taką zwyczajną, a wręcz przeciwnie: wyjątkowo niewydarzoną. Mimo że ma już szesnaście lat, nadal zachowuje się jak człowiek: światło słoneczne w ogóle jej nie szkodzi, jest senna w nocy zamiast w dzień, a kły… Wyrosły co prawda jakiś czas temu, ale tu jest największy problem i źródło niepokoju: Karin nie ssie krwi, tylko ją wypluwa. Raz w miesiącu krew jej wzbiera i dziewczyna musi wtedy wgryźć się w człowieka i oddać mu nadmiar płynu: jeśli tego nie zrobi, krew ujdzie jej nosem w ilościach makabrycznych i zdecydowanie rzucających się w oczy, a więc nie do ukrycia przed zwykłymi śmiertelnikami. Jak już wspomniałam, do klasy Karin dołącza nowy uczeń: Kenta Usui. Działa on na wampirzycę w dziwny sposób – przebywanie blisko chłopaka sprawia, że Karin natychmiast wzbiera krew, nawet jeśli jest dzień po oddaniu jej. Kolegi z klasy trudno jednak unikać, tym bardziej, że dziwnym zachowaniem Maaka zwróciła jego uwagę, a na dodatek oboje pracują w tym samym miejscu – restauracji Julian. Sytuacja staje się coraz bardziej dramatyczna i wymyka się spod kontroli, aż wreszcie Kenta poznaje sekret Karin. Jak dalej potoczą się ich losy?
To oczywiście było niemądre pytanie – wątek romantyczny Karin nie zaskakuje, nie taka jest zresztą jego rola. Skupmy się więc na aspektach, które wyróżniają tę mangę z tłumu jej podobnych. Rzeczą, która od początku rzuciła się w oczy wielu czytelnikom po ukazaniu się Karin na naszym rynku, jest fakt pozornie prozaiczny – główna bohaterka ma rodzinę! Ten, kto ma już za sobą trochę mang czy anime, łatwo zrozumie fenomen tego zjawiska. Pomijając nawet fakt, że połowa głównych bohaterów pojawiających się w mangach to sieroty, półsieroty, dzieci rozwodników (krótko mówiąc, osoby pozbawione normalnego życia rodzinnego), rodzice, jeśli już są, pełnią rolę wielkich nieobecnych i/lub zapracowanych, są skrajnie marginalizowani albo pozostają wielkimi złymi i nierozumiejącymi przeszkadzaczami. Tymczasem dla Karin rodzina jest bardzo ważna i na odwrót – rodzice bardzo dbają o córkę i szczerze martwią się jej wampirzą ułomnością, starają się znaleźć jakieś informacje na temat tego problemu i wyleczyć ją. Prócz państwa Maaka familię tworzą: młodsza siostrzyczka, czyli Anju, starszy brat Ren oraz babcia Elda wraz z dziadkiem Jamesem, którzy przez większą część czasu odpoczywają w trumnach w piwnicy. Naprawdę dobrze przedstawiono ich relacje – nie są idealne i sielankowe, rodzice się kłócą, rodzeństwo sobie dokucza, a teściowa wciąż dogryza synowej, ale… Tak bywa w rodzinie, prawda? Starsi troszczą się o młodszych i robią dla nich to, co uznają za słuszne, czasem wbrew woli dzieci. Nie ma tutaj motywu „Karin będzie robiła, co zechce, nie zważając zupełnie na rodziców”, oni się nią interesują zawsze, nie od czasu do czasu i dziewczyna musi się z nimi liczyć, choć nie zawsze jej się to podoba. Uwagę poświęcono w tej kwestii nie tylko bliskim Karin. Kenta, o poniekąd skomplikowanej sytuacji rodzinnej (matka zaszła w ciążę młodo, chłopiec nigdy nie poznał ojca), również przywiązany jest do swojej mamy i to przede wszystkim dla niej podejmuje się wielu dorywczych prac – i znów, w drugą stronę też to działa. Takie to zwyczajne, a jednak budzi podziw, niekoniecznie samym faktem, ale naturalnością.
