Manga
Oceny
Ocena recenzenta
9/10postaci: 9/10 | kreska: 10/10 |
fabuła: 10/10 |
Ocena czytelników
Recenzje tomików
Top 10
Pandora Hearts
- パンドラハーツ
- Pandora Hearts (TV)
- Pandora Hearts Specials (SP)
Czy sam fakt, że ktoś istnieje, może być grzechem? Okazuje się, że tak. Jednak aby uzyskać odpowiedź na pytanie „dlaczego”, trzeba wyruszyć w podróż wraz z Ozem i spółką. Pozycja zdecydowanie godna uwagi.
Recenzja / Opis
Oto Oz Vessalius – młody chłopak o blond włosach i zielonych oczach, potomek jednego z czterech wpływowych rodów. Zgodnie z tradycją, wszyscy członkowie uprzywilejowanych rodzin w wieku piętnastu lat przechodzą Ceremonię Pełnoletności. Również Oz przygotowuje się do niej… a raczej powinien, gdyż do całego zamieszania podchodzi co najmniej beztrosko i woli eksplorować nieznaną mu okolicę wraz ze swoim służącym, o rok młodszym Gilbertem, oraz młodszą siostrą Adą. Czas mija im błogo, po drodze wplątują się w parę dziwnych sytuacji, a nad nimi powoli zaczynają się zbierać czarne chmury. Punkt zwrotny następuje podczas ceremonii, kiedy nagle rozbrzmiewa zegar, który stanął sto lat temu, a po Oza przybywają tajemniczy zakapturzeni ludzie i strącają go do Otchłani.
Powód ich działań jest co najmniej tajemniczy: „Twoim grzechem jest sam fakt, że istniejesz”. Próba znalezienia odpowiedzi na pytanie, dlaczego samo istnienie Oza jest tak niemile widziane, staje się jednym z głównych motorów fabuły. Oz podczas pobytu w Otchłani poznaje dziewczynę o imieniu Alice, która, jak się okazuje, utraciła wszystkie wspomnienia. Oz postanawia jej pomóc, ale gdy w pogoni za odpowiedziami na nurtujące ich kwestie, spotykają coraz to nowych ludzi, pytania zaczynają się piętrzyć, a odpowiedzi jakoś brak. Dziwnym zbiegiem okoliczności wszystkie poszlaki prowadzą ku tajemniczemu wydarzeniu sprzed stu lat, kiedy część ówczesnej stolicy – miasto Sablier – zostało skąpane we krwi mieszkańców i pogrążone w Otchłani. Nie pozostaje więc nic innego, jak próba odkrycia kulis ówczesnych wydarzeń i odtworzenia ich prawdziwego biegu.
Akcja rozgrywa się w świecie, którego nie da się jednoznacznie zidentyfikować. Jest on całkiem podobny do naszego, z wyraźnie wyczuwalnym duchem epoki wiktoriańskiej – znakomitymi rodami, bankietami, koronkowymi strojami, dorożkami… W świecie tym istnieje równoległy wymiar zwany Otchłanią. Większość ludzi nie wierzy w jego istnienie i traktuje go jako pomysł prosto z bajki, służącej do straszenia niegrzecznych dzieci. Jednak Otchłań istnieje – nieprzenikniona ciemność, w której rodzą się potwory, zwane Łańcuchami. Istoty te są zdolne do nawiązania kontraktu z ludźmi, oferując w zamian swoje moce. Aby jednak równowaga pomiędzy obydwoma światami nie została zachwiana, istnieje specjalna jednostka zwana Pandorą, której zadaniem jest badanie wszystkiego, co jest w jakikolwiek sposób związane z tym tajemniczym równoległym wymiarem. A przynajmniej tak to wszystko brzmi oficjalnie, a jak naprawdę jest – tego czytelnik dowiaduje się w trakcie lektury.
