Fairy Tail
Recenzja
Magowie Fairy Tail zaskoczeni spoglądają, jak na ich świętą wyspę przybywają intruzi, zakłócając przebieg trwającego egzaminu. Latający statek sił zła usiłuje ominąć broniącego podwładnych Makarova, podczas gdy forpoczta czarnych charakterów działa już na brzegu, wprowadzając zamęt i unieszkodliwiając pierwsze przeszkody. Jak to zawsze w takich przypadkach bywa, bohaterowie zostają wręcz rozgromieni przez potężnych przeciwników, a różnica klas momentami ociera się wręcz o absurd. Mimo to dzielna młodzież nie poddaje się, nadrabiając determinacją, pomysłowością i oczywiście mocą przyjaźni. W przeciwieństwie do wielu poprzednich starć, nie przynosi to jednak oczekiwanych efektów. Mroczna gildia Grimoire Heart to najbardziej wymagający wróg, jaki stanął na drodze Fairy Tail, a jakby tego było mało, okazuje się, że przewodzi jej poprzednik samego mistrza Makarova, który najwyraźniej po latach wkroczył na ścieżkę ciemności.
Dwudziesty szósty tom obfituje w rozmaite wydarzenia, przez co czyta się go szybko, ale czyni go to także chaotycznym. Autorowi udało się pokrótce przedstawić sześciu z ośmiu członków mrocznej gildii, a akcja ustawicznie przeskakuje z jednego krańca wyspy na drugi. Mimo utrzymanego porządku chronologicznego trudno oprzeć się wrażeniu, że tempo jest przesadzone, a obecność aż tylu przeciwników ma wyłącznie za zadanie dopełnienie obowiązkowej liczby walk. Przeciwnicy również obowiązkowo dobrani są tak, by bohaterowie przypadkiem nie mieli zbyt łatwo, a ślepy los zestawiający ich za sobą miał wyjątkowo wredne poczucie humoru. To absolutna klasyka w wykonaniu Mashimy, który nawet nie sili się na udawanie, że jest inaczej, i poza powracającą Ultear oraz mistrzem Grimoire Heart reszta to jedynie „gratisy” o różnym stopniu nieistotności dla głównego wątku.
Na szczęście Fairy Tail nie musi oferować głębi, by zapewniać dobrą rozrywkę. Komiczny poziom trudności starć jest zabawny w swoim patosie, a okazjonalne luźniejsze momenty (współpraca Elfmana i Evergreen jest po prostu rozczulająca w zestawieniu z ich charakterami) powodują, że powaga nie dominuje w trakcie lektury. Autorowi udało się także uniknąć wprowadzenia nowych postaci z dziwną manierą wypowiedzi lub innymi oznakami ekscentryczności, co jest miłą odmianą po wcześniejszych tomach. Stroje i moce pozostają jak zawsze przesadzone, ale w tym tkwi ich urok, a z pewnością nie brakuje tutaj ciekawych zwrotów akcji i niespodziewanych powiązań złych magów z członkami tytułowej gildii.
W oczekiwaniu na dalszy ciąg i odpowiedź na pytanie, jakie to kolejne zagrożenie trzeba wymyślić, by podnieść poprzeczkę, skoro na drodze Fairy Tail stanęła już najpotężniejsza nielegalna organizacja kontynentu, w mandze jak zawsze znalazło się miejsce na kilka dodatkowych ciekawostek. Tym razem są wyjątkowo skromne, gdyż ani posłowie, ani też pogadanki w odpowiedzi na pytania fanów nie ujawniają niczego fascynującego, skupiając się na drobiazgach. Miło natomiast, że w galerii prac rysunkowych znalazło się miejsce dla większości czarnych charakterów. Garou z One‑Punch Mana byłby zadowolony z takiego obrotu spraw.