Zaczęłam od szczegółów, pomijając główną oś fabularną, której w zasadzie… nie ma? Jest co prawda wątek główny dotyczący dziwnych dla wampira skłonności Karin, ale powiedzieć, że fabuła skupia się na nim, byłoby nieprawdą, gdyż wychodzi on na wierzch na początku i końcu serii. Cały czas przewija się jednak w tle, dzięki czemu obowiązkowy przecież dla shoujo „dramat” w ostatnich tomikach ma dość solidne podstawy, bo sygnalizowany jest już od samego początku i nie bierze się znikąd, jak się to często dzieje w mangach, gdy brakuje pomysłu na zakończenie. Przez większość tomików będziemy obserwowali mniej lub bardziej poważne perypetie Karin i ewolucję jej znajomości z Kentą. Ten element akurat jest całkowicie typowy, znajdzie się w nim cała masa schematów, które na szczęście urozmaicane są licznymi wątkami pobocznymi, a przede wszystkim wspomnianą rodzinką Karin, którą, ku rozpaczy głównej bohaterki, niezwykle interesuje życie uczuciowe córki (/wnuczki/siostry). Nasza główna para łatwo nie będzie miała – wampiry od wieków prześladowane były przez ludzi, więc są do nich nastawione niezbyt przyjaźnie. Całość utrzymana jest w komediowej konwencji, ale niekoniecznie takiej, która skłania do zrywania boków ze śmiechu. To raczej ten rodzaj mangi, gdzie atmosfera jest lekka i radosna, więc czytaniu towarzyszy uśmiech. A jednak potrafi ona pozytywnie zaskoczyć: to nie jest typ historii, gdzie poważne tematy są ruszane po to, by na koniec zostać przysypane lukrem ku pokrzepieniu serc niewieścich. Znajdzie się w Karin kilka wątków pobocznych – choćby ten dotyczący rodziców Kenty – których zakończenie zaskoczy, tak jest proste i życiowe. Podobnie jak sam wątek główny: jego rozwiązanie w ostatecznym rozrachunku okazuje się słodko‑gorzkie i na swój sposób przygnębiające, choć piękne. W trakcie jego realizacji, zwłaszcza w końcowej fazie, znajdziemy również zaskakująco dużo różnego rodzaju dylematów moralnych i odcieni szarości, choć akurat one zostają później lekko spłaszczone – ale może tak jest lepiej, bo pozwoliło to uniknąć dodatkowego tłumaczenia, płaczu, żalów i innych czynników zwiększających poziom dramatu, a manga zachowała pierwotny klimat do samego końca. To wytłumaczenie mnie przekonuje, ale rzecz jasna nie każdego musi, bo równie dobrze takie rozwiązania można uznać za pójście na łatwiznę.
Fabuła Karin rozgrywa się jakby na trzech poziomach, które odpowiadają poszczególnym pokoleniom. Rozdziały mangi zostały rzecz jasna poświęcone najmłodszemu z nich, w zdecydowanej większości tytułowej bohaterce. Bardzo ucieszyło mnie to, że niemal do każdego tomiku autorka dodała rozdział specjalny, w którym najczęściej cofała się w przeszłość. Ponieważ wampiry są długowieczne, daje to pole do popisu, bo można pobawić się konwencją odległych epok – i po części tak się stało, choć akurat w tym miejscu można było zrobić znacznie więcej. Okazuje się, że ród Maaka ma ciekawą i bogatą historię, która bardzo ładnie uzupełnia wątek główny serii i czasem przybliżana jest także w nim samym, nie tylko we wspomnianych rozdziałach. Poznamy historię młodości rodziców Karin, Kareli i Henry’ego, dzięki której dowiemy się, jak osoby o z pozoru całkowicie sprzecznych charakterach poznały się i stworzyły parę. Również dziadkowie głównej bohaterki udowadniają, że niegdyś byli młodzi i wyciągają z zanadrza interesującą przeszłość – w końcu to oni jako pierwsi z rodu opuścili Europę, rodzimy kontynent, i postanowili spróbować szczęścia w odległej Japonii. Trochę czasu poświęcono również Renowi i Anju, którzy z reguły występują w roli rodzeństwa działającego w sprawie Karin, a nie swojej własnej. Tymczasem dla wampira dorośnięcie, a zarazem pożegnanie się z dziennym światem (bo dopóki wampiry nie dojrzeją, żyją jak każde ludzkie dziecko), bywa bardzo trudne, tym bardziej, że następuje w najmniej spodziewanym momencie, a jest nieuchronne i nie można mu w żaden sposób zaradzić.
