Soul Eater
Recenzja
Dzięki nowej pomocnicy Medusy, plan uwolnienia Magicznookiego z więzienia wiedźm przebiega nadzwyczaj sprawnie, choć nie bez problemów. Największym z nich okazują się strażnicy, którzy nie mają zamiaru tracić czasu na pokojowe załatwienie sprawy i przekonywanie zbiega, by sam wrócił do celi. Tym gorzej dla nich, gdyż dotychczasowy więzień okazuje się nadzwyczaj potężnym potworem, a jego powstrzymanie jest ponad ich siły. Bliżej nieokreśloną liczbę trupów i godzin później Magicznookiemu udaje się więc dotrzeć do Medusy, pragnącej w zamian za uwolnienie drobnej przysługi, jaką ma być pokonanie paru uczniów Zawodówki Śmierci. W rzeczywistości jej celem jest jednak przetestowanie możliwości nowego sojusznika i czarnej krwi. A te okazują się nie aż tak zadowalające, jak na to wyglądało.
W tym samym czasie Soul i Maka przechodzą specjalny trening opracowany przez doktora Steina, kończący się klęską i popsuciem się ich relacji, co ma też wpływ na dopasowanie ich fal dusz. Pomimo to zostają wysłani razem z Tsubaki i Black☆Starem na kolejną misję do Londynu, gdzie bardzo szybko spotykają nowego wroga. Sytuacja nie jest jednak beznadziejna, gdyż nie tylko parka głównych bohaterów okazuje się mocno niedysponowana. W końcu nietrudno się domyśleć, że dwustuletni pobyt w więzieniu miał jakieś konsekwencje i umiejętności Magicznookiego stanowią zagrożenie dla wszystkich w pobliżu, wliczając w to jego samego. W efekcie walka nie przebiega po niczyjej myśli, zamieniając się w czarną komedię pomyłek i nieporozumień.
Wraz z zakończeniem tego starcia życie bohaterów wraca do względnej normy, a ich głowy zaczyna zaprzątać bardziej przyziemna tematyka niż walki z kolejnymi dziwadłami i zbieranie dusz. A wszystko to z powodu corocznego egzaminu z duszologii, jednego z najważniejszych przedmiotów wykładanych w Zawodówce Śmierci. Wiąże się z nim przesąd mówiący, że najlepszy ze zdających na pewno stworzy w przyszłości Death Scythe. Nic dziwnego, że jedną z osób, której najbardziej zależy na maksymalnej ocenie, jest Maka, która ma nadzieję dorównać własnej matce i utrzeć nosa Oxowi. Oczywiście do egzaminu przystępują wszyscy uczniowie z jej klasy, łącznie z Death the Kidem i Black☆Starem, przez co jego przebieg trudno uznać za normalny. Kolejne wydarzenia stanowią istną paradę gagów, nieudolnych prób ściągania i absurdalnych zwrotów akcji.
Ostatnie dwa rozdziały koncentrują się na misji Death the Kida, polegającej na odnalezieniu „czarnego smoka”, odpowiedzialnego za zmiecenie z powierzchni ziemi kilku nadmorskich wiosek. Nie okazuje się to zbyt dużym wyzwaniem dla syna Śmierci, który po przetrząśnięciu najbardziej podejrzanej części morza Bałtyckiego odnajduje wraz ze swoimi partnerkami statek widmo – „Nidhogg”, na którym ukrywa się osoba odpowiedzialna za ostatnie tragedie. Przy okazji walki z nim po raz pierwszy pojawia się kluczowa dla głównego wątku kwestia pierwszego boga‑demona, który wydaje się w jakiś sposób powiązany z Zawodówką Śmierci i jej dyrektorem. Ta sprawa zostaje pozostawiona do wyjaśnienia w następnym tomie, a walkę przerywa pojawienie się monstrum w pełni zasługującego na nazwę „prawdziwego czarnego smoka”.
Czwarty tomik zawiera wszystko, co najlepsze w Soul Eaterze. Mamy sporo zwariowanego humoru, którego źródłem są dziwactwa postaci i pełne polotu dialogi. A ponieważ cztery z pięciu rozdziałów składają się głównie z walk z całkiem potężnymi przeciwnikami, nie powinni też narzekać czytelnicy spragnieni akcji. Oczywiście serii wciąż daleko do ideału i irytują zarówno sposób zakończenia walki z Croną, jak i niepotrzebna, wyolbrzymiona brutalność. Część osób może denerwować irracjonalne nieporozumienie Maki i Soula z początku tomu, ale w rzeczywistości kłótnie między ludźmi często wynikają z drobnostek i sam nieraz byłem świadkiem, jak inteligentni i wykształceni ludzie skakali sobie do gardeł, zamiast nawzajem się wysłuchać.
