Atak Tytanów
Recenzja
Retrospekcje, retrospekcje, retrospekcje. Wydaje się, że to nieodłączna część tego tomu i udana próba znużenia czytelnika. Przedstawiane są zarówno jako wspomnienia w głowie Erena, jak i zobrazowanie zapisków z odnalezionych w poprzednim tomie ksiąg. Oznacza to, że obraz świata poznanego w pierwszym tomie coraz bardziej się oddala. Z opowieści o ludzkości rozwiniętej na poziomie średniowiecza przechodzimy do uniwersum, w którym już wynaleziono sterowce. Autor podaje nam więcej informacji na temat tworzenia tytanów; dowiadujemy się też, kim jest tajemniczy Sowa, o którym była mowa w poprzedniej części. Jednak wszystko przedstawione jest w nużącej formie. Co poszło źle?
Połowę tomu zajmuje rozmowa Sowy z Grishą Jaegerem, która szybko staje się nieinteresująca. Widać, że Isayama podjął w tamtym momencie (dość nieudaną) próbę szybkiego zakończenia wielu wątków jednocześnie. W dodatku połączył historię Sowy z końcówką opowieści o Grishy Jeagerze, tworząc w ten sposób nudną kompilację pełną refleksji. To stanowczo za dużo na pierwsze 95 stron. Tak – bohaterowie rozpaczają nad swoim losem, zastanawiają się nad tym, co by było gdyby, i opowiadają historie przez 95 stron. Brzmi to bardzo źle. Należy dodać, że ten cykl retrospekcji rozpoczął się już w poprzednim tomie, więc trwa w sumie 139 stron. Jednak w tomie 21 nie opierał się wyłącznie na dialogu. Poza tym Sowa i Grisha Jaeger wydają się mieć bardzo podobne osobowości, co sprawia, że ich gadanina staje się jeszcze nudniejsza i zaczyna przypominać monolog, do którego czasami wtrącane są jakieś obrazki. Dopiero po 95 stronach autor pozwala nam wrócić do czasów bieżących. Druga część również nie zachwyca ilością akcji, ponieważ najbardziej emocjonującym momentem było nagłe wstanie Erena na naradzie. Jednak i to zostało szybko zbagatelizowane i wyjątkowo nieudolnie przedstawione. Ponadto zakończenie jest bardzo niejasne, ale mam nadzieję, że Isayama zamierza je jakoś naświetlić w kolejnym tomie i wyjaśnić przeskok czasowy w ostatnim rozdziale.
Mimo wszystko są też elementy godne docenienia. Bardzo podobało mi się przedstawienie reakcji społeczeństwa na informacje zawarte w księgach. Ukazanie profilu psychologicznego trzech grup wyszło realistycznie i szanuję podejście Isayamy do tego zagadnienia. Jednak poświęcił mu bardzo mało czasu i przedstawił je nieco pobieżnie. Autor nie bagatelizuje też wydarzeń z Shiganshiny. Kiedy zaczyna się wydawać, że akcja skupi się wyłącznie na przedstawieniu zawartości zapisków Grishy, okazuje się, że Isayama jednak jeszcze pamięta o tysiącach zabitych w tomie 20.
Tomik nie jest narysowany ładnie. Jako że w większości składa się z dialogów, autor skupił się na pokazywaniu postaci, co nie jest jego najmocniejszą stroną. Mimo to trafiło się kilka wyjątkowo ładnych rysunków – zwłaszcza tych przedstawiających tytanów i krajobrazy. Mam pewne zastrzeżenia do przekładu. W całym tomiku używany jest niemal wyłącznie język potoczny, który nie oddaje powagi wielu wydarzeń, np. narady. Chciałabym jednak wyrazić uznanie za świetne ukazanie charakteru Grossa. Paweł Dybała idealnie dostosował sposób wypowiadania się tego bohatera do jego charakteru.
Tomik jest jednym z gorszych – nudzi i całkowicie rozładowuje napięcie, które zostało tak świetnie zbudowane w poprzednich częściach. Widać w nim zanik kreatywności autora, który postanowił nas przytłoczyć ogromem retrospekcji, informacji i opiniami bohaterów zaprezentowanymi w niezbyt interesujący sposób.