Berserk
Recenzja
Niedobitki Sokołów umykają z Windham osiągnąwszy, przynajmniej częściowo, sukces. Dzielna drużyna uwolniła Griffitha z lochu, ale dawny przywódca nie jest tym samym człowiekiem, co przed rokiem. Okaleczony i zmaltretowany, nigdy już nie chwyci miecza i nie stanie do walki, a o dawnych marzeniach o własnym królestwie może w takim stanie zapomnieć. Jest jedynie symbolem przebrzmiałej chwały najlepszych najemników królestwa, za którą tęsknią nieliczni ocalali członkowie jego oddziału. Nikt jeszcze nie zastanawia się nad konsekwencjami tego stanu rzeczy, częściowo w euforii po oswobodzeniu towarzysza, a częściowo z braku czasu. Wściekły król, niepomny obietnicy danej córce, wysyła w pogoń za Sokołami swoich najskuteczniejszych ludzi.
Wspominając ścigających, celowo nie użyłem słowa „najlepszych”, albowiem Regimentu Czarnego Psa pod dowództwem straszliwego Wyalda nie sposób uznać za godnych jakichkolwiek zaszczytnych określeń. Utraciwszy oddział Griffitha, monarcha postanowił stworzyć specjalną jednostkę złożoną z najgorszych szumowin i skazańców, dając im wolność i prawo kontynuowania swych zbrodniczych skłonności w zamian za posłuszeństwo. Kraj wzmocnił swą armię, ale straszliwym kosztem. Rządzący podwładnymi za pomocą strachu i okrucieństwa Wyald i jego horda szybko stali się postrachem nie tylko wrogów, ale i porządnych obywateli. Na temat dowódcy pojawiły się zaś niepokojące plotki, jakoby nie był do końca człowiekiem… Umykający ze stolicy Guts i spółka stają w obliczu zagrożenia o wiele groźniejszego niż wrogowie ze wszystkich stoczonych do tej pory bitew razem wziętych, z wyjątkiem konfrontacji z demonicznym Zoddem.
Czytelnicy znający Berserka z pamiętającej lata 90. adaptacji lub późniejszych filmów, błyskawicznie zauważą, że wątek ukazany w jedenastym tomie nie został przeniesiony wcześniej na ekrany. W roku 1997 przedstawione przez Miurę wydarzenia były zaledwie preludium do dalszych rozdziałów mangi, tak więc ich rozwijanie nie miało większego sensu. Późniejsza trylogia filmowa również nie wykraczała poza zakres znany z serialu. Dzięki tym decyzjom niejeden czytelnik z satysfakcją odnajdzie w najnowszym tomie coś nowego, a komu nie zabraknie spostrzegawczości, ten dostrzeże kolejne ważne wskazówki dotyczące dalszego rozwoju wypadków. Kulminacja zbliża się nieuchronnie.
Szybka weryfikacja zawartości polskiego wydania ujawniła znane już z wcześniejszych tomików zalety i nieliczne, marginalne w moim odczuciu, wady. Z przyjemnością stwierdzam, że nie zauważyłem mankamentów szczególnie rzucających się w oczy. Puryści mogą jedynie westchnąć na widok motta bandy Czarnego Psa, pozostawionego w mowie Szekspira jako „enjoy and exciting”. Tłumacz postąpił w myśl ducha oryginału, w którym Miura zapisał motto katakaną i użył nawet znaku „&”. Fraza stała się przez lata na tyle znana wśród fanów, że utrzymanie jej w stylu obmyślonym przez autora było dobrym posunięciem, którego genezę warto przybliżyć potencjalnemu odbiorcy.