Dengeki Daisy
Recenzja
Teru Kurebayashi znajduje się w położeniu co najmniej nieciekawym – rodzice nie żyją od lat, jakiś czas temu w ich ślady poszedł również ukochany starszy brat, a na dodatek licealna rada uczniowska obrała sobie dziewczynę za cel prześladowań – bo nietrudno się chyba domyślić, że (w przeciwieństwie do członków samorządu) pieniędzy ma ona niewiele. Jej los przedstawiałby się jednak o wiele gorzej, gdyby nie jedyny spadek po wspomnianym bracie: telefon komórkowy. Sam w sobie ma może wartość niewielką, ale stanowi jedyne połączenie z osobą, która na życzenie zmarłego niejako przejęła rolę opiekuna Teru, wspierając ją zarówno finansowo, jak i psychicznie, choć jedynie za pośrednictwem SMS‑ów – człowieka kryjącego się pod pseudonimem „Daisy” główna bohaterka bowiem nigdy nie spotkała i nie zna nawet jego personaliów. Nie przeszkadza jej to jednak w darzeniu go uwielbieniem graniczącym z czcią, czemu trudno się dziwić – Daisy zawsze służy pomocą i stanowi jej jedyne oparcie, którego przyjaciele nie są w stanie zastąpić. Pewnego dnia Teru przez przypadek tłucze szkolną szybę, a ponieważ pieniędzy na opłacenie naprawy nie ma, koszty z tym związane pokrywa młody szkolny woźny, Tasuku Kurosaki. Nie robi tego jednak z dobroci serca, winowajczyni musi odpracować dług. Teru staje się więc pomocnicą woźnego (co w praktyce oznacza, że wypełnia większość jego obowiązków), a to dopiero początek jej kłopotów – niedługo później okazuje się, że Daisy znany jest w środowisku hakerów, a brat dziewczyny najwyraźniej miał coś, co wielu (niekoniecznie szlachetnych) ludzi chce zdobyć. Na skutek tego wszystkiego Teru znajduje się na celowniku i niejednokrotnie wpadnie w bardziej lub mniej poważne kłopoty. Zyskuje jednak nowego sprzymierzeńca, bo choć Kurosaki jest szorstki, wredny i dokucza, widać wyraźnie, że tak naprawdę toczy tylko pewną grę, którą Teru podejmuje z równym zaangażowaniem.
Muszę przyznać, że tym razem wydawnictwo Waneko stanęło na wysokości zadania – Dengeki Daisy jest najlepiej wydaną przez nich mangą, jaką miałam przyjemność czytać ostatnimi czasy. Druk jest w porządku, nie zauważyłam też, żeby kadry były na stronach upychane na siłę czy przycinane. Nawet numeracja stron pojawia się od czasu do czasu! Obwoluta prezentuje się dość przeciętnie – szkoda, że nie zachowano kolorystyki oryginału. Rzecz, o którą martwiłam się najbardziej, a mianowicie tłumaczenie, żyje i ma się bardzo dobrze. Magdalena Malinowska, odpowiedzialna również za przekład Vampire Knight, stanęła na wysokości zadania i spisała się o wiele lepiej niż w przypadku serii o wampirach – być może lżejszy, swobodniejszy i o wiele bardziej optymistyczny klimat Dengeki Daisy jest przyczyną takiego stanu rzeczy. Język, którym posługują się bohaterowie, stylizowany jest na młodzieżowy i wypada całkiem naturalnie, obyło się też bez ugrzecznienia nieco bardziej dosadnych kwestii. Raz czy dwa mignęła mi przed oczami jakaś literówka („podwinęła” zamiast „powinęła” i tym podobne) czy zagubiony przecinek, więc jest dobrze i pod względem poprawności. Przyczepię się za to do dwóch rzeczy – czcionki, która czasem staje się zbyt mała i ciasno upakowana w co mniejszych dymkach oraz wydźwięku niektórych dialogów. Czasami Kurosaki nieco przesadza, wyzywając Teru od idiotek i kretynek: jasne, wszyscy wiemy, że tak sobie tylko gada, ale można było trochę te jego kwestie złagodzić, bo momentami brzmią nieprzyjemnie. Nazywanie Masudy „Miszczem” także można było sobie darować, w ustach bądź co bądź dorosłego już Kurosakiego brzmi to co najmniej dziwnie.
Cztery rozdziały (i jeden krótki dodatek – zdaje się, że jedyny na przestrzeni wszystkich tomów mangi) zawarte w pierwszym tomiku Dengeki Daisy to w gruncie rzeczy dopiero wstęp do fabuły, który zwiastuje dość przeciętną komedię romantyczną („główny bohater x razy ratuje główną bohaterkę, w końcu zakochują się w sobie i żyją długo i szczęśliwie”) podczas gdy fabuła sama w sobie ma do zaoferowania więcej, a relacje między postaciami są przedstawione z niezwykłym wyczuciem i subtelnością. Dlatego też należy dać historii się rozwinąć, nawet jeśli na razie nie wywarła ona specjalnego wrażenia. Fanki shoujo są zresztą pewnie zachwycone i na tym etapie, ale osoby podchodzące do gatunku trochę bardziej sceptycznie również zachęcam do lektury. Warto tym bardziej, że wydanie polskie prezentuje dobry poziom.
Tomiki
Tom | Tytuł | Wydawca | Rok |
---|---|---|---|
1 | Tom 1 | Waneko | 1.2012 |
2 | Tom 2 | Waneko | 3.2012 |
3 | Tom 3 | Waneko | 5.2012 |
4 | Tom 4 | Waneko | 7.2012 |
5 | Tom 5 | Waneko | 9.2012 |
6 | Tom 6 | Waneko | 11.2012 |
7 | Tom 7 | Waneko | 1.2013 |
8 | Tom 8 | Waneko | 3.2013 |
9 | Tom 9 | Waneko | 5.2013 |
10 | Tom 10 | Waneko | 7.2013 |
11 | Tom 11 | Waneko | 9.2013 |
12 | Tom 12 | Waneko | 11.2013 |
13 | Tom 13 | Waneko | 1.2014 |
14 | Tom 14 | Waneko | 3.2014 |
15 | Tom 15 | Waneko | 5.2014 |
16 | Tom 16 | Waneko | 7.2014 |