Berserk
Recenzja
Griffith i jego dzielna drużyna stają się dla królestwa niezastąpieni. Stojący od lat w martwym punkcie konflikt ma wreszcie szansę się zakończyć, ale nie wszystkim jest to w smak. Dotychczasowi generałowie z zazdrością i nienawiścią w oczach spoglądają na nieopierzonych żółtodziobów, którzy mimo niskiego urodzenia i braku ogłady odbierają im zaszczyty. Czara goryczy przepełnia się, gdy elitarny oddział hrabiego Juliusa, młodszego brata króla, traci na rzecz Drużyny Sokoła zwyczajową rolę eskorty podczas wielkich łowów. Dowódca upokorzonego regimentu za namową przebiegłego kanclerza Fossa postanawia urządzić niewielki „wypadek” na polowaniu. Jak powszechnie wiadomo, tropiąc zwierza można równie łatwo zarobić przypadkową strzałą między żebra, co podczas bitwy.
W szóstym tomie mangi równie istotne co polityczne rozgrywki będą zmieniające się relacje między Gutsem a Griffithem. Ten pierwszy wreszcie ma poczucie, że odnalazł prawdziwego przyjaciela, człowieka, z którym ramię w ramię mógłby stawić czoła każdemu niebezpieczeństwu. Nie zawaha się nawet przed skrytobójstwem, nie bawiąc się w analizowanie konsekwencji ani moralnych dylematów. Dlatego prawdziwym szokiem okazują się przypadkiem zasłyszane słowa, ukazujące, w jaki sposób młody dowódca Drużyny Sokoła postrzega świat i otaczających go ludzi. Pewność siebie głównego bohatera zastępują kolejne wątpliwości. Już nie tylko niepokojąca przepowiednia Zodda zwiastuje początek przyszłych kłopotów.
Tom piąty po niewielkiej odskoczni w stronę mrocznej fantastyki znów powraca w rejony bardziej klasyczne. Gdyby nie przerażające demony i bestie z poprzednich woluminów, można by odnieść wrażenie lektury komiksu stylizowanego na historyczny. Miura ponadto coraz bardziej imponuje szczegółowością rysunku i umiejętnością prowadzenia fabuły, dbając o solidne podstawy ukazywania ambicji poszczególnych postaci.
Z zadowoleniem odnotowałem, że tym razem trafił mi się równo i dokładnie przycięty egzemplarz mangi, bo nieco skrócony wykrzyknik przy jednym „Uch!” jestem jeszcze w stanie wybaczyć. Tłumaczenie jest jak zawsze na satysfakcjonującym poziomie, a uwagę zwraca tym razem szczególnie duża dawka wulgaryzmów, wynikających z nacechowania emocjonalnego wypowiedzi i brzmiących jak najbardziej naturalnie. W tłumaczeniu całego tomu jedynie zdanie „W twoich ciosach zupełnie brak siły!” wydało mi się niezbyt fortunnie dobrane.
Tym razem materiałów dodatkowych, nawet reklam, całkowicie brak. Jedynie Griffith spogląda na czytelnika z ostatniej strony przenikliwym wzrokiem, jakby chciał dać do zrozumienia, że on jeszcze w królestwie sporo namiesza…