Manga Pandora Hearts łączy najróżniejsze elementy, które z pozoru mogą się wzajemnie wykluczać. Już pierwsze strony sugerują mroczny klimat i wrzucają czytającego w sam środek wartkiej akcji, jednakże zaraz potem następuje cofnięcie się w czasie i mroczna atmosfera ustępuje radosnej sielance. Może to się wydać co najmniej irytujące, jednakże bez wątpienia autorka wie, co robi i dawkuje akcję akurat w takiej ilości, by wzbudzić apetyt czytelnika na więcej. Mangaczka wręcz z mistrzowską wprawą bawi się takimi kontrastami przez cały czas i misternie plecie pajęczynę intryg, rzucając to tu, to tam, niby od niechcenia, skrawki informacji. O dziwo, ona sama zdaje się całkiem nieźle panować nad sytuacją i nie gubi się w tym wszystkim. Posądziłabym ją o wręcz złośliwe czerpanie satysfakcji z tego, że przez wiele długich rozdziałów sugeruje czytelnikom, że już coś wiedzą – by za chwilę wtrącić kolejny fragment informacji, który doszczętnie burzy dotychczasowy obraz. Zaiste, czytając tę mangę nie raz i nie dwa będziecie zbierać szczękę z podłogi (tak jak ja). Myślę, że nawet co bardziej przenikliwe osoby natkną się tu i ówdzie na coś, czego kompletnie się nie spodziewały. Manga oferuje również tę wielką przyjemność, że poprzednie rozdziały czytane jeszcze raz, w świetle z nowszych informacji, odbiera się zupełnie inaczej. Na samym początku może wydawać się, że pewne wątki zostały pominięte, pewne słowa zapomniane – okazuje się, że jednak nie! Po wielu rozdziałach wreszcie nabierają sensu – co oczywiście nie znaczy, że po paru kolejnych rozdziałach ich znaczenie nie wywróci się znów o 180 stopni. To też nie tak, że autorka bez ładu i składu wprowadza do fabuły kolejne szalone zamysły – wręcz przeciwnie, ma się wrażenie, że Jun Mochizuki wrzuciła nas w labirynt z ogromną liczbą drzwi i jeszcze specjalnie zwodzi, prowadząc przez te niewłaściwe. Fabuła raz przyśpiesza, raz odrobinę zwalnia, dając czytelnikowi szansę na wytchnienie – ale nie na długo, bo tutaj nie ma czegoś takiego jak „wypełniacze” i każdy, nawet najbardziej błahy rozdział, niesie istotne informacje. Stworzona przez autorkę konstrukcja fabuły spełnia się w roli zarówno „prowadzenia za rączkę” biernego czytelnika, jak i zapewnia rozrywkę dla tych, co uwielbiają próbować rozwiązać zagadki „z wyprzedzeniem”.
Najmocniejszą stroną tego dzieła są jak dla mnie bohaterowie. Wielu z nich można początkowo zaszufladkować – jednak dosyć szybko okazuje się, że to nie takie proste. Jest wręcz przeciwnie – sporo z nich to niesamowicie oryginalne jednostki. Żadna z postaci nie jest nieskazitelna, każda rozwija się i ma własne motywy, zazwyczaj skrzętnie ukrywane. A na dodatek potrafi myśleć. Głównym bohaterem jest Oz, ale poza nim spotykamy z tuzin drugoplanowych postaci, jak nie więcej. Gdzieś tam w tle są oczywiście również zwykłe „pionki”, nieodgrywające znaczącej roli, ale każda „figura” ma niepowtarzalny charakter. Taki szeroki wachlarz bohaterów sprawia, że każdy znajdzie swojego ulubieńca – o ile do pewnych postaci po prostu nie sposób zapałać sympatią, o tyle faworyci czytelników potrafią być kompletnie różni. I tak, mamy Oza Vessalliusa, z pozoru radosnego, niczym się nieprzejmującego chłopca. Szybko jednak wychodzi na jaw, że to tylko pozory – pod maską uśmiechu próbuje on uporać się ze wszystkimi niepokojącymi wydarzeniami od zawsze mu towarzyszącymi. U jego boku jest Alice – z kolei bardzo spontaniczna i energiczna. Co jednak kryje jej przeszłość i jaka jest jej rola? Wraz z tą dwójką podróżuje Gilbert – jego akurat można by szybko podsumować jako „niedojdę”. Zastanawiająca jest jednak jego niemalże granicząca z fanatyzmem chęć chronienia „pana” przed całym światem. Jest i jego brat Vincent, niebezpieczny sadysta i manipulator, darzący Gilberta ogromną miłością – choć na swój własny sposób. Pojawia się także Break, intrygujący miłośnik słodkości, bez skrępowania wykorzystujący wszystkich naokoło, a także wielu przedstawicieli pozostałych rodów. Trudno ich tu wszystkich opisać, jednak mogę zagwarantować, że każdy jest oryginalny i intrygujący, co sprawia, iż z radością śledzi się ich losy i rozwój osobowości, a także łatwo się do nich przywiązuje.
