Fairy Tail
Recenzja
Po ustabilizowaniu kryzysu wewnętrznego gildia Fairy Tail powoli staje na nogi. W mieście zgodnie z wcześniejszym planem odbywa się parada, w której uczestniczą nawet ciężej ranni magowie, chcąc pokazać, że żadne przeciwności losu nie zdołają ich pokonać. Jednakże Laxus, będący sprawcą zamieszania i konfliktu, nie może liczyć na pobłażliwość mistrza, i to pomimo więzów krwi. Zostaje w trybie natychmiastowym wydalony z Fairy Tail, choć pozostali członkowie jasno dają do zrozumienia, że wybaczają mu niecne postępki i będą z nim myślami.
Wydawać by się mogło, że po kryzysowej sytuacji wszyscy będą chcieli przede wszystkim odpocząć i dać zagoić się ranom nie tylko na ciele, ale i na duszy. Jednakże Makarov ma zupełnie inne plany. Zawiązuje sojusz z jeszcze trzema gildiami, by stawić czoła rosnącej potędze mrocznych magów, którzy z chaotycznej zbieraniny brutalnych oprychów awansowali do statusu kryminalnych organizacji oplatających mackami całe kraje i działających w myśl przebiegłych, złowrogich planów. Sojusz Fairy Tail, Lamia Scale, Blue Pegasus i Cait Shelter wydaje się być logicznym następstwem owych niepokojących zdarzeń w półświatku i praktycznie wykorzystywać talenty Natsu i spółki, którzy być może subtelnością poczynań nie grzeszą, ale skuteczności w tępieniu wszelakiego plugastwa odmówić im nie można. To również sposób na poprawę notowań gildii, która wraz ze zmianami w składzie Rady Magii straciła wpływowych przyjaciół, stających w jej obronie po zwyczajowych ekscesach.
Wraz z nowym wątkiem manga wkracza w rejony, które w opinii fanów należą do słabszych fragmentów, głównie ze względu na brak pomysłu na scenariusz, przeciwników, którzy ni z gruszki, ni z pietruszki okazują się potężniejsi niż wszyscy poprzedni razem wzięci, oraz… Wendy, młodocianą czarodziejkę uwielbianą przez autora. Wśród czytelników zdania na jej temat są podzielone niemal po równo, a niżej podpisany akurat nie należy do jej fanów. Każdy będzie musiał sam ocenić, czy nieco fajtłapowata i płaczliwa dziewczynka pasuje do historii i nie wywołuje wrażenia, jakby Mashima zaczął kierować swój tytuł do niższej kategorii wiekowej.
Z zainteresowaniem przypatrywałem się polskiemu wydaniu po tym, jak poprzedni tom okazał się nieco wyższy, z przydużą obwolutą. Na podstawie jednego woluminu nie powinno się wyciągać wniosków, ale już podobna opinia jednego z czytelników, wyrażona zupełnie niezależnie, wzmogła moją czujność. Z satysfakcją stwierdzam, że tom szesnasty jest wykonany niemal bezbłędnie i nie zauważyłem w nim powodu do uwag zgłoszonych wobec poprzednika, co tylko potwierdza wniosek, że pewne odstępstwa od normy są naturalne i mogą się zdarzyć losowo w obrębie dowolnej partii bądź serii. Tym bardziej że wcześniej podobnych problemów nie dostrzegłem.
Tom szesnasty obfituje w dodatkowe materiały, przy czym do większości z nich fani zdążyli się z pewnością przyzwyczaić. Oprócz zwyczajowego posłowia i pogadanek jest też galeria prac fanów i kilka ciekawostek od tłumaczki. Wolumin kończy dwustronicowa ilustracja Wendy, która dla połowy odbiorów będzie miłą niespodzianką, a dla reszty marnotrawieniem miejsca, które można by przeznaczyć na dowolny bardziej pożyteczny cel, jak choćby reklamę środków na niestrawność.