Fullmetal Alchemist
Recenzja
Ósmy tom Fullmetal Alchemista to tom wielkich powrotów. Oprócz kilku nowych postaci, które wprowadzają nowe wątki, powitamy też starych znajomych Ed'a i Al'a. Dobrych czy złych znajomych? Cóż, powiem tylko, że jeszcze bardziej namieszają w fabule. Za to w jakim stylu!
Ale po kolei. Bijatyka z udziałem Elriców w Dublith dobiega końca, przy „nieocenionej” pomocy wojska. Okazuje się, że wesoła kompania Lust‑Envy‑Gluttony‑Greed to swoiste rodzeństwo, którego ojcem, a raczej stwórcą jest pewien alchemik… W tym tomie, za pośrednictwem dziwnych podróżników ze Wschodu, dowiadujemy się więcej na temat geograficzno‑politycznego położenia państwa Amestrii, czyli ojczyzny naszych alchemików. Ponadto Edward znowu musi zmierzyć się ze swoimi kompleksami. Ale wcześniej powiedzieć Winry o kolejnej zrobionej przez nią automatycznej ręce, która poszła w rozsypkę. Reakcji młodej pani mechanik można się łatwo domyślić lub zobaczyć na papierze. Zdecydowanie polecam tę drugą opcję.
Czas na bonusy. Autorka znowu nas rozpieszcza. Na końcu tomiku znajdziemy: specjalny dodatek w postaci prologu do gry na PS2 pt. Fullmetal Alchemist – Anioł, który nie latał, dwie strony komiksu o tym, jak powstawało anime oraz trzy paski humorystycznych historyjek z udziałem bohaterów mangi.