Fairy Tail
Recenzja
Mroczny mag Erigor i jego gildia przejmują kontrolę nad dworcem kolejowym i grożą użyciem „Kołysanki”, potężnego magicznego artefaktu mogącego zgładzić każdego, kto usłyszy zagraną na nim melodię. I choć na ich drodze stają członkowie Fairy Tail, nikczemnicy nie wydają się tym przejęci. Zupełnie, jakby mieli jeszcze inny, bardziej złowrogi plan, w którego realizacji nikt nie będzie w stanie im przeszkodzić.
Trzeci tom Fairy Tail ukazuje nie tylko początki najsilniejszej i najczęściej prezentowanej przez autora mangi drużyny czarodziejów w składzie: Natsu (oraz Happy), Gray, Erza, Lucy, ale również pierwszą bardziej rozbudowaną intrygę pojawiającą się w komiksie. Plan Erigora nie jest może szczytem intelektualnego kunsztu, ale opiera się na wiarygodnym i logicznym pomyśle, jakiego nie powstydziłby się żaden szanujący się czarny charakter. Hiro Mashima, jak sam nierzadko przyznaje, nie wybiega specjalnie w przyszłość, planując wydarzenia, dlatego najlepiej wychodzą mu krótkie wątki, zamykające się na przestrzeni tomu lub dwóch. Dłuższe historie nie prezentują się już tak spójnie.
Mimo że fabuła powoli nabiera rumieńców i zaczynają się krystalizować bardziej dalekosiężne pomysły autora, to wciąż dopiero początki wielotomowej serii. Mnóstwo ważnych postaci jeszcze czeka na wprowadzenie do opowieści, a przede wszystkim – na ujawnienie magii, którą się posługują. Tym razem czytelnik dokładniej poznaje Erzę, która w mgnieniu oka potrafi przezbrajać się i dostosowywać do sytuacji na polu walki, oraz Graya, który włada magią lodu. Oboje odgrywają pierwszoplanowe role, więc nie dziwota, że zostali zaprezentowani tak wcześnie.
W mangach typu shounen każdej nowej postaci i jej nadnaturalnym zdolnościom towarzyszy niepewność fanów o tłumaczenie tychże mocy. Paulina Ślusarczyk‑Bryła nie zawiodła i po raz kolejny uniknęła językowych potworków i ewidentnych wpadek. Zdolności Erzy nazywała prosto i chwytliwe „przezbrajaniem” (które to słowo tak wpadło mi w ucho, że użyłem go już nawet w niniejszym tekście), a mroźne kreacje Graya „lodową formacją”. Nawet szeregowi magowie o mało istotnych imionach i poślednich zdolnościach zostali potraktowani z zaangażowaniem. Dzięki takim drobiazgom świat Fairy Tail w wydaniu Studia JG żyje podobnie jak oryginał. Wobec tak pozytywnych wrażeń byłem zdeterminowany, by znaleźć coś, do czego mógłbym się „złośliwie” przyczepić, ale zwyczajnie poddałem się, nie chcąc na siłę szukać argumentów w celu równoważenia jednoznacznie pozytywnej opinii.
Na zakończenie warto wspomnieć o dodatkach. Jak i wcześniej, pojawia się słowo od tłumaczki objaśniające najważniejsze decyzje (co prawda po raz kolejny w europejskim układzie stron, ale skoro tak ma być, to poddaję się i już nie marudzę). Jest też zapowiedź kolejnego tomu, notka od autora z adresem do korespondencji i rozkładówka Erzy, stylowa, acz nieco wyblakła.