One-Punch Man
Recenzja
W sytuacji, gdy największym ziemskim zagrożeniem dla Saitamy jest nieoczekiwany wzrost cen masła, dopiero najeźdźcy z kosmosu zaprezentowali umiejętności mogące sugerować jakiekolwiek wyzwanie dla najpotężniejszego superbohatera w dziejach. Co prawda szeregowi żołnierze nie mieli szans w starciu z Wichurą, która zdemolowała statek Obcych, zaś ich najpotężniejszy strażnik miał pecha trafić na bystrych i doświadczonych herosów klasy S, jednak pozostał jeszcze przywódca kosmicznej hordy. Złowrogi Boros okazał się pierwszym przeciwnikiem, który potrafi wstać po ciosie Saitamy, po części dzięki unikatowej zbroi, po części też ze względu na niebywałą zdolność regeneracji. Czyżby pojawił się przeciwnik, który sprawi, że serce protagonisty wreszcie zabije żywiej na myśl o prawdziwym wyzwaniu?
Siódmy tom One‑Punch Mana kończy wątek Borosa i jego pomagierów, jednak koncentruje się nie tylko na walce, ale też na jej późniejszych konsekwencjach. Swoje pięć minut dostają, poza bohaterami klasy S takimi jak Wichura, Bang, czy Atomowy Samuraj, także tajemniczy idol nastolatek okupujący pierwsze miejsce w klasie A, by jak twierdzi, nie dopuszczać do najwyższej kategorii osobników niegodnych. Autor wyraźnie sugeruje, że będzie miał on do odegrania większą rolę w dalszych wydarzeniach. Stowarzyszenie nie jest monolitem, raczej zbieraniną indywidualności o nierzadko sprzecznych interesach, co zwiastuje nadchodzące kłopoty.
Ponieważ walka z Borosem i późniejsze wydarzenia zajmują relatywnie niewiele miejsca, potrzebne było zapełnienie pozostałych stron nową historią lub też opowieściami pobocznymi. Autorzy zdecydowali się na drugie rozwiązanie, prezentując kilka opowiastek, nierzadko o wybitnie humorystycznym charakterze. Można dzięki temu poczytać co nieco na temat odbudowy miasta A, próby zarobienia sporych pieniędzy przez Saitamę na skutek zwykłego przypadku, wspomnienia „najlepszego” ucznia mistrza Banga i podnoszącą na duchu opowieść o roli policji w świecie opanowanym przez obdarzonych nadnaturalnymi mocami herosów. Materiały dodatkowe jak zawsze w niczym nie ustępują głównemu wątkowi.
J.P. Fantastica podtrzymuje tradycję cieszenia oczu czytelnika estetycznym wydaniem komiksu i jakością wykonania. Z niebywałą trudnością przychodzi mi przyczepić się do czegokolwiek, może z wyjątkiem faktu, iż solidnie klejony grzbiet utrudnia otwarcie strona z łączonymi kadrami, których tym razem nie poskąpiono, i z których słynie internetowa wersja komiksu. To jednak jedyny logiczny kompromis między przystępnością a jakością, o ile nie liczyć możliwości wydania mangi w formie kartek do umieszczenia w segregatorze…