Berserk
Recenzja
Terroryzowana przez krwiożercze elfy wioska kryje straszliwą tajemnicę. Po walce Gutsa ze skrzydlatymi najeźdźcami okazuje się, że potwory to tak naprawdę dzieci poddane działaniu mrocznej magii. Po śmierci odzyskują dawną postać, a mieszkańcy swego wybawiciela obwołują rzeźnikiem i mordercą. Co więcej, dziewczyna ze wsi rozpoznaje w przywódczyni najeźdźców swoją zaginioną przez laty przyjaciółkę, co dowodzi, że plaga nie wzięła się znikąd. Czarny Szermierz poznaje jej historię i nabiera pewności co do demonicznej natury występujących tu zjawisk. Wyrusza na poszukiwanie tajemniczej Doliny Mgieł, która w myśl legendy najpewniej skrywa źródło trapiącego okolicę zła. Czy jednak nawet tak bezwzględny i zdeterminowany wojownik nie zawaha się, mając świadomość, że jego przeciwnikami są niewinne istoty przemienione w bestie wbrew swojej woli?
W moim prywatnym rankingu historię Doliny Mgieł uważam za jeden z najbardziej udanych wątków, które Miura stworzył już po domknięciu dziejów Drużyny Sokoła. Przypominające insekty elfy i inne bestie są jednocześnie straszliwe, żałosne i zasługujące na współczucie. Tragizm sytuacji, spowodowany przez traumatyczne przeżycie dziecka, dodatkowo podkreśla depresyjną atmosferę, jakby żywcem wyjętą z tych prawdziwych, krwawych i bezlitosnych baśni braci Grimm. Kontrast między pozorną idyllą doliny a jej prawdziwym obliczem uwydatnia jedynie, że w świecie Berserka nie można mieć zaufania do nikogo ani niczego.
Mankamentem piętnastego tomu, przynajmniej w moim odczuciu, jest znaczący udział Pucka w przedstawionych wydarzeniach. Ze względu na jego naturę to większe zaangażowanie jest poniekąd naturalne, ale zaczyna przeszkadzać w połączeniu z kiepskich lotów humorem sytuacyjnym. O ile w mniejszych ilościach bywa nawet zabawny, tak w stężeniu podwyższonym zaczyna działać na nerwy. Na szczęście tłumaczenie nieco łagodzi sytuację i śmiem twierdzić, że Puck w wersji polskiej jest zdecydowanie mniej męczącą postacią niż jego anglojęzyczny odpowiednik, którego kojarzę z wcześniejszych kontaktów z mangą czy też serialem telewizyjnym (w kwestii oryginału japońskiego niestety nie mogę się wypowiedzieć).
Wydanie polskie jak zwykle prezentuje odpowiedni poziom i nie mam mu zbyt wiele do zarzucenia. Dostrzegłem zaledwie jeden źle przycięty dymek na górze strony 210, najwyraźniej rezultat nieco zbyt optymistycznej oceny rozkładu tekstu w druku. Zastanawiam się też, czy „Zabójcza technika albatrosa”, wspomniana na stronie 103, nie mogła zostać zastąpiona czymś bardziej przystępnym i zrozumiałym dla polskiego odbiorcy niebędącego akurat fanem wrestlingu, gdyż w obecnej sytuacji dowcip ten, nawet wyjaśniony z boku strony, był smętny i nijaki. Tego typu humor o wiele lepiej trafia do odbiorcy, gdy zakorzeniony jest w jego kulturze lub zwyczajnie bardziej oczywisty, najlepiej powszechnie kojarzony.