Atak Tytanów
Recenzja
Już dawno nie było tak wielu scen walki! Tym razem Hajime Isayama zmienił charakter akcji i postawił na szybkie tempo oraz zaskakujące bitwy. Ten tom niemal przypomina dwudziesty, czyli ten poświęcony walkom w Shiganshinie.
Czyta się go bardzo szybko. Dzieje się tak, ponieważ lektura składa się głównie ze starć, które nie zawierają obszernych dialogów, za to stale trzymają czytelnika w napięciu. Za budowanie napięcia chwalę autora od dłuższego czasu – staje się w tym coraz lepszy i za każdym razem potrafi nieźle zaskoczyć. Szczególnie interesującym zabiegiem było pokazanie postaci, które zniknęły w ostatnich kilku tomach, a teraz pojawiły się w zupełnie nowej odsłonie. Warto przeczytać tę część chociażby po to, by zobaczyć nowego Erena i Mikasę. Ponadto w tym tomie jeszcze bardziej zaciera się granica między dobrem a złem. Bohaterowie zostali podzieleni na dwa obozy, a wskazanie wśród nich tego dobrego staje się coraz bardziej problematyczne.
Jednak ilość akcji w tym przypadku może być również minusem, ponieważ prawie dwustustronicowy tom można przeczytać w ciągu piętnastu minut. Można też zarzucić autorowi, że tym razem skupił się tylko na jednym epizodzie, co nie pozwoliło na poruszenie dodatkowych wątków. Muszę też stwierdzić, że jak zwykle manga została kiepsko narysowana – szczególnie widać to w scenach walk. Smutno mi, kiedy widzę postacie znajdujące się w ruchu, bo Hajime Isayama robi z nich karykatury. Poza tym stale zastanawia mnie kwestia krótkich zapowiedzi kolejnych części. Pojawiają się zwykle na końcu tomu i zawsze jest to rysunek na etapie szkicu, którego brzydota wcale nie zachęca do lektury. Jeśli chodzi o tłumaczenie, Paweł Dybała wykonał świetną robotę. Język został doskonale dobrany do odpowiednich sytuacji – starć zbrojnych, przemów politycznych, opowieści.
Jest to jeden z tomów, w których dzieje się bardzo dużo, i zaciekawi osoby, które uwielbiają szybką akcję i sceny walk. Jednak dużym minusem pozostaje kreska tej mangi.