Pandora Hearts
Recenzja
W trakcie starcia między Bakerville’ami i członkami Pandory zostaje rozbity jeden z kryształów skrywających ciało Jacka Vessaliusa… A przynajmniej tak sądzili wszyscy zainteresowani, którzy zaszokowani odkrywają, że zapieczętowana głowa należy do Glena Baskerville’a, a tajemniczy bohater przejmujący czasami kontrolę nad Ozem kłamał. Co takiego chciał ukryć Jack i co naprawdę wydarzyło się w Sablier ponad sto lat temu? Książę Barma i sam przodek Vessaliusów postanawiają podzielić się wiedzą na ten temat. Rufus wyjaśnia wszystko zgromadzonym wokół zniszczonego kryształu, a Oz zostaje wciągnięty w wir wspomnień Jacka.
Tak oto na scenę wkracza powód całego zamieszania – Lacie. Naturalnie w towarzystwie innych osób, które w mniej lub bardziej istotny sposób przyczyniły się do tragedii w Sablier. Jednak motorem napędowym wszystkich wydarzeń okazują się relacje na linii Jack‑Lacie‑Glen. Żądni wiedzy fani powinni być zadowoleni, gdyż nie zabraknie również wyjaśnień na temat Oza i Alice, choć paradoksalnie nie znaczy to, że sami zainteresowani będą zachwyceni tym, czego się dowiedzą. Ale przecież bardzo chcieli poznać prawdę… czyż nie?
Jeżeli ktokolwiek z czytelników miał wątpliwości, czy Jun Mochizuki lubi się znęcać nad swoimi bohaterami, to po lekturze tego tomiku zapewne się ich pozbędzie. Nie powiem, lubię, kiedy mangacy przegonią od czasu do czasu swoich „pupili” po rozżarzonych węglach, ale to, co robi autorka, to już czyste okrucieństwo. Jej bohaterowie nigdy nie mieli lekko, ale te pięć rozdziałów pokazuje, co autorka naprawdę potrafi. Trzeba jej przyznać, że z prawdziwą klasą przy pomocy walca (ale bardzo zacnego, nie byle jakiego) miażdży morale Oza i spółki. Manga w żadnym momencie nie zamienia się we łzawy melodramat, bo pani Mochizuki z wyczuciem balansuje na cienkiej granicy między tym, co porusza, a tym, co niezamierzenie bawi. Tym bardziej, że stworzone przez nią postaci na szóstkę z plusem wywiązały się z misji „polub mnie bardzo albo chociaż na tyle, by w razie tragedii mi współczuć”. Wydarzenia mówią same za siebie i nie potrzeba łopaty na czytelnika.
Sposób potraktowania bohaterów to jedno, a sposób przedstawienia wydarzeń to drugie. Tomik w ponad 99% składa się z retrospekcji (które od teraz będą pojawiać się znacznie częściej, ale to w tym tomiku jest ich najwięcej), tylko gdzieniegdzie poprzetykanych scenkami z teraźniejszości. Oczywiście to chwila, na którą czekała większość fanów, bo układanka wreszcie zaczyna nam się sama układać, ale podejrzewam, iż niektórych może to zmęczyć i będą czekali na moment, kiedy „właściwa” akcja ruszy do przodu. Ja nie mam nic przeciwko takiemu wyjawieniu większości tajemnic, ponieważ przynajmniej jest to uporządkowane, a nie wyrywkowe i chaotyczne. Podsumowując: dużo „mięska” fabularnego i mało akcji, a kolejny tomik to również spora ilość retrospekcji.
Chyba nikogo nie zdziwi, że na okładce (czyli obwolucie) tej części wita nas nie kto inny, jak namalowana w chłodnej kolorystyce młodziutka Lacie, która pojawiła się już na ostatnich stronach szesnastego tomu, z tyłu obwoluty zaś pokazany został tajemniczy pan, którego poznacie w trakcie lektury. Niestety rysunek na odwrocie odrobinę szpeci biały pasek z samego brzegu, jakby obwoluta była niedopasowana. Pod nią na czytelnika czeka dodatek humorystyczny, jak zwykle świetnie parodiujący mangę – tym razem reklama gry randkowo‑bijatykowej z udziałem postaci ze świata Pandora Hearts. W środku umieszczono obrazek z serii „krzesełkowej”, na którym widać Lacie już w wersji dorosłej; warto zwrócić uwagę na tę ilustrację i porównać ją z wcześniejszymi, żeby docenić umiejętność planowania fabuły przez autorkę. Następna strona to spis treści (ponownie średnio przydatny ze względu na sporadyczną numerację stron). Wyraźnemu drukowi tylko minimalnie ustępuje jakością śnieżnobiały, ale odrobinę zbyt cienki i przez to miejscami prześwitujący papier. Dobrze spisali się graficy, zastępując wszystkie onomatopeje i dopiski polskimi wersjami. Jeżeli ktoś już zdążył (zapewne tak, biorąc pod uwagę, że to siedemnasty tomik, a powtarzanie tych samych zarzutów nie ma sensu) się przyzwyczaić do niedoskonałości tłumaczenia, to zapewne bez problemu przełknie i tę część, którą czyta się nieźle i bez większych zgrzytów. Do korekty nie mam żadnych zastrzeżeń, bo nie wyłapałam jakichkolwiek błędów, chyba że jakiś drobiazg mi umknął. Na samym końcu czekają na nas dwustronicowe podziękowania z rysunkiem Oza. Reklam brak.
Podejrzewam, że większość osób po lekturze tego tomiku z niecierpliwością będzie wyczekiwać kolejnego, bo chociaż ta część nie urywa się w kluczowym momencie, to niewątpliwie wzmaga nie do końca zaspokojony głód wiedzy. Bez wątpienia warto było czekać, aż autorka postanowi odpowiedzieć na nurtujące nas pytania. A że to nie koniec… Cóż, byle do następnego tomu!
Tomiki
Tom | Tytuł | Wydawca | Rok |
---|---|---|---|
1 | Tom 1 | Waneko | 10.2012 |
2 | Tom 2 | Waneko | 12.2012 |
3 | Tom 3 | Waneko | 2.2013 |
4 | Tom 4 | Waneko | 4.2013 |
5 | Tom 5 | Waneko | 6.2013 |
6 | Tom 6 | Waneko | 8.2013 |
7 | Tom 7 | Waneko | 9.2013 |
8 | Tom 8 | Waneko | 11.2013 |
9 | Tom 9 | Waneko | 1.2014 |
10 | Tom 10 | Waneko | 4.2014 |
11 | Tom 11 | Waneko | 5.2014 |
12 | Tom 12 | Waneko | 8.2014 |
13 | Tom 13 | Waneko | 9.2014 |
14 | Tom 14 | Waneko | 12.2014 |
15 | Tom 15 | Waneko | 2.2015 |
16 | Tom 16 | Waneko | 3.2015 |
17 | Tom 17 | Waneko | 5.2015 |
18 | Tom 18 | Waneko | 7.2015 |
19 | Tom 19 | Waneko | 10.2015 |
20 | Tom 20 | Waneko | 11.2015 |
21 | Tom 21 | Waneko | 2.2016 |
22 | Tom 22 | Waneko | 3.2016 |
23 | Tom 23 | Waneko | 6.2016 |
24 | Tom 24 | Waneko | 7.2016 |