Atak Tytanów
Recenzja
To się powtarza po raz kolejny – znowu mamy tomik tematyczny. Tym razem wypełnia go pościg za Reinerem oraz Bertholdtem, którzy porwali Ymir, i, co ważniejsze, Erena. Po stronie ścigających są Erwin i Armin, więc, jak można się spodziewać, mają oni wiele sprytnych pomysłów w zanadrzu. Szczególnie Armin zdobywa się na atak psychologiczny, którego się nie spodziewałem, i który pokazuje, że kiedy się go dostatecznie zdenerwuje, potrafi być naprawdę niebezpieczną postacią. Czyni to ucieczkę interesującą rywalizacją – jedna strona ma przewagę fizyczną, druga intelektualną. Nie można być pewnym wyniku żadnego starcia, tym bardziej, że po przerwie w Ataku tytanów znowu zaczynają padać istotne trupy. Jednocześnie dyskusje Reinera z Bertholdtem ukazują sytuację ludzkości z nowej perspektywy i zdają się sugerować, że druga strona, ta tytanów, też ma za sobą swoje racje. Na razie są to tylko enigmatyczne wzmianki, ale te komentarze kilka rzeczy klarują. Na tym etapie każdy nowy fakt rodzi jeszcze więcej kolejnych pytań, co dobrze świadczy o sposobie prowadzenia historii.
Graficznie jest lepiej niż ostatnio – akcja toczy się przede wszystkim w lesie, w którym kłębi się mnóstwo tytanów, a obydwa te elementy wychodzą Isayamie nieźle. Pomysły na pokręcone i zdeformowane projekty tytanów mu się nie kończą, i bardzo dobrze. Walki w tym tomie też są udane i bardzo krwiste, tak dosłownie, jak i przenośnie. Podobnie krwisty jest język, momentami stosownie niecenzuralny. Postacie wyzywają się, aż miło! Lekko raził mnie dziwny, świeżo wprowadzony termin „koordynat”, który oznacza na razie słabo doprecyzowaną moc, czy też umiejętność, najwyraźniej kluczową dla dalszego przetrwania lub zagłady ludzkości. Oryginalny japoński termin „zahyou” (który oznacza to samo), brzmi chyba równie nietypowo, więc świadczy to raczej o słabym talencie do nazw Isayamy, niż tłumacza. Można by się zastanowić, czy nie użyć częściej spotykanej liczby mnogiej „koordynaty”, ale obydwie wersje mają swoje plusy i minusy.
Czego się można spodziewać w kolejnym tomie, jak zwykle kompletnie nie wiadomo. I dobrze!