Kuroko's Basket
Recenzja
Kuroko zostaje wyeliminowany z gry, co jest dla niego i całej drużyny Seirin ogromnym ciosem, ale trzymanie na boisku bezużytecznego gracza mija się z celem. Jednak Riko nie spisuje widmowego zawodnika na straty – daje chłopakowi czas na pozbieranie się i wymyślenie sposobu na przywrócenie jego nietypowych umiejętności. Tymczasem koledzy Tetsuyi przeżywają na parkiecie trudne chwile, przede wszystkim z powodu Chihiro Mayuzumiego, odpowiednika Kuroko w Rakuzanie. Nie dość, że doskonale opanował on misdirection, to jego warunki fizyczne oraz zdolności koszykarskie przewyższają te prezentowane przez młodszego kolegę. Do Seirin zaczyna docierać, że pierwsza kwarta była tylko przygrywką i dopiero teraz Rakuzan ma zamiar pokazać, na co naprawdę ich stać.
To raczej smutny tomik dla fanów głównych bohaterów – nie dość, że grają drugoplanową rolę, to jeszcze ich drużyna zbiera baty. Co prawda, jakimś cudem, różnica w punktacji nie jest kosmiczna, ale Seirin z rozdziału na rozdział idzie coraz gorzej i nawet dotychczasowe filary drużyny, czyli Kiyoshi oraz Hyuuga, przegrywają w starciu z „niekoronowanymi królami”. Na szczęście autor nie zapomina o chwili oddechu i doprawia opisywany tomik szczyptą humoru, przy okazji pokazując przeciwników głównych bohaterów z bardziej ludzkiej strony (pomijając oczywiście Akashiego).
Cóż, nie ukrywam, że tę część czytało się dosyć ciężko, głównie ze względu na minorowy nastrój. Inna sprawa, że podobny schemat fabularny pojawiał się w Kuroko's Basket już nie raz i wszyscy doskonale wiemy, że Seirin jeszcze odbije się od dna, i to zapewne w widowiskowy sposób. Poza tym stawiam mangace plus za pamięć o zawodnikach rezerwowych, którzy nareszcie dostają szansę pokazania się i chociaż nie do końca są w stanie ją wykorzystać, przynajmniej nie pełnią jedynie funkcji dekoracji.
O polskim wydaniu trudno napisać coś odkrywczego, ponieważ od dawna utrzymuje solidny poziom. Warto natomiast pochwalić autora za kolejną bardzo klimatyczną i świetnie zakomponowaną ilustrację na obwolucie. W środku tradycyjnie znajdziemy też kilka słów od Tadatoshiego Fujimakiego oraz pokaźną galerię fanowskich rysunków. Tradycyjnie też zwracam uwagę, że w większości przypadków zamiast wyrazu „ciężko” powinno używać się „trudno”… Poza tym wszystkim czytelnikom, którzy czują się smutni i niedopieszczeni po przeczytaniu omawianego tomu, polecam lekturę krótkich historyjek umieszczonych na końcu, ze szczególnym uwzględnieniem tej o świętym Mikołaju.