Kuroko's Basket
Recenzja
Rozpoczynające się eliminacje do Pucharu Zimowego pokażą, czy wakacyjne mordercze treningi przyniosły jakieś efekty. Zawodnikiem, który najbardziej nie może się doczekać meczy, jest oczywiście Kiyoshi, powracający do klubu po kontuzji, ale reszcie drużyny liceum Seirin również nie brakuje motywacji. W pierwszym spotkaniu bohaterowie muszą zmierzyć się z grającą dosyć agresywnie drużyną Jousei, ale kiedy spojrzymy na grupową tabelę, okaże się, że to, co najtrudniejsze, dopiero przed nimi. Na parkiet powracają bowiem starzy przeciwnicy, czyli klub Shuutoku, oczywiście żądni rewanżu za porażkę w turnieju międzyszkolnym. Ale nie tylko oni mogą namieszać – na scenę wkracza kolejna silna koszykarska ekipa, uchodzący za boiskowych cwaniaków Kirisaki Daiichi pod wodzą wyjątkowo nieprzyjemnego typa, Makoto Hanamiyi.
Jeżeli ktoś stęsknił się za oficjalnymi rozgrywkami, tom dziesiąty wynagradza koszykarskie braki. Liceum Seirin idzie przez eliminacje jak burza i dopiero mecz z Shuutoku nastręcza im nieco problemów, ale na jego wynik trzeba poczekać do następnej części. Mimo sporej dawki dynamizmu i sportowych emocji najciekawsze wydarzenia dopiero przed nami – mam na myśli spotkanie z wspomnianą drużyną Kirisaki. Krótka rozmowa Kiyoshiego z Hanamiyą wyraźnie sugeruje, że panowie nie darzą się sympatią, zresztą nawet zazwyczaj opanowany Midorima stwierdza, że to paskudny typ. Nie zabrakło też odrobiny humoru, a nawet znalazło się trochę miejsca dla pozostałych graczy „pokolenia cudów”. Cóż, tomik jest wstępem do dłuższego epizodu – to przygrywka do właściwych rozgrywek, więc na razie tylko mecz z Shuutoku zaskakuje „zawziętością”. Gwoli wyjaśnienia – w fazie eliminacyjnej nie obowiązuje system turniejowy, co znaczy, że jeden przegrany mecz nie decyduje o odpadnięciu z zawodów. Aby przejść do kolejnej fazy, trzeba po prostu zgromadzić jak największą liczbę zwycięstw. Mimo to każdy chce się pokazać z jak najlepszej strony, a poza tym Seirin i Shuutoku mają rachunki do wyrównania – zarówno Kagami, jak i Midormia traktują to spotkanie bardzo osobiście i nie mają zamiaru odpuścić aż do syreny końcowej.
Niewiele nowego można napisać o polskim wydaniu, ponieważ praktycznie nie różni się od poprzednich tomów. Jakość druku jest naprawdę bardzo dobra, czerń nasycona, a wszystkie kontury ostre jak brzytwa, dosyć często pojawiają się marginesy zewnętrzne i wewnętrzne, co znacznie umila lekturę. Widać, że coraz lepsze kompozycyjnie obwoluty nie były tylko wypadkiem przy pracy, autor nabiera wprawy, co oczywiście bardzo mnie cieszy. Na początku komiksu standardowo znajdziemy krótkie wprowadzenie, streszczające dotychczasowe wydarzenia i przedstawiające najważniejszych bohaterów, oraz spis treści. Numeracja stron pojawia się od czasu do czasu, na tyle często, że wspomniany spis nie wydaje się zbędny. Tym razem, dla odmiany, nie zabrakło dodatków – powraca galeria fanartów, jak zawsze wzbogacona komentarzami Tadatoshiego Fujimakiego, ale najciekawiej prezentują się wyniki głosowania na najpopularniejszą postać mangi, zwłaszcza że niektóre miejsca można uznać za sporą niespodziankę. Oprócz tych dwóch bonusów jest jeszcze sympatyczna historyjka, można powiedzieć walentynkowa, o przedziwnej „randce” Riko i Hyuugi. Dziesiątą część Kuroko's Basket zamyka stopka redakcyjna i reklamy własne wydawnictwa, w tym nadchodzącej nowości, czyli Gwiazdy spadającej za dnia.
Tłumaczenie zostawiłam na koniec, ponieważ z nieukrywaną radością obserwuję jeszcze nieśmiałe poczynania Karoliny Dwornik. Przy okazji tomu dziewiątego komplementowałam jej odważną decyzję, by przetłumaczyć zdrobnienia używane przez Murasakibarę. W omawianej części tłumaczka zdecydowała się również spolszczyć słodką manierę Momoi, która zwraca się do Kise „Kisiu”, co moim zdaniem nie tylko ładnie brzmi, ale i pasuje do osobowości dziewczyny. Jak widać da się i mam naprawdę wielką nadzieję, że pani Dwornik pozostanie odpowiedzialna za Kuroko's Basket do zakończenia serii. Wiem, że to nieładnie tak na koniec tekstu, ale korekta przepuściła wyjątkowo brzydkiego babola na stronie 155, a mianowicie Przyszłeś sam?. Pogoda okropna, z koncentracją kiepsko, ale trochę to zabolało…