Kuroko's Basket
Recenzja
Dzięki dobremu występowi Kuroko i Kagamiego, drużyna Seirin wygrywa treningowy mecz z Kaijou. Porażka najbardziej boli Kise, który do tej pory zawsze zwyciężał, ale chłopak liczy, że w nadchodzącym turnieju międzyszkolnym uda mu się zrewanżować. Zanim jednak Seirin dostanie szansę na kolejny pojedynek z liceum Kaijou, czeka ich trudna przeprawa w fazie grupowej rozgrywek. Duet Kuroko‑Kagami nawet nie zdaje sobie sprawy, że wzbudził zainteresowanie kolejnego zawodnika z Pokolenia Cudów, Shintarou Midorimy – asa drużyny Shuutoku.
Jednak trener Seirin nie wybiega myślami aż tak bardzo w przyszłość, zwłaszcza że na horyzoncie pojawiają się czarne chmury w postaci klubu koszykarskiego liceum Shinkyo, wraz z ich nowym nabytkiem, senegalskim zawodnikiem Papą Mbaye Shiki (ochrzczonym przez Kuroko „Tatusiem”). Zaś pomiędzy kolejnymi treningami i meczami pierwszoroczni będą się musieli wykazać nie lada sprytem, by kupić najbardziej burżujską kanapkę dostępną w szkolnej kafeterii tylko raz w miesiącu.
Cóż, fabuła nie pędzi na złamanie karku, acz już teraz widać, że mamy do czynienia ze „sportówką” w najczystszej postaci. Koszykówka zajmuje trzy czwarte tomu i tylko jeden rozdział wyłamuje się z tego schematu. Autor dość szybko wprowadza następnego legendarnego gracza gimnazjum Teikou, mojego ulubieńca, Midorimę. Specyficzny to osobnik, przekonany o własnej wyższości i co ważniejsze, ślepo ufający horoskopom. Jego znakiem rozpoznawczym są zabandażowane palce, a także szczęśliwy amulet, czyli zazwyczaj przedziwny przedmiot, z którym Midorima nie rozstaje się w danym dniu. W przeciwieństwie do otwartego i przyjacielskiego Kise, zawodnik Shuutoku traktuje wszystkich z dystansem, nie ukrywa też, że nie potrafi dogadać się z Kuroko.
Na razie manga utrzymuje pogodny nastrój, humoru jest sporo i nawet mecze nie wydają się szczególnie zacięte. Istotne jest też, że większość z nich zostaje zaprezentowana w dużym skrócie, to jeszcze nie ten etap, gdzie rozgrywki bywają wręcz rozwlekane. W tomie drugim dowiadujemy się kilku ciekawych faktów na temat umiejętności Kagamiego, a także poznajemy trochę lepiej niektórych członków drużyny Seirin, z kapitanem Junpeiem Hyuugą na czele.
Wydawniczo drugi tom nie odbiega poziomem od pierwszego – jakość papieru i druku jest dobra, acz na kilku panelach z czarnym tłem widać jakieś drobne farfocle. Spis treści pełni rolę raczej symboliczną, ponieważ numeracja stron jest niezwykle wybiórcza – cieszą natomiast wewnętrzne marginesy, dzięki którym nie trzeba mocno rozginać tomiku. Tłumaczenie jest poprawne, może bez fajerwerków, ale też nie było kwestii, które by jakoś zgrzytały (pomijam wspomniane w pierwszej recenzji nieprzetłumaczone zdrobnienia). Miłą niespodzianką okazały się pojawiające się gdzieniegdzie wulgaryzmy, niekoniecznie dużego kalibru, ale bardzo na miejscu – zdecydowanie nadają całości rys realizmu. Trafiło się kilka nieusuniętych oryginalnych onomatopei, ale wszystkie były tak wkomponowane w rysunek, że stanowiły z nim nierozerwalną całość. Wypatrzyłam dwa potknięcia – na stronie 137 nieprzetłumaczono wyrażenia „rebound”, czyli „zbiórka”, a dosłownie kartkę dalej mamy Cholernie ciężko cokolwiek rozegrać!, podczas gdy powinno być „cholernie trudno”. Tom drugi nie obfituje w dodatki, na końcu znajdziemy krótki Odcinek specjalny oraz jeszcze krótsze kilka słów od autora. Ostatnie kartki zajmują stopka redakcyjna, a także reklamy wydawnictwa Waneko, w tym między innymi dwóch następnych części Kuroko's Basket.
A skoro przy nich jesteśmy, szczerze mówiąc, już nie mogę się doczekać tomu trzeciego, głównie ze względu na obwolutę. Chociaż bardzo lubię kreskę Tadatoshiego Fujimakiego, trudno nie zauważyć, że okładki wychodzą mu koszmarne – to kompozycyjny chaos! Dopiero wspomniana trzecia część wygląda w miarę przyzwoicie; tyle dobrze, że zawartość komiksu rekompensuje niezbyt efektowną „otoczkę”.