Atak Tytanów
Recenzja
Po przyspieszeniu akcji z tomu dwudziestego tym razem wyczuwalne jest uspokojenie; Isayama domyka wątki i tę część czyta się jak swoisty epilog. Początek jest mocny – bohaterowie mają pojedynczą dawkę serum przemieniającego w tytana, a osoby, którym mogłaby uratować życie, są dwie. Za wybór odpowiedzialny jest Levi, i nawet ciekawsze niż sama decyzja okazuje jej uzasadnienie. Zostałem zaskoczony w przyjemny sposób, Isayama pokazuje, że natrudził się nad swoimi postaciami, które przy właśnie takich okazjach udowadniają, że mają w sobie głębię i wiarygodność. Śledziłem z emocjami ten wątek, choć działałby jeszcze lepiej, gdyby część dętych przemów skrócić lub w ogóle pominąć – zbyt skręca on przez to w stronę melodramatu w środkowej części, ale na szczęście nadrabia zakończeniem. Poczepiam się też przez chwilę – nie jestem ekspertem od oparzeń, ale Armin w agonalnym stanie jest narysowany wybitnie mało przekonująco. Człowiek chciałby podchodzić do przedstawionych wydarzeń na serio, ale za każdym razem, kiedy kadr ujmuje Armina, skręcało to dla mnie w stronę komedii. Dobrze, że było tych momentów tylko kilka.
Druga połowa tomu to długo wyczekiwana wizyta w piwnicy domu Jaegerów. Miały nas czekać wstrząsające informacje i nie powiem, faktycznie stawiają one świat przedstawiony na głowie. Poprzedni tom zdawał się być planowany jako zakończenie Ataku tytanów w dotychczasowej formule, i te rozdziały to potwierdzają. Tak duża zmiana z pewnością jest kontrowersyjna, ale osobiście się cieszę i czekam na dalsze przykłady podobnej kreatywności. Czy ten epizod został zrealizowany sprawnie, to inna kwestia. Isayama już któryś raz stosuje manewr typu „teraz przechodzimy w tryb ekspozycji”. Poznajemy cały życiorys Grishy Jaegera, ciągiem na jeden raz, i zdaje się, że zajmie on jeszcze spory kawałek następnego tomu. Problem z tym jest taki, że ledwo co mieliśmy styczność z tą postacią, która nie budzi też większej sympatii, więc nie ma powodu, aby się nim przejmować. W efekcie, o ile informacje o świecie, mimo natłoku, mnie zaciekawiły, to same losy Grishy były nużące. Ewidentnie były one inspirowane historią europejską, a wiele, wiele innych komiksów ukazuje powojenne społeczeństwa i prześladowania rasowe, wiele czyni to też lepiej, choćby ze względu na większe zaangażowanie. Atak tytanów był przecież wcześniej opowieścią o czymś zgoła innym.
Mimo drobnych utyskiwań moje ogólne wrażenia są pozytywne. Tomik był emocjonujący i różnorodny, podobnie było z tłumaczeniem Pawła Dybały, które standardowo trzyma poziom, ale tym razem zapunktowało u mnie bardziej niż zazwyczaj, umiejętnie zmieniając styl w imponującym zakresie.