Fairy Tail
Recenzja
Na dwudziesty siódmy tom Fairy Tail składają się niemal wyłącznie trzy główne walki, przeplatane pojedynczymi scenami, w których czarne charaktery kawałek po kawałku ujawniają swoje plany. Autor w posłowiu stwierdza, że przygoda na wyspie przeciąga się bardziej, niż początkowo przewidywał, ale akurat w tym konkretnym tomiku nie odczuwałem znużenia. Każda z potyczek cechuje się czymś interesującym i utrzymana jest w zgoła odmiennym tonie, dynamicznie przechodząc z jednej emocji w inną. Walka Capricorna i Leo okazuje się podróżą sentymentalną – nie tylko z uwagi na fakt, że obaj są gwiezdnymi duchami, ale i służbę Koziorożca u matki Lucy. Okazuje się, że jej dawny towarzysz nie z własnej woli zwraca się przeciw magom Fairy Tail, a sprytny plan ma szansę uwolnić go spod niechcianego przymusu.
Po nostalgicznym pojednaniu przychodzi czas na chwilę klasycznej, prostej komedii. Lucy i Natsu napotykają na swojej drodze mistrza klątw, który za pomocą włosa ofiary przymocowanego do szmacianej lalki jest w stanie dowolnie kontrolować przeciwnika i narazić go na niewyobrażalne cierpienia. Byłoby to może i straszliwe, gdyby nie fakt, że daje się nabrać jak dziecko i tworzy figurkę pozwalającą sterować nim samym. Udaje mu się co prawda wykaraskać z tarapatów i stworzyć lalkę Lucy, ale Natsu wpada na kreatywny sposób wykorzystania siły wroga przeciwko niemu w bodaj najbardziej komicznym rozstrzygnięciu, jakie manga miała do zaoferowania do tej pory. To scena wprost bezcenna, która w animowanej adaptacji jest jeszcze lepsza, ale i na kadrach komiksu sprawdzi się w rozbawieniu odbiorcy.
Zawartość wieńczy potyczka Meldy i Lluvi, utrzymana w typowym dla tytułu stylu wykorzystującym moc przyjaźni, wiarę w kamratów i uczucia. Kontrastuje z wcześniejszym beztroskim wątkiem i zgrabnie łączy się z zapowiedzią kolejnego tomu, sugerującą, że w gildii Grimoire Heart nie wszyscy kierują się jednakowymi motywami. Niestety, są to już jedne z ostatnich udanych walk w wyspiarskim wątku, ale do tej kwestii przejdę w swoim czasie. Na razie czytelnikowi pozostaje cieszyć się tym, co autor ma do zaproponowania.
Ponieważ okładanie się zaklęciami nie pcha fabuły intensywnie do przodu, pozostało sporo miejsca na rozmaite dodatkowe materiały. Oprócz posłowia, pogadanek i galerii pracy znaleźć tu można kilka bardziej praktycznych dodatków. Czytelników wciąż zmagających się z edukacją ucieszyć może plan lekcji do zeskanowania lub skserowania, choć ze względu na format praktyczniejsza jest jego wersja elektroniczna na platformie wydawcy. W formie papierowej równie dobrze sprawdzają się za to rozmaite gry i zabawy – poszukiwanie różnic między kadrem standardowym a zmienionym oraz test na to, jakim jest się Plue (niżej podpisany okazał się typem głodnym, co jest poniekąd trafną diagnozą). Dla zainteresowanych poszerzaniem wiedzy na temat uniwersum Fairy Tail jest z kolei mapa królestw Fiore i wycinek z atlasu zwierząt zamieszkujących świętą wyspę gildii, których nazwy musiały z pewnością stanowić nie lada wyzwanie dla tłumaczki. Na deser Hiro Mashima dzieli się z fanami genezą imion wielu postaci i choć, co ciekawe, kilku przypadków sam nie pamięta, to miłośnicy serii już dawno sami wpadli na właściwy trop.