Mogłoby się teraz zdawać, że Pandora Hearts to mroczna, poważna opowieść. Unikałam przez cały czas używania słowa „poważna”, gdyż jest wręcz przeciwnie – tutaj króluje groteska. Mrok przeplata się z żartami, które najczęściej są absurdalne i atakują w najmniej spodziewanym momencie. Często zabawne sceny dzieją się niejako „w tle”. Także pod tym względem Jun Mochizuki cały czas balansuje na cienkiej linie pomiędzy dwoma kontrastami, jednak udaje jej się utrzymać równowagę. Łańcuchy są przedstawione groteskowo – ich pierwowzory mogły być miłymi albo neutralnie wyglądającymi stworzeniami, jednak tutaj okazują się dosyć potworne. Jest też dużo krwi, ofiar, a w pewnym momencie fabuła ociera się nawet o okultyzm i sekty.
Wady? Jest na pewno jedna – że ta manga poważnie wciąga. Zanim się obejrzysz, drogi czytelniku, pochłaniasz masowo całe rozdziały. A potem musisz iść na odwyk, gdyż jest nadal wydawana, i czekać cały miesiąc na kolejny skrawek informacji. Jest to trochę zgubne, bo mimo obszernej objętości rozdziałów, fabuła posuwa się naprzód we własnym, umiarkowanym tempie. Każdy rozdział niesie mnóstwo informacji, których nie sposób zachować w pamięci przez cały miesiąc i nadal być „na świeżo”, więc często człowiek postanawia zatrzymać się z czytaniem na trochę dłużej, by potem nadgonić, ale wtedy to już w ogóle zapomina istotne niuanse i… nie chce mu się czytać od nowa, bo jednak sporo tego. No i z czytania na bieżąco nici, a tytuł leży odłogiem. Za wadę można również uznać sposób prowadzenia fabuły, który przypomina trochę błądzenie po omacku. Gdy zostaje zamknięty jeden wątek i rozpoczyna się drugi, można odnieść wrażenie, że przecież on nie ma nic wspólnego z poszukiwaniem odpowiedzi na już postawioną górę pytań! Dopiero później zostają wprowadzone elementy, które łagodzą to negatywne odczucie i sprowadzają nowy wątek na właściwy tor.
Czymże byłaby jednak tak misternie zbudowana fabuła i wykreowani bohaterowie bez kunsztownej kreski? Na pewno wpłynęłoby to ujemnie na klimat mangi – jednak bez obaw, Jun Mochizuki potrafi doskonale przelać obrazy ze swojej wyobraźni (nota bene – bardzo bogatej i szalonej) na papier. Jestem skłonna napisać, że to perełka także pod względem rysowania. Często bywa tak, że to, czy komuś coś się podoba, czy nie, jest kwestią gustu – i na pewno tutaj znajdą się osoby, którym mniej lub bardziej podoba się styl rysowania tej mangaczki. Uważam, że większość zgodzi się ze mną, iż jest on bardzo oryginalny, harmonijny i niesamowicie miły dla oka. Dodatkowo manga wychodzi od 2006 roku, w porcjach około 60 stron na miesiąc – to sprawia, że na tak dużej przestrzeni czasu styl rysowania powinien ulec zmianie. I zasadniczo tak jest – początkowo raziły mnie szarość, duże, okrągłe oczy, jakaś dziwna smukłość sylwetek. W kolejnych rozdziałach jednak się to zmienia: cieniowanie staje się jakby bardziej wprawne, zmienia się sposób rysowania oczu i proporcje, przy wciąż zachowanym charakterystycznym stylu autorki. Później kreska utrzymuje się już przez calutki czas na tym samym, wysokim poziomie.
