Fairy Tail
Recenzja
Studio JG zaskoczyło czytelników, publikując jednocześnie dwa pierwsze tomiki Fairy Tail, co ucieszyło serca fanów, a ich portfele nieco mniej. Nawet biorąc pod uwagę fakt, że drugi tom ukazał się przedpremierowo na konwencie, to wciąż nietypowy krok wydawcy. Skutecznie niweluje największą bolączkę długich serii w postaci powoli rozkręcającej się akcji. Zazwyczaj autorzy shounenów rozpoczynają od krótszych, epizodycznych historii mających na celu spokojne przedstawienie postaci i realiów świata przedstawionego. Mogą też, jak przyznał Hiro Mashima w przypadku niniejszej mangi, nie mieć jeszcze pomysłu, w jakim kierunku poprowadzić fabułę. Dlatego też, mając do dyspozycji dwa tomiki naraz, czytelnik może szybciej przejść od owych wstępnych opowiastek do bardziej istotnych wątków.
Wolumin numer dwa rozpoczyna się jedną ze wspomnianych pobocznych opowieści (choć pewne jej konsekwencje jeszcze dadzą o sobie znać w przyszłości). Natsu i Lucy wyruszają na pozornie prostą misję polegającą na odnalezieniu i zniszczeniu księgi Daybreak, będącej w posiadaniu aroganckiego bogacza. Pozornie proste zadanie kryje pewien haczyk, o czym młodzi magowie dowiadują się dopiero u zleceniodawcy, który postanowił podnieść nagrodę dziesięciokrotnie, by zachęcić najlepszych z najlepszych. Wszelkie podejrzenia wynikające z tak nagłego przypływu hojności zbywa stwierdzeniem, że bardzo zależy mu na zdobyciu książki, ale tylko naiwny i w gorącej wodzie kąpany Natsu jest w stanie w to uwierzyć. Lucy błyskawicznie orientuje się, że coś się w słowach ich klienta nie zgadza.
W dalszej cześć tomiku Mashima wprowadza postać Erzy Scarlett, potężnej czarodziejki, przed którą nawet Natsu i Gray czują olbrzymi respekt, i która jako jedyna jest w stanie wprowadzić w poczynania gildii odrobinę porządku. Oczywiście jak przystało na członkinię Fairy Tail, sama nie jest do końca normalna, ale nie ma nikogo, kto odważyłby się powiedzieć jej to w twarz. Dlatego gdy przybywa do głównej siedziby i prosi o pomoc w kolejnym zadaniu, pozostali magowie nie dowierzają własnym uszom. Nie zdarzyło się bowiem, by potrzebowała wsparcia, a tym bardziej sama o nie poprosiła. Ostatecznie Erza, Gray, Natsu i Lucy formują drużynę, by stawić czoła mrocznej gilidii Eisenwald i ruszają na pierwszą dłuższą eskapadę, w trakcie której pojawią się informacje przydatne później do zrozumienia głównego wątku mangi.
Ponieważ zarówno pierwszy, jak i drugi tom komiksu ukazały się niemal jednocześnie, nie sposób jeszcze wyrokować, czy rzeczywiście sześciotygodniowy cykl wydawniczy będzie miał zauważalny wpływ na jakość. Na razie mogę jedynie stwierdzić, że udało się utrzymać równy poziom i nie popełnić ewidentnych gaf. Wydaje mi się jedynie, że recenzowany egzemplarz miał nieco bledszy druk niż w przypadku pierwszego tomu, ale bez potwierdzenia tego na większej próbie nie mogę być pewnym, czy to akurat problem jednego egzemplarza, czy też całej partii. Ucieszył mnie za to równy format wydania i dbałość o szczegóły. Warto zapłacić parę złotych więcej za tomik i w zamian otrzymać jakość lepszą niż w wielu wcześniejszych tasiemcowych shounenach sprzed lat. Mam nadzieję, że wkrótce stanie się to nowym standardem dla każdej serii tego rodzaju.
Paulina Ślusarczyk‑Bryła również solidnie wykonała swoją tłumaczeniową pracę, radząc sobie z kluczowymi dla tytułu pojęciami, takimi jak różne rodzaje magii (podzielone na magię przedmiotów i talentu), a także z wprowadzonymi przez autora niuansami wyrażania się bohaterów drugoplanowych. Lekki, młodzieżowy język wciąż sprawdza się znakomicie – najbardziej przypadła mi do gustu slangowa „kniga”.
Do tej pory nie rozumiem jedynie, dlaczego słowo od autora i tłumacza na końcu mangi po raz kolejny ukazało się w formacie od lewej do prawej. Zapewne po kilku tomach przyzwyczaję się do tej formy, ale na razie wygląda ona co najmniej dziwnie.