Fullmetal Alchemist
Recenzja
Zakończenie poprzedniego tomiku było dość intrygujące. Edward staje twarzą w twarz ze swoim ojcem, który po dziesięciu latach nieobecności powraca do Resembool. Ich rozmowa przebiega w nieco napiętej atmosferze – chłopak obwinia ojca o śmierć matki. Choć pana Van Hohenheima żegnamy już na początku pierwszego rozdziału, jest on jedną z kluczowych postaci – Hohenheim naprowadza Edwarda na trop „prawdy”. Dość intrygująca jest również rada, którą daje babci Pinako – o co dokładnie chodzi, dowiemy się zapewne w następnych tomikach.
Dzięki podsłuchanej rozmowie Hohenheima z Pinako, Edward dochodzi do prawdy o transmutacji człowieka. Prawda okazuje się okrutna, jednak daje braciom Elric nową nadzieję – nadzieję na odzyskanie tego, co utracili. Chociaż to, czy im się uda, wciąż pozostaje zagadką.
Nasi alchemicy chcą również poznać tajemnicę homunculusów, dlatego razem z Linem zastawiają na nich pułapkę. Edward stara się doprowadzić do ponownej walki ze Scarem, by w ten sposób sprowokować i wywabić z ukrycia homunculusy. Jak to się mówi – dla chcącego nic trudnego, w ostatnim rozdziale Stalowy Alchemik będzie miał okazję zmierzyć się ze Scarem. Pojawiają się także homunculusy, naprzeciwko których stają Lin i Ranfun. Jaki będzie wynik tego starcia? Przekonamy się w następnym tomiku.
Muszę przyznać, że jedenasty tom Fullmetal Alchemist jest moim ulubionym ze wszystkich dotychczas wydanych. Akcja staje się coraz bardziej poważna i trzymająca w napięciu.
Pod względem wydania jedenasty tom nie różni się niczym od poprzednich, z wyjątkiem kilku szczegółów: nie znajdziemy w nim FAQ od tłumacza, ponadto tomik jest uboższy w bonusy.