Rzuca się w oczy użycie rastrów – autorka uwielbia je i korzysta z nich na niemal każdej stronie. Stosuje je głównie do nadawania tekstury ubraniom oraz wypełniania tła. Nigdy jednak nie przesadza z nimi, więc na szczęście nie tylko nie przytłaczają one czytelnika, ale pomagają dopełnić dzieła. Pomimo chaosu panującego w fabule, autorka utrzymuje niesamowity ład w podziale stron na kadry – dzięki temu można łatwo podążać za kolejnymi „okienkami”. Postaci są niezwykle harmonijnie i starannie narysowane, nie zauważyłam rażących błędów anatomicznych, wręcz przeciwnie – kocham sposób, w jaki rysuje dłonie (bardzo trudny element anatomii), oddaje mimikę bohaterów czy ich gestykulację… I mimo że manga to teoretycznie shounen, pod względem liczby bohaterów męskich i ich urody mogłaby z łatwością konkurować z shoujo. Oj tak, Jun Mochizuki wie, jak rysować bishounenów. Na dodatek ma niesamowity dryg do wymyślnych ubrań – te bufki, koronki, guziczki, wstążki, kokardki i multum innym drobiazgów… Lubuje się również w ujęciach twarzy, zdecydowanie mniej skupiając się na tle, które często pozostaje niezapełnione – ja jednak odniosłam wrażenie, że autorka jest perfekcjonistką i jeśli ma dać tło na odczepnego, to woli go nie dawać w ogóle. I dobrze, gdyż nie uniknęłaby wtedy wrażenia nadmiaru przepychu. Nie znaczy to jednak, że autorka nie potrafi rysować nic poza postaciami – jak już się weźmie za przedstawianie otoczenia, to również robi to po mistrzowsku. Na deser parę słów o grafikach – autorka kocha rozpieszczać swoich fanów cudownymi okładkami, ujęciami postaci na całą stronę, przepięknymi kolorowymi stronami oraz krótkimi wprowadzeniami do tomów, w których umieszcza swoje postaci w uroczym SD‑czkowym stylu. Jej styl kolorowania również jest bardzo charakterystyczny – stosuje lekko przygaszoną, a jednocześnie niesamowicie żywą paletę barw. Mnie osobiście przypomina to używanie farb akwarelowych, które daje wrażenie subtelności, a jednocześnie świetnie oddaje nastrój poprzez kolorystykę.
Nie trudno dostrzec fascynacji mangaczki książkami Lewisa Carrolla Przygody Alicji w Krainie Czarów i O tym, co Alicja odkryła po drugiej stronie lustra. Jun Mochizuki czerpała z nich pełnymi garściami, swobodnie mieszając motywy i wykorzystując je według własnego uznania – ze świetnym efektem. Dzięki temu zagłębiając się w lekturę tej mangi można bardzo szybko poczuć, jakby samemu trafiło się do Krainy Czarów, gdzie wszystko rządzi się swoimi prawami, a bohaterowie są co najmniej zdrowo kopnięci. Występują również bardziej oczywiste nawiązania, jak dziewczyna o imieniu Alice czy kot z Cheshire. Również imiona Łańcuchów, choćby Mad Hatter (Szalony Kapelusznik) czy March Hare (Zając Marcowy), poza atrakcyjnym brzmieniem, pasują do charakteru mangi i często nawiązują mniej lub bardziej do swoich pierwowzorów. Przewija się również między innymi motyw Queen of Hearts (Królowej Kier) i jej pasji do ścinania głów. Cała opowieść jest pełna smaczków w postaci takich nawiązań, choć oczywiście należy mieć na uwadze, że w żadnym wypadku nie jest to bezpośrednia adaptacja Przygód Alicji w Krainie Czarów, a tylko wykorzystywanie motywów z nią związanych dla stworzenia niepowtarzalnego klimatu. No i oczywiście trzeba się orientować choć odrobinę w oryginalnej anglojęzycznej wersji.
