Pandora Hearts
Recenzja
Oz i jego przyjaciele w dalszym ciągu nie mogą otrząsnąć się po tragicznym przyjęciu w posiadłości Yury, gdzie zginął m.in. Elliot Nightray, a Reim i Break odnieśli ciężkie rany. Do pokaźniej liczby zmartwień dochodzi również to, że prawdziwym Łowcą Głów okazał się Vincent, a zaginiony Leo jest odrodzonym Glenem Baskerville’em. Dlatego też książę Barma postanawia dać Ozowi, Gilbertowi i Alice dzień wolny bez obstawy, by mogli cieszyć się urokiem dawno nieodwiedzanej stolicy. W rzeczywistości jednak mają pełnić rolę przynęty dla szkarłatnych żniwiarzy, z czego świetnie zdają sobie sprawę, więc nie są szczególnie zdziwieni, gdy w trakcie spaceru niespodziewanie pojawia się Leo w towarzystwie Vincenta i Echo.
Na samym początku lektury tego tomiku można mieć wrażenie, że autorka traci czas i drażni się z czytelnikiem, fundując mu krótkie i pozbawione znaczenia spotkanie głównych bohaterów z przeciwnikami. Nie dajcie się jednak zwieść pozorom, gdyż ta poświęcona jednej konfrontacji część nie jest może wyjątkowo napakowana „mięskiem” fabularnym, ale akcja posuwa się dość szybko do przodu. To właśnie ten moment, na który wierni fani tak długo czekali. Będziemy bowiem świadkami kluczowych i zaskakujących wydarzeń, które sprawią, że cała historia zostanie skierowana na zupełnie nowy tor.
Miłych dla oka okładek (obwolut) ciąg dalszy – tym razem czytelników wita zupełnie odmieniony Leo w czerwonej pelerynie. Słowem, nowa głowa rodu Baskerville’ów może nieco zagubiona, ale gotowa do akcji. Natomiast pod obwolutą znajdziemy bonusową historyjkę, w której autorka obraca w żart błąd graficzny (jego ofiarą padł Glen) w jednym z wcześniejszych tomów. W środku czekają na nas jak zwykle dwie kolorowe strony: „krzesełkowa” i przy spisie treści, zaś przy podziękowaniach pod koniec tomiku jest szkic zapowiadający wydarzenia z następnego tomiku. Na ostatniej stronie znajdziemy stopkę redakcyjną. Reklam brak.
Pod względem technicznym tomik szesnasty stanowi standard, do jakiego przyzwyczaiły nas polskie wydawnictwa. Standard zarówno pod względem zalet, jak i wad. Wyrazisty druk, śnieżnobiały, choć w tym przypadku chyba odrobinę za cienki papier, skrupulatnie przetłumaczone i wpasowane w kadry onomatopeje oraz wewnętrzne marginesy kontra sporadyczna numeracja stron i przycięte kadry. Tłumaczenie jest jak najbardziej poprawne i nie wychwyciłam żadnych poważniejszych zgrzytów w postaci błędów, choć momentami brakuje niektórym kwestiom płynności – tu się kłaniają „toporne” wypowiedzi Rufusa Barmy, reszta bez zarzutu.
Gdy już ochłoniecie trochę po lekturze tego tomiku, radzę przygotować się na cały tomik retrospekcji, w którym znajdziemy odpowiedzi na najważniejsze pytania. Oj, będzie się działo i zdecydowanie warto czekać, właśnie wkroczyliśmy na najbardziej malowniczy odcinek drogi, z której nie ma już powrotu!
Tomiki
Tom | Tytuł | Wydawca | Rok |
---|---|---|---|
1 | Tom 1 | Waneko | 10.2012 |
2 | Tom 2 | Waneko | 12.2012 |
3 | Tom 3 | Waneko | 2.2013 |
4 | Tom 4 | Waneko | 4.2013 |
5 | Tom 5 | Waneko | 6.2013 |
6 | Tom 6 | Waneko | 8.2013 |
7 | Tom 7 | Waneko | 9.2013 |
8 | Tom 8 | Waneko | 11.2013 |
9 | Tom 9 | Waneko | 1.2014 |
10 | Tom 10 | Waneko | 4.2014 |
11 | Tom 11 | Waneko | 5.2014 |
12 | Tom 12 | Waneko | 8.2014 |
13 | Tom 13 | Waneko | 9.2014 |
14 | Tom 14 | Waneko | 12.2014 |
15 | Tom 15 | Waneko | 2.2015 |
16 | Tom 16 | Waneko | 3.2015 |
17 | Tom 17 | Waneko | 5.2015 |
18 | Tom 18 | Waneko | 7.2015 |
19 | Tom 19 | Waneko | 10.2015 |
20 | Tom 20 | Waneko | 11.2015 |
21 | Tom 21 | Waneko | 2.2016 |
22 | Tom 22 | Waneko | 3.2016 |
23 | Tom 23 | Waneko | 6.2016 |
24 | Tom 24 | Waneko | 7.2016 |