Kuroko's Basket
Recenzja
Do końca meczu z Kaijou zostały dwie minuty i wszystko wskazuje na to, że to nie Seirin zmierzy się w finale z liceum Rakuzan. Mimo zmęczenia i olbrzymiej presji Kise gra jak natchniony, wspierany przez kolegów z klubu. Na szczęście Seirin nie należy do drużyn, które poddają się przed końcowym gwizdkiem – Kuroko ma pewien plan i nie omieszka wprowadzić go w życie, oczywiście z niewielką pomocą Kagamiego i reszty.
To już ostatnie wspólne chwile Kaijou i Seirin na parkiecie – naprawdę nie trzeba być geniuszem, by domyślić się kto ostatecznie dostaje się do finału. Cóż, mimo sporej liczby niewiarygodnych zagrań, szczypty dramatyzmu i lekkiego rozwleczenia wątku, to z pewnością jeden z najlepszych pojedynków w całej mandze. Może dlatego, że obie drużyny są do siebie podobne i wzbudzają w czytelniku największą sympatię? Swoją drogą, to chyba pierwszy raz, kiedy autentycznie było mi żal przegranych, ale przecież zwycięzca może być tylko jeden. W drugiej części tomu przenosimy się w czasie, by poznać przeszłość Kuroko i dowiedzieć się, jak narodziła się legenda „pokolenia cudów”. To również odpoczynek od Pucharu Zimowego, zarówno dla nas, jak i dla bohaterów. Warto się nim nacieszyć, ponieważ do rozegrania został tylko mecz finałowy, który uważam za najsłabszą część Kuroko's Basket.
Ostatnio nie mogłam się nachwalić rysunków na obwolutach, ale przecież zawsze musi się trafić wyjątek od zasady. Serio, naprawdę nie wiem, co myślał Tadatoshi Fujimaki, tworząc ten „wielki błękit”... Tak nieciekawej, plastycznie ubogiej i fatalnej kompozycyjnie obwoluty komiks nie miał chyba nigdy. Mam nadzieję, że kolejne okażą się bardziej udane. Inna sprawa, że to jedyny większy zarzut względem wydania i nie ma on nic wspólnego z Waneko, które na pewne rzeczy nie ma wpływu. Technicznie jest bardzo dobrze – żadnych wpadek tłumaczeniowych czy redaktorsko‑korektorskich. Jakość druku i papieru bez zmian, co należy oczywiście uznać za zaletę. Fanów Galerii ilustracji Kuroko's Basket z pewnością ucieszy informacja, że w omawianym tomie liczy ona aż dziewięć stron. Na końcu tradycyjnie już znajdziemy stopkę redakcyjną oraz reklamy własne wydawnictwa.