Kuroko's Basket
Recenzja
Równia pochyła: ten termin idealnie oddaje historię drużyny Teikou i bynajmniej nie chodzi o spadek poziomu jej gry. Legenda „Pokolenia Cudów” nie wzięła się znikąd, chłopcy wygrywają mecz za meczem, w tym zawody krajowe dwa razy z rzędu, ale na tej gładkiej powierzchni widać już pierwsze rysy. Gdyby nie twarda ręka trenera Shirogane, drobne zatargi i niesnaski szybko przerodziłyby się w poważne konflikty, zagrażające całej drużynie. Ale nawet on zaczyna dostrzegać nadchodzący sztorm i zastanawia się, co zrobić, by uniknąć kłopotów – a niestety problemy ze zdrowiem sprawiają, że musi zrezygnować z pracy trenera. Jego młody i nie tak doświadczony następca ma dobre chęci i pragnie kontynuować dzieło poprzednika, cały czas mając na uwadze dobro chłopców i drużyny. Los bywa jednak złośliwy, dyrekcja gimnazjum Teikou widzi w sukcesach koszykarskich idealną reklamę dla szkoły, wymusza więc na szkoleniowcu, by niezależnie od wszystkiego pozwalał grać „Pokoleniu Cudów”. Pozbawiony wsparcia trener daje zawodnikom wolną rękę, doprowadzając tym samym do rozpadu drużyny.
Opisywany tom ma bardzo minorowy nastrój, bo chociaż klub koszykarski Teikou pozostaje niepokonany, każdy z zawodników idzie swoją drogą. Przekonani o własnej wyższości chłopcy przestają uczęszczać na treningi, a podczas meczów wymyślają upokarzające dla przeciwników gry, byle tylko urozmaicić jednostronne rozgrywki i zabić nudę. Oczywiście zaistniała sytuacja wyjątkowo boli Kuroko, który zupełnie inaczej podchodzi do koszykówki i tęskni za grą zespołową. Emocjonalny i mentalny rozpad zespołu biernie obserwuje także trener, niemający dość charakteru, by postawić się dyrekcji. Zresztą jakiego argumentu miałby użyć, skoro drużyna odnosi sukces za sukcesem?
Nie powiem, żeby lektura tomu dwudziestego piątego była przyjemna, gdyż jak już napisałam, to wyjątkowo smutna część, ale i irytująca w jakimś stopniu. Drażni podejście trenera, który nie ma dość charakteru, by utrzymać chłopców w ryzach i przekonać dyrekcję do zmiany decyzji. Denerwuje interesowność szkoły, traktującej uczniów jak żywą reklamę, ignorującej zaś fakt, że jej rola polega również na wychowaniu młodego pokolenia. W sumie najmniej wkurzają sami bohaterowie, którym po prostu pozwolono na bycie rozpuszczonymi bachorami, bo przecież trudno oczekiwać od traktowanego jak mały cesarz nastolatka samodyscypliny. I w końcu, serce się kraje na widok samotnego i całkowicie rozbitego Kuroko, pozostawionego samemu sobie. Ostatni „żart” jego kolegów to wyjątkowe świństwo i w sumie nie dziwię się, że chłopak po skończeniu gimnazjum nie chciał mieć z nimi nic wspólnego. Inna sprawa, że jak już pisałam, pozwolono chłopcom na podobne rzeczy…
Wszystko wskazuje na to, że to już koniec retrospekcji i kolejne pięć tomów spędzimy, obserwując zmagania Seirin z Rakuzanem. Cóż, na pewno będzie na co popatrzeć, acz warto się przygotować mentalnie na bardzo kosmiczną koszykówkę i mnóstwo średnio znośnego patosu. O ile fabuła może powodować okazjonalne opady rąk, tak jakość wydania nie powinna negatywnie zaskoczyć, ponieważ od dłuższego czasu pozostaje na dobrym poziomie. Autor zrezygnował z artystycznych eksperymentów na obwolucie, dzięki czemu możemy cieszyć oczy efektownym i perfekcyjnie oddającym poruszaną w tomiku problematykę rysunkiem, prezentującym Kuroko i Akashiego. Poza tym zaskakuje numeracja stron, obecna w tym tomiku wyjątkowo często. Na jednej ze stron oddzielających rozdziały zaplątał się pojedynczy kącik pytań, tym razem dotyczący rodziny głównego bohatera. Wyjątkowo mało miejsca poświęcono na galerię fanowskich rysunków, za co zresztą autor przeprasza, ale jest duża szansa, że zostanie to nadrobione w następnej części. Nie mam większych zastrzeżeń do tłumaczenia, poza tym, że tradycyjnie już słowo „trudno” zastępuje się „ciężko”, co nieodmiennie mi zgrzyta. Rozbawiła mnie także jedna ze scen, czyli dramatyczne (w założeniu) wejście Momoi z informacją, że trener Shirogane trafił do szpitala. Dziewczyna stwierdza mianowicie, że… „zaniemógł”. Niby słowo użyte poprawnie, ale jakoś tak zupełnie nie oddaje powagi sytuacji, przez co reakcja zawodników wydaje się mocno przesadzona. Omawiany tom kończy stopka redakcyjna i dwie strony reklam.