Requiem Króla Róż
Recenzja
Pierwsze pytanie, jakie sobie zadałam przy otwieraniu koperty z mangą, brzmiało: który to już tom? Och, jedenasty! No proszę. Tyle papieru, a nic się właściwie nie dzieje, chociaż dzieje się tak wiele. Po skonstatowaniu tej kwestii, po raz pierwszy od bardzo dawna w przypadku jakiegokolwiek komiksu i po raz pierwszy w przypadku Requiem Króla Róż, przeczytałam oficjalne przypomnienie fabuły i mogę stwierdzić, że to była najprzyjemniejsza część czasu spędzonego nad tym tomem. Spojrzałam dalej i ogarnęła mnie zwyczajna niechęć, ale jak mi powiedziała nasza naczelna: mam jeden tytuł wychodzący raz na ruski rok, dam radę. Cóż, z pewnością wydawnictwo byłoby szczęśliwsze, gdyby dostało recenzję napisaną przez kogoś, kto się treścią tego komiksu bardziej „jara”. Niestety, pisanie po raz jedenasty o tym, że właściwie nic się nie dzieje, poza przeżywaniem bólu żywota i sporadycznym dupczeniem oczywiście, spadło na mnie. No, ale po kolei.
Tom otwiera wizyta u Małgorzaty, która najpierw się wścieka, a później najwyraźniej postanawia zrezygnować z walki o odzyskanie korony. Być może jednak są to tylko pozory w celu zmylenia przeciwnika. Następnie podziwiamy Ryszarda, który nie tylko wzbogacił swoją szafę o wyzywającą garderobę, nijak mającą się do modowych trendów epoki, ale też zaczął się malować. Przy okazji poznajemy nową postać, biskupa Ely, z niewiadomych przyczyn noszącego długie włosy splecione w warkocz. Chwilowo jego świętobliwość nie jest istotny, ale jeszcze do niego wrócimy, ponieważ Ryszard zagnie na niego parol i na dalszych stronach będziemy świadkami sceny uwodzenia. Ogólnie rzecz biorąc, widać, że autorce puściły już wszystkie hamulce, bo co chwila raczy nas scenami z alkowy. Nie róbcie sobie nadziei, mandze daleko do klasycznie rozumianego yaoi czy innego hentaja, sporo za to tekstów w stylu: „To przysięga zbrukana krwią (…) ale mimo to (…) Nie ma (…) innego ciepła (…) które rozgrzałoby (…) to ciało”, czyli pięknych inaczej wzniosłych kwestii, od których robiło mi się zwyczajnie słabo. Ewidentnie słabo robiło się też biednemu Catesby’emu, po cichu cierpiącemu z zazdrości.
Miłosne trójkąty i kwadraty to jednak nie wszystko. Z drugiego planu zerka wielce podstępna intryga uknuta przez Elżbietę (słusznie podejrzewaliście, że ta lisica tak łatwo się nie podda). Wreszcie wychodzi też na jaw obojnactwo Ryszarda, którą to rewelacją rzuca bohaterowi w twarz Hastings, w nadziei, jak mniemam, posłania tego strasznego wynaturzenia na stos. Niestety dla niego, ten śmiały krok prowadzi do zgoła nieoczekiwanych skutków. Tym dramatycznym zwrotem akcji kończy się tomik numer jedenaście. Prawdę powiedziawszy, bokiem mi wychodzi ciągłe gadanie o tym, że Ryszard jest szatańskim pomiotem, ucieleśnieniem piekielnych mocy, diabłem Rokitą i czym tam jeszcze. To się zrobiło nudne już kilka tomów temu, ale autorka najwyraźniej dopiero się rozkręca. Zdecydowanie wolałam Ryszarda jako demona wojny niż pseudo femme fatale. Nie czuję najmniejszych nawet emocji i nie czekam na dalszy rozwój wypadków.
Tomik ma blisko 200 nieponumerowanych stron (tak, liczyłam i było to ciekawsze niż sama lektura), natomiast jakość druku nie odbiega od poprzednich tomów z tej serii, podobnie jak tłumaczenie. W dialogach ponownie przeplata się górnolotny język Szekspira i bardzo współcześnie brzmiące, „zwyczajne” wypowiedzi. Jakoś nie mogę się do tego przyzwyczaić, pozostaje mi jednak tylko zgrzytać zębami.
Tomiki
Tom | Tytuł | Wydawca | Rok |
---|---|---|---|
1 | Tom 1 | Waneko | 3.2016 |
2 | Tom 2 | Waneko | 5.2016 |
3 | Tom 3 | Waneko | 7.2016 |
4 | Tom 4 | Waneko | 9.2016 |
5 | Tom 5 | Waneko | 11.2016 |
6 | Tom 6 | Waneko | 1.2017 |
7 | Tom 7 | Waneko | 5.2017 |
8 | Tom 8 | Waneko | 11.2017 |
9 | Tom 9 | Waneko | 4.2018 |
10 | Tom 10 | Waneko | 11.2018 |
11 | Tom 11 | Waneko | 6.2019 |
12 | Tom 12 | Waneko | 11.2019 |
13 | Tom 13 | Waneko | 8.2020 |
14 | Tom 14 | Waneko | 1.2021 |
15 | Tom 15 | Waneko | 7.2021 |
16 | Tom 16 | Waneko | 10.2022 |
17 | Tom 17 | Waneko | 7.2023 |