Bohaterów w Karin jest dużo, jak na mangę takiej długości przystało. Dla niektórych rzeczą nie do przejścia może okazać sama główna bohaterka – bo o ile inne postacie i fabuła zaskoczyć potrafią, tak ona nie zrobi tego ani razu. To po prostu jest ten standardowy typ: niezdarna, naiwna, ale urocza, zawsze wesoła i umie dobrze gotować. Nieznaczną ewolucję przechodzi, bo dorasta, ale generalnie zostanie taka do samego końca. Kenta to z kolei prostolinijny, skromny i bardzo przeciętny chłopak, który odziedziczył po ojcu wygląd zabijaki, zupełnie nieadekwatny do charakteru. Do Karin pasuje idealnie, oboje są uroczo niezdarni i zagubieni w swoich uczuciach i całej zaistniałej sytuacji. Nie każdemu jednak taki duet musi przypaść do gustu, ale wydaje mi się, że nawet jeśli tak się stanie, sytuację mają szansę uratować dużo bardziej wyraziści bohaterowie drugiego planu. Przede wszystkim więc wielokrotnie przeze mnie wspominana rodzina Maaka, która stanowi ciekawą galerię osobowości. Karela, pani domu, jest kobietą zdecydowaną i, powiedzmy sobie szczerze, to ona nosi spodnie w tym małżeństwie. Henry, jej małżonek, to typ troskliwego ojca i męża, który dla rodziny zrobi wszystko. Siłą charakteru Kareli dorównuje jedynie matka Henry’ego, Elda, budząca postrach wśród większości wampirów swojego pokolenia, a nawet młodszych, do których dotrze echo jej sławy. Podobne osobowości zazwyczaj się odpychają, tak więc Elda z Karelą toczą nieustanne boje i szkoda tylko w tym miejscu Henry’ego, który bywa rozdarty między dwiema najważniejszymi w swoim życiu kobietami – ten aspekt nie przybiera jednak nigdy formy karykaturalnej, w razie zagrożenia cała rodzina się jednoczy; poza tym „kto się czubi, ten się lubi”, prawda? Najmłodszą członkinią rodu jest Anju, dwunastoletnia dziewczynka o bardzo dużych zdolnościach wampirzych, pomimo że z punktu widzenia wampira jest jeszcze niedojrzała. To ona troszczy się o siostrę za dnia, usuwa pamięć ofiarom Karin i nieustannie obserwuje ją za pośrednictwem nietoperzy, kiedy pozostali członkowie rodziny odpoczywają. Anju to typ spokojnej, ale nie nieśmiałej dziewczyny, która interesuje się okultyzmem (ponoć w jej licznych pluszakach zapieczętowane są dusze zmarłych morderców), ubiera się w stylu gothic lolita i pod wieloma względami wydaje się dojrzalsza od starszej siostry. Ostatnią osobą z rodziny Maaka jest Ren, pierworodny syn Henry’ego i Kareli: kobieciarz wracający do domu raz na kilka dni albo i rzadziej, jest osobą pozornie niedbającą o nic, a w rzeczywistości skrytą i zdecydowanie wolącą pozostać w cieniu i w nic się nie angażować. Kolejną istotną postacią jest Fumio Usui, mama Kenty i osóbka wyjątkowo nieporadna i roztrzepana, co zapewne jest główną przyczyną kruchej sytuacji finansowej rodziny Usui. Chce dobrze, wychodzi jej to różnie, ale biorąc pod uwagę jej sytuację, jest zaskakująco pogodna i usiłuje zarazić swoim nastrojem wiecznie zmartwionego syna. Maki Tokitou to żywotna i wesoła przyjaciółka Karin zupełnie nieświadoma jej prawdziwej natury. Przez cały czas pojawia się w tle, starając się wspierać przyjaciółkę, jak tylko może. Przez strony Karin przewija się jeszcze wielu przedstawicieli gatunku ludzkiego i wampirzego, jednak mówić coś więcej na ich temat byłoby nieeleganckie, poprzestanę więc w tym miejscu.
Część bohaterów wydaje się schematyczna od samego początku, część nie. Niezależnie od tego, każde z nich jest po prostu sobą, a niektóre postacie w ten czy inny sposób od czasu do czasu spróbują wymknąć się ramom gatunku, w które zresztą wcale nie starają się wpasować za wszelką cenę. Wampiry, mimo komediowej otoczki, są jednak wampirami – czasem zaskakująco łatwo przechodzącymi od uprzejmości do okrucieństwa, zwłaszcza w przypadku starszych przedstawicieli gatunku, pamiętających jeszcze krwawe czasy polowań i uporczywe tępienie krwiopijców przez ludzi, co poniekąd usprawiedliwia mało tolerancyjną postawę. Yuna Kagesaki umiejętnie operuje klimatem, który mroczny staje się tylko wtedy, kiedy jest to konieczne z punktu widzenia fabuły – jednak nawet wtedy widać odpowiedni dystans, dzięki czemu Karin udaje uniknąć się patosu i przesadnej powagi, charakteryzujących większość tytułów o podobnej tematyce.
