Fullmetal Alchemist
Recenzja
W drugim tomie znajdziemy kolejne cztery rozdziały opowieści o braciach Elric, a na końcu znowu uroczy bonusik od autorki, czyli trzy krótkie paski komiksowe.
Tym razem akcja rozgrywa się głównie w Centrali Armii. Edward z Alphonsem wybierają się do niejakiego Tuckera, alchemika, który potrafi stworzyć mówiącą chimerę. Chłopcy mają nadzieję, że jako specjalista od transmutacji żywych organizmów, będzie mógł on powiedzieć coś, co pozwoli im przybliżyć się do odzyskania normalnych postaci. Niestety rozgrywająca się kilka dni później tragedia oraz pojawienie się Scara, tajemniczego mordercy państwowych alchemików, zmusza chłopców do chwilowego zaprzestania poszukiwań. Podczas potyczki ze Scarem obaj trochę się „psują” i muszą odwiedzić mechanika. W międzyczasie pojawia się wątek wojny armii z Ishivarem, na razie jednak wiadomo tylko, że była to straszna wojna. Co więcej Scar jest Ishivarczykiem, stąd podejrzenia o jego chęć zemsty na państwowych alchemikach. W drodze do rodzinnego miasta, ochroniarz Elriców (bardzo „charakterystyczny” major Armstrong) dostrzega na stacji starego znajomego. Chłopcy poznają wybitnego doktora Marcoha, który przekazuje im informacje o miejscu, w którym przechowuje wyniki swoich badań nad kamieniem filozoficznym. W ślad za naszymi bohaterami podąża czarna piękność Lust, której intencje zdają się nie być do końca kompatybilne ze zdrowiem Eda i Ala. Intryga się zagęszcza. Duży plus należy się za sceny walki.
Tomik został wydany na takim samym dobrym papierze, jak część pierwsza. Grafika błyszczącej okładki nawiązuje do poprzedniczki. Tłumaczenie nadal na świetnym poziomie. Tak trzymać!