Fullmetal Alchemist
Recenzja
Jak pisałam w recenzji poprzedniego tomiku, Gluttony zapragnął pomścić śmierć Lust, przez co rozpętała się kolejna walka. Niestety starcie to nie kończy się szczęśliwie dla Edwarda i Lina, którzy zostają połknięci przez żarłocznego homunkulusa. Nasi bohaterowie lądują w morzu zakrzepłej krwi, otoczonym przez nieskończone ciemności. Los nie sprzyja także Royowi, który wpada w ręce Kinga Bradleya, zaś członkowie jego oddziału zostają przeniesieni do kwater w różnych częściach kraju. W ostatnim rozdziale bracia Elric oraz Lin stają twarzą w twarz z twórcą homunkulusów.
Pod względem fabularnym to chyba najciekawszy ze wszystkich dotychczas wydanych tomów. Z pewnością na plus trzeba zaliczyć ujawnienie prawdziwej postaci Envy’ego oraz retrospekcje wydarzeń z czasów młodości Kinga Bradleya, z których dowiadujemy się, w jaki sposób stał się homunkulusem. Ponadto dostajemy garść informacji na temat wojny ishvarskiej, losów mieszkańców Xerxes i kamienia filozoficznego – a to wszystko w klimacie grozy i tajemniczości.
Humor, jak zwykle, koncentruje się wokół wzrostu Edwarda, ale mnie urzekła bonusowa historyjka o bucie i teściowej.
Pod względem wydania tom 13 nie różni się niczym od poprzednich, z wyjątkiem jednej rzeczy – na ostatnich stronach znalazły się podobwolutowe rysunki z japońskiego wydania mangi (dla tomów 1‑3). Od strony tłumaczenia tomik prezentuje się bardzo dobrze – tekst czyta się lekko i przyjemnie, nie mam żadnych zastrzeżeń. W całym tomiku doszukałam się tylko jednego drobnego błędu. Otóż tom został wydany w listopadzie, natomiast na stronie z informacjami wydawniczymi widnieje data 1 września.