Kreska jest najsłabszym elementem Karin. Trudno zarzucić autorce niestaranność, winę ponosi raczej jej styl rysowania sam w sobie, z założenia dość uproszczony, co widać doskonale, gdy spojrzeć na postaci rysowane z profilu. W ogóle są one mało zróżnicowane – różnią się wzrostem i fryzurami, ewentualnie kształtem oczu. Nie ma też specjalnej różnicy, gdy spojrzeć na rysunki pod kątem wieku bohaterów, choć tutaj usprawiedliwieniem może być długowieczność wampirów, starzejących się oczywiście znacznie wolniej (do tego stopnia, że Karin ze względu na odziedziczenie wielu cech można pomylić z jej babcią, Eldą). Zwłaszcza na początku znajdzie się sporo błędów w proporcjach, z syndromem wielkiej głowy na czele – aczkolwiek na przestrzeni całej serii widać wyraźną poprawę warsztatu Yuny Kagesaki. Ciekawym zjawiskiem, które normuje się dopiero około trzeciego tomiku polskiego wydania, jest biust głównej bohaterki, który do pewnego momentu zmienia swoją wielkość z tomiku na tomik. Nie znajdziemy tu bishounenów, zaś dziewczęta prezentują się ładnie, ale również nienadzwyczajnie. Mimo to kreska jest przyjemna dla oka, choć o wiele mniej szkicowa i delikatna niż w większości shoujo – powiedziałabym wręcz, że akurat pod względem rysunku Karin bliżej do mangi shounen. Kontury są wyraźne i narysowane pewną ręką, autorka nie szczędzi także tuszu podczas ich zapełniania, po rastry sięgając znacznie rzadziej. Do tła nie przywiązywała zbyt wielkiej wagi, więc jeśli już jest, to tylko po to, żeby nie było zbyt pusto. W tym miejscu warto wspomnieć o polskim wydaniu, które prezentuje się naprawdę przyzwoicie pod każdym względem – stosunkowo grube z powodu wydawania dwóch tomików w jednym, jest trwałe i nie rozlatuje się. W każdej z siedmiu części znajdzie się kilka kolorowych stron, tomiki mają oczywiście błyszczące obwoluty i chyba jedynym mankamentem jest brak wewnętrznych marginesów, przez co niekiedy trzeba mocniej wygiąć mangę. Tłumaczka, Aleksandra Watanuki, również dobrze poradziła sobie ze swoim zadaniem.
Karin na polskim rynku ukazała się mniej więcej wtedy, kiedy popularność zdobywał Zmierzch. Te dwa pozornie podobne tytuły poruszające temat zakazanej miłości między wampirem i człowiekiem różnią się od siebie tak bardzo, jak to tylko możliwe, na korzyść tego pierwszego. Ciekawy pomysł i dobra realizacja, sympatyczni bohaterowie, odrobina humoru i o wiele lżejszy klimat to idealna odtrutka na „emo‑wampiry” i jednocześnie powód, dla którego wszystkie fanki wspomnianej książki powinny trzymać się z daleka od Karin, bo najpewniej nie znajdą w niej niczego, co je zainteresuje. Natomiast wszystkie fanki (i fanów, bo o ile się orientuję, manga została ciepło przyjęta również przez panów) lekkich, ale niegłupich shoujo serdecznie zachęcam do lektury, bo historia potrafi miło zaskoczyć, jest w pewien sposób inna i poświęcony jej czas z pewnością nie będzie stracony.
Technikalia
Rodzaj | |
---|---|
Wydawca (oryginalny): | Kadokawa Shoten |
Wydawca polski: | Waneko |
Autor: | Yuna Kagesaki |
Tłumacz: | Aleksandra Watanuki |
Wydania
Tom | Tytuł | Wydawca | Rok |
---|---|---|---|
1 | Tom 1 | Waneko | 3.2009 |
2 | Tom 2 | Waneko | 1.2010 |
3 | Tom 3 | Waneko | 10.2010 |
4 | Tom 4 | Waneko | 12.2010 |
5 | Tom 5 | Waneko | 6.2011 |
6 | Tom 6 | Waneko | 12.2011 |
7 | Tom 7 | Waneko | 4.2012 |