Atak Tytanów
Recenzja
Akcja trzeciego tomu kontynuuje problemy, które rozpoczęły w tomie drugim – ludzkość próbuje sobie poradzić z wtargnięciem tytanów do dystryktu Trost. Więcej szczegółów nie podam, ponieważ fabuła układa się tak, że udzielenie jakichkolwiek dokładnych informacji byłoby potężnym spojlerem dla wszystkich, którzy jeszcze tego tomu nie czytali lub nie oglądali anime, więc o dramatycznych zwrotach akcji, których tu sporo, zamilczę, skupię się za to na ogólnikach. Co zaskakujące, głównym zagrożeniem dla bohaterów w tym tomie nie są tytani, tylko ludzie. Sceny akcji są bardzo dobrze zrealizowane, ale umieszczone na uboczu głównego konfliktu, który tym razem jest sporem moralnym i etycznym. Ów konflikt pokazany jest ponadprzeciętnie dojrzale jak na, bądź co bądź, przygodowy komiks dla młodzieży. Wszystkie prezentowane postawy są dobrze umotywowane, bohaterowie krótko, ale treściwie je omawiają. Dyskutują też o powodach podejmowania takich, a nie innych decyzji przez dowództwo. Decyzje te okazują się mieć konkretne taktyczne i strategiczne uzasadnienie!
Tom ten stanowi ewidentne zwycięstwo treści nad formą – jest jeszcze paskudniej niż wcześniej, a czyta się lepiej. Z powodu skupienia się na funkcjonowaniu armii kadry są przepełnione sylwetkami ludzkimi, które wyglądają okropnie. Brzydotę tego tytułu można omawiać niemal w nieskończoność, tym razem postanowiłem więc ograniczyć zrzędzenie do tła. Mamy tutaj do wyboru: nieskalaną ręką rysownika biel, nijakie zabudowania oraz czarne paski. Kolejność ich wymienienia odpowiada poziomowi brzydoty – biel jest leniwa, ale przynajmniej podkreśla istotne dla akcji obiekty; zabudowania to głównie elementarne bryły geometryczne, zaprojektowane bez cienia polotu; czarne paski natomiast to czysty koszmar, mają chyba sugerować ruch, ale występują też w kadrach, gdzie większego ruchu być nie powinno, czym doprowadzają wyłącznie do konfuzji i zaciemniają obraz. Poza tym jest ich za dużo, są za grube i zbyt monotonne. Za każdym razem, gdy je widzę, mam nieodparte wrażenie, że to efekt rozmytych gwiazd, pokazywany w space operach, gdy statki nabierają prędkości nadświetlnej.
Tłumaczenie mi się podobało. Bohaterowie wyjątkowo dużo tym razem rozmawiają, a styl ich wypowiedzi sprawnie oddaje emocje, nie popadając w melodramatyzm. Mówią przy tym poprawnie: nie dostrzegłem poważniejszych błędów językowych, jedyną usterką, jaka wpadła mi w oczy, było użycie słowa „dofinansowanie” w kontekście, gdzie ewidentnie chodziło o najzwyczajniejsze finansowanie. Nieźle sprawdza się użycie trzech różnych czcionek: neutralnej do zwykłych wypowiedzi, nieco bardziej formalnej do głosu „zza kadru” oraz pogrubionej, o bardziej solidnych literach, do okrzyków. Efekt psuje interpunkcja, która wyjątkowo mi się nie podobała. Zirytowało mnie nadużywanie wykrzykników: bywały fragmenty, gdzie przez kilka stron każda wypowiedź kończyła się jednym albo i trzema. Odnosiłem przez to wrażenie, jakby wszyscy bez przerwy krzyczeli; wystąpienia generała Pixisa, które z treści zdają się być pełne patosu, nabierały przez to zbędnego melodramatyzmu, nieobecnego w warstwie słownej. Poza tym w kilku miejscach zamiast „!?” użyłbym „?!”, to niuans, ale poprawiłby odbiór kilku fragmentów. Kolejnym drobiazgiem jest używanie angielskich cudzysłowów (” ”) zamiast swojskich („ ”). Dużo większy problem, jaki miałem przy czytaniu, był w dużym stopniu niezależny od polskiego wydawcy: w Ataku tytanów są okropne dymki. To wina oryginalnego wydania, w którym są one niesamowicie wąskie, za to bardzo wysokie. Jest to oczywiście związane z faktem, że w komiksach japońskich tekst pisany jest tradycyjnie pionowo, ale nie przypominam sobie żadnej innej mangi, w której dymki byłyby aż tak rozciągnięte. W związku z tym smutną koniecznością są wypowiedzi, w których co drugie słowo jest zapisane w dwóch, a nawet trzech linijkach, co bardzo pogarsza płynność czytania.
Ogólnie, świetna fabuła i wciągająca akcja nie pozwoliły mi się oderwać od lektury, i to mimo że znałem anime, więc zwroty akcji nie były dla mnie zaskoczeniem. Polskie wydanie również nie zawiodło, poza kilkoma zgrzytami czytało się świetnie. Oby tak dalej.