Z radością wystawiłabym Pandora Hearts dziesiątkę – dla mnie ma ona wszystkie cechy niezbędne do zostania „arcydziełem”. Świetnie prowadzona, zakręcona fabuła, wielowymiarowe postaci, przepiękna kreska, oryginalny pomysł na fabułę… Nie będę jednak chwalić dnia przed zachodem słońca. Mimo mojej całej miłości do tego tytułu, zdaję sobie doskonale sprawę, że Jun Mochizuki może jeszcze popełnić gdzieś spory błąd – przede wszystkim w końcówce, do której zdaje się powoli zbliżać. Nadal może się zagubić w tym nawale informacji, jaki nam zaserwowała, albo potknąć się gdzieś po drodze – co przy dziele tworzonym z takim rozmachem nie byłoby dziwne. Manga ta wciągnęła mnie wiele lat temu – i potrafiła wciągnąć mnie de novo, mimo że czytałam drugi raz te same rozdziały, choć widziane w nowym świetle. Po nadgonieniu do sześćdziesiątego ósmego rozdziału – gdyż właśnie on jest najnowszy w momencie, w którym piszę tę recenzję – jestem pewna, że ponowne czytanie rzuciłoby jeszcze inne światło na to, jak postrzegam pewne postaci i interpretację tego, co czytam. Mangę mogę z pewnością polecić każdemu miłośnikowi tajemnic i mrocznych klimatów, a także fanom Alicji w Krainie Czarów. Niekoniecznie doradzam ją jednak tym, którzy szukają lekkiej rozrywki lub sympatycznej, optymistycznej historii. Miłośnikom romansów…? Ach, faktycznie, występują tu wątki, które można by uznać za romans, ale… Podobnie jak cała manga, są one widziane w bardzo krzywym zwierciadle. Fanserwisu też się tu nie uświadczy, mimo że część postaci żeńskich jest bardzo kobieca. Jeśli już się pojawia, to w większości jest bardzo… specyficzny. Proszę się również nie sugerować anime, które wypada bardzo blado w porównaniu do pierwowzoru. I ostatnia uwaga na koniec – jest to jeden z tych tytułów, w przypadku których im się mniej wie przed rozpoczęciem czytania, tym lepiej.
Recenzje alternatywne
-
Lain - 5 października 2011 Ocena: 9/10
Wielowątkowa opowieść detektywistyczna w baśniowej oprawie. więcej >>>
Technikalia
Rodzaj | |
---|---|
Wydawca (oryginalny): | Square Enix |
Wydawca polski: | Waneko |
Autor: | Jun Mochizuki |
Tłumacz: | Karolina Balcer |
Wydania
Tom | Tytuł | Wydawca | Rok |
---|---|---|---|
1 | Tom 1 | Waneko | 10.2012 |
2 | Tom 2 | Waneko | 12.2012 |
3 | Tom 3 | Waneko | 2.2013 |
4 | Tom 4 | Waneko | 4.2013 |
5 | Tom 5 | Waneko | 6.2013 |
6 | Tom 6 | Waneko | 8.2013 |
7 | Tom 7 | Waneko | 9.2013 |
8 | Tom 8 | Waneko | 11.2013 |
9 | Tom 9 | Waneko | 1.2014 |
10 | Tom 10 | Waneko | 4.2014 |
11 | Tom 11 | Waneko | 5.2014 |
12 | Tom 12 | Waneko | 8.2014 |
13 | Tom 13 | Waneko | 9.2014 |
14 | Tom 14 | Waneko | 12.2014 |
15 | Tom 15 | Waneko | 2.2015 |
16 | Tom 16 | Waneko | 3.2015 |
17 | Tom 17 | Waneko | 5.2015 |
18 | Tom 18 | Waneko | 7.2015 |
19 | Tom 19 | Waneko | 10.2015 |
20 | Tom 20 | Waneko | 11.2015 |
21 | Tom 21 | Waneko | 2.2016 |
22 | Tom 22 | Waneko | 3.2016 |
23 | Tom 23 | Waneko | 6.2016 |
24 | Tom 24 | Waneko | 7.2016 |
Odnośniki
Tytuł strony | Rodzaj | Języki |
---|---|---|
Podyskutuj o Pandora Hearts na forum Kotatsu | Nieoficjalny | pl |