Fairy Tail
Recenzja
Początkująca czarodziejka Lucy trafia do portowego miasta Harujion w poszukiwaniu kluczy do bram duchów. Te rzadkie przedmioty pozwalają na otwieranie przejść, przez które można wzywać rozmaite istoty, tym potężniejsze, im trudniejszy do zdobycia jest dany klucz. Dziewczyna nie skończyła jeszcze osiemnastu lat, a już jest posiadaczką trzech najrzadszych artefaktów, otwierających bramy zodiaku. Jednakże nie tylko zdobycie potęgi jest celem podróżny Lucy. Jej marzeniem jest wstąpić w szeregi gildii Fairy Tail, słynnej na całym kontynencie organizacji, zrzeszającej ponoć najlepszych, ale też najbardziej ekscentrycznych magów, jakich nosiła ziemia.
W tym samym czasie do Harujion przybywa chłopak imieniem Natsu wraz ze swoim gadającym kotem. Sprowadziły ich tu pogłoski o czarodzieju nazywanym Salamander i używającym magii ognia, będącym najprawdopodobniej kimś, kogo usiłują odnaleźć już od dłuższego czasu. Zrządzeniem losu Natsu i Lucy spotykają na jednej z ulic owego jegomościa, ale szybko okazuje się, że to szemrany typ, który używa pseudonimu „Salamander” w niecnym celu. Młodzi magowie wspólnie udaremniają jego zamiary, co staje się początkiem pięknej przyjaźni.
Historia wydania Fairy Tail w Polsce to długa lista pogłosek, nadziei i nieprzewidzianych komplikacji, która ostatecznie została zakończona za sprawą Studia JG, czyli wydawnictwa, które do tej pory stroniło od pozyskiwania licencji na typowe tasiemce liczące dziesiątki tomów. To spore przedsięwzięcie, zwłaszcza jeśli wziąć pod uwagę krótkie odstępy pomiędzy poszczególnymi tomami, zapowiedziane przez wydawcę. Jak wiadomo, wszelki pośpiech może być szkodliwy, tym bardziej przy braku wcześniejszego doświadczenia z tak długimi seriami.
Już na starcie widać, że Studio JG postanowiło zabrać się do pracy w sposób odmienny od dotychczas przyjętego dla podobnych wielotomowych shounenów ukazujących się na rodzimym rynku. W oczy rzuca się przede wszystkim format typowy dla tytułów tego wydawcy, większy niż w przypadku innych komiksów tego samego gatunku. W pierwszym tomie nie robi to jeszcze zbyt wielkiej różnicy, ale Hiro Mashima jest utalentowanym rysownikiem, lubiącym umieszczać na drugim planie rozmaite ciekawe szczegóły, przez co w perspektywie czasu większe rozmiary stron powinny się opłacić. Manga wydana jest na dobrym jakościowo papierze, ma wyraźny druk i gustowną, wyróżniającą się okładkę, przywodzącą na myśl stare księgi i mapy. Nie wszystkie strony są ponumerowane, ale numeracja pojawia się na tyle często, że jest to jedynie kosmetyczna kwestia.
Mimo pozytywnego pierwszego wrażenia obawiałem się o jakość tłumaczenia z uwagi na szybki cykl wydawniczy. Język użyty w Fairy Tail jest bardzo młodzieżowy, lekki, a także niestroniący od kolokwializmów i odrobiny angielszczyzny. Angielskie słowa pojawiają się powszechnie na okładkach ksiąg, dokumentów i tablic świata przedstawionego, co – jak wyjaśnia tłumaczka – podyktowane było zachowaniem atmosfery oryginału. Nie wątpię, że niemały wpływ na ową decyzję miał też fakt, że ich przetłumaczenie wymagałoby dodatkowej pracy utrudniającej dotrzymanie i tak już napiętych terminów, jednak ostateczny efekt jest co najmniej zadowalający i rzeczywiście pozwala lepiej wczuć się w uniwersum mangi.
Jakościowo również nie chciałbym się specjalnie przyczepić do użytych sformułowań, choć jak już pisałem, mowa potoczna jest w bardzo powszechnym użyciu. Ze względu na lekki charakter mangi sprawdza się to w praktyce, a wszelkie reklamacje dotyczące sposobu, w jaki według fanów powinno tłumaczyć się charakterystyczne dla serii pojęcia (chociażby „gwiezdne duchy”), można składać po zapoznaniu się z dwustronicowym objaśnieniem tych decyzji umieszczonym na końcu tomiku. Konia z rzędem temu, kto wytłumaczy mi, dlaczego zastosowano w nim zachodni układ stron zamiast japońskiego, stosowanego w całej reszcie mangi. Wygląda to dziwnie i może być dla czytelnika mylące.
Oprócz słowa od tłumaczki tomik zawiera pod koniec także kilka zdań od autora i wstępne szkice Natsu, pochodzące jeszcze z czasów one‑shota będącego pierwowzorem mangi Fairy Tail. Wolumin zdobi rozkładówka z Lucy i kilkoma innymi bohaterami.
Jak na pierwsze podejście do długiej serii, Studio JG spisało się powyżej oczekiwań. Cieszy wysoka jakość wydania i pozostaje mieć nadzieję, że szybkie tempo ukazywania się kolejnych tomów nie będzie miało negatywnego wpływu na ich jakość. Czytelnicy będą musieli się przyzwyczaić do młodzieżowego języka stosowanego przez tłumaczkę, ale tylko językowi puryści powinni mieć z tym wyraźne problemy. Sam przekonałem się ostatecznie do tego stylu, gdy w scenie na stronie 48, którą dobrze pamiętałem jeszcze z pierwszego odcinka anime, Happy radośnie oznajmia, że „Transformacja siadła”, fundując sobie i Lucy niezamierzoną kąpiel w oceanie. Właśnie dla takich chwil warto czasami wybrać luźniejszy styl dialogów.