Czytelnicy, którzy zaczęli kupować serię na próbę, po tym tomie powinni podjąć już decyzję, czy warto inwestować w kolejne. W tym momencie Soul Eater osiągnął równy poziom, który utrzyma się końca pierwszego głównego wątku, czyli przez następne dwa tomy. Właśnie te pierwsze sześć tomów jest uznawane za najlepszą część całej mangi, a chociaż dalej znajdziemy całkiem niezły rozwój głównych postaci, a także przebłyski oryginalności i polotu, kolejne wydarzenia zaczynają się stopniowo coraz bardziej pogrążać w typowych dla gatunku schematach. Mówiąc wprost – lepiej niż teraz już nie będzie i wątpliwe, by następne tomy mogły zachwycić wciąż nieprzekonane osoby.
Tłumaczenie trzyma bardzo dobry i równy poziom z poprzednich tomów, choć zaskakuje sporą ilością wulgaryzmów. To dość niezwykłe, gdyż JPF przyzwyczaił czytelników do stosunkowo grzecznych przekładów i dotychczasowe próby wprowadzenia bardziej soczystego języka nie wypadały przekonująco, co widać choćby na przykładzie Gyo. W czwartym tomie Soul Eatera jest pod tym względem nieporównywalnie lepiej i już na początku zaskakuje choćby nazwanie Medusy „tą cholerą” przez jedną z bohaterek. Najefektowniej wypada jednak duch małej biednej dziewczynki pożartej przez Nidhogga, której kwieciste wiązanki pod adresem Liz Thompson są niesamowite i rozbrajające. Jak zawsze w wypowiedziach postaci znalazło się też miejsce dla znanych powiedzonek, reprezentowanych tym razem przez okrzyk „this‑is‑Sparta”, którym Maka rozpoczyna naukę do egzaminu.
Zauważalnie gorzej przedstawia się jednak rozmieszczenie tekstu w dymkach. Chwilami jest go zdecydowanie za dużo, a wkomponowanie go w przeznaczone miejsce było możliwe jedynie dzięki zmniejszeniu czcionki. Najjaskrawszym tego przykładem jest maciupeńki dymek ze strony 131, o powierzchni nieco ponad centymetr kwadratowy, w który wciśnięto aż trzy średniej długości zdania. Udało mi się je przeczytać dopiero trzymając nos niemal na kartce. Z drugiej strony Soul Eater jest tytułem przeznaczonym głównie dla nastoletnich osób, które w większości nie mają jeszcze problemów ze wzrokiem, więc wydawca może sobie na to pozwolić. Pozostali czytelnicy powinni całkiem poważnie zastanowić się nad zakupem lupy.
Drugim, choć również niezbyt poważnym problemem, jest zbyt mocne nasycenie czarnego tuszu. W efekcie część rysunków utrzymanych w ciemnej tonacji jest w mniejszym lub większym stopniu nieczytelna, czego przykład stanowi Blair na stronach 96 i 97, wyglądająca jak kulka czerni z ledwie zaznaczonymi detalami. Po koniec zamieszczono też zapowiedź kolejnego tomu, niestety zdradzającą kilka kluczowych faktów, dwustronicowy dodatek poświęcony knajpie „U Atsushiego” oraz posłowie tłumacza, zawierające głównie wyjaśnienia nazw specjalnych ataków kolejnych postaci.
Tomiki
Tom | Tytuł | Wydawca | Rok |
---|---|---|---|
1 | Tom 1 | J.P.Fantastica | 12.2012 |
2 | Tom 2 | J.P.Fantastica | 2.2013 |
3 | Tom 3 | J.P.Fantastica | 4.2013 |
4 | Tom 4 | J.P.Fantastica | 6.2013 |
5 | Tom 5 | J.P.Fantastica | 8.2013 |
6 | Tom 6 | J.P.Fantastica | 11.2013 |
7 | Tom 7 | J.P.Fantastica | 2.2014 |
8 | Tom 8 | J.P.Fantastica | 5.2014 |
9 | Tom 9 | J.P.Fantastica | 9.2014 |
10 | Tom 10 | J.P.Fantastica | 12.2014 |
11 | Tom 11 | J.P.Fantastica | 2.2015 |
12 | Tom 12 | J.P.Fantastica | 4.2015 |
13 | Tom 13 | J.P.Fantastica | 7.2015 |
14 | Tom 14 | J.P.Fantastica | 9.2015 |
15 | Tom 15 | J.P.Fantastica | 11.2015 |
16 | Tom 16 | J.P.Fantastica | 2.2016 |
17 | Tom 17 | J.P.Fantastica | 5.2016 |
18 | Tom 18 | J.P.Fantastica | 7.2016 |
19 | Tom 19 | J.P.Fantastica | 11.2016 |
20 | Tom 20 | J.P.Fantastica | 2.2017 |
21 | Tom 21 | J.P.Fantastica | 5.2017 |
22 | Tom 22 | J.P.Fantastica | 8.2017 |
23 | Tom 23 | J.P.Fantastica | 9.2017 |
24 | Tom 24 | J.P.Fantastica | 1.2018 |
25 | Tom 25 | J.P.Fantastica | 3.2018 |