One-Punch Man
Recenzja
Stowarzyszenie ogłasza alarm i zwołuje do siedziby wszystkich najpotężniejszych bohaterów klasy S. Genos sugeruje swemu mistrzowi, by w obliczu tak poważnego zagrożenia również pojawił się na zebraniu i użyczył swej siły w razie niespodziewanych komplikacji. Decyzja okazuje się słuszna, gdyż zdaniem Stowarzyszenia, Ziemi zagraża bliżej nieokreślone, ale z pewnością przerażające niebezpieczeństwo. Do takich wniosków prowadzi ostatnie proroctwo tragicznie zmarłej (na skutek zakrztuszenia się tabletką na gardło) prorokini Siwejbaby, która do tej pory zawsze nieomylnie przewidywała przyszłość. Jej ostatnie ostrzeżenie, brzmiące „Ziemia ma przekichane”, jest o tyle niepokojące, że nie podaje żadnych dodatkowych informacji, co wymusza na bohaterach ciągły stan gotowości. Jak się szybko okazuje, wróg jest o wiele bliżej niż można by się spodziewać…
Szósty z kolei tom mangi to przede wszystkim okazja dla autora, by przedstawić większość elity klasy S, która do tej pory albo pojawiała się epizodycznie, albo pozostawała tajemnicą. W owej liczącej piętnaście osób grupie bohaterów nie brakuje postaci klasycznych, jak choćby samuraja i espera, ale pojawia się również sporo całkowicie zwariowanych obrońców sprawiedliwości. Jak bowiem inaczej określić paradującego w psim kostiumie Burekmana, czy też naoliwionego mięśniaka, który wygląda, jakby urwał się z konkursu Mister Universe. Część z nowych postaci bierze aktywny udział we wspólnej walce z nowym zagrożeniem, dzięki czemu czytelnik ma sposobność dowiedzieć się o nich nieco więcej. Okazuje się przy tym, że klasa S, podobnie jak niższe rangi, nie stanowi monolitu i jest niestabilnym zlepkiem indywidualności kierowanych własnymi, często dziwnymi motywacjami. Tylko nieliczni herosi faktycznie współpracują w imię wyższego dobra.
Kolejnym istotnym elementem charakteryzującym tom szósty jest niepewność, jaką w sercach czytelników postanowił zasiać autor. Oto wreszcie pojawia się wróg, który przynajmniej teoretycznie może stanowić wyzwanie dla Saitamy. Mimo niewzruszonego oblicza najbardziej łysego z obrońców sprawiedliwości wydaje się, że oto trafiła kosa na kamień. Fundamentalna zasada One‑Punch Mana jest przez twórcę poddawana w wątpliwość, a odbiorcy pozostaje zastawiać się, czy to rzeczywista zmiana, czy też może One droczy się z fanami i stara się zasiać w ich sercach zwątpienie. Na odpowiedź przyjdzie ciekawskim czekać do następnego tomu. Aby nieco rozluźnić atmosferę po tak znaczących fabularnie wydarzeniach, końcówkę uzupełnia kilkunastostronicowa historia „ratowania” niedoszłego samobójcy przez Saitamę, jak zawsze łącząca humor z trafną i prostą puentą.
Dla polskiego wydania najistotniejsze poza oczywistymi kwestiami jakości wykonania tomiku i utrzymania wysokiego poziomu dbałości o detale jest tłumaczenie, ze szczególnym uwzględnieniem pseudonimów nowych postaci. Po raz kolejny Paweł Dybała lawiruje pomiędzy wersjami angielskimi i polskimi, z różnym skutkiem prezentując swoją wizję. Biorąc pod uwagę nagłe pojawienie się masy nowych bohaterów, tłumacz wychodzi z tej próby zwycięsko. Nie odniosłem wrażenia, by którekolwiek z imion było nieudane lub zawierało wciskany na siłę element humorystyczny. Moje marudzenie przy okazji pierwszego woluminu okazało jak do tej pory jedynym przypadkiem, gdy dostrzegłem pewne mankamenty. Tom szósty ma tylko jedną wadę, która nie każdemu będzie przeszkadzać. Odniosłem mianowicie wrażenie, że wypowiedzi jednego z czarnych charakterów, regenerującego się kosmicznego mutanta, zapisano nieprzyjemną dla oka i momentami nie do końca czytelną czcionką. Jej nieregularne brzegi powodowały, że mój wzrok nie mógł porządnie się skupić na tekście, przez co odczuwałem pewien dyskomfort podczas lektury.