Fairy Tail
Recenzja
Członkowie Oración Seis w dalszym ciągu ścierają się z magami Fairy Tail, jednakże tym razem sytuacja nie jest równie jednostronna co poprzednio. Dzielni obrońcy sprawiedliwości stawiają zaciekły opór mrocznej gildii i zaczynają odnosić pierwsze sukcesy. Po zwycięstwie Greya i przypadkowym wyeliminowaniu z listy przeciwników kanciatego jegomościa, który nagle zrezygnował z drogi występku wskutek działania Nirwany, pozornie niepokonani wrogowie nie wydają się już tak straszliwi.
Pierwsze strony osiemnastego tomu to przebiegające w dość zaskakujący sposób zmagania Lucy i Angel, w których obie magiczki nie wahają się zastosować niestandardowych sposobów na osiągnięcie przewagi. Konfrontacja jest o tyle ciekawa, że obie posługują się magią Gwiezdnych Duchów, ale wykazują zupełnie odmienne podejście do swoich podopiecznych. Lucy traktuje każdego z nich jak pełnoprawnego towarzysza, zaś jej rywalka widzi w nich jedynie użyteczne narzędzia. Ostatecznie szacunek triumfuje nad pragmatycznością, z niewielką pomocą przedstawiciela Blue Pegasus.
Ciąg dalszy to perypetie Natsu, który próbując za wszelką cenę dopaść przywódcę Oración Seis, trafia po drodze na godnego siebie przeciwnika. Tymczasem nieniepokojony Brain aktywuje Nirwanę i obiera sobie za cel pierwszą z legalnych gildii. Bojowy eksperyment ma zostać przeprowadzony kosztem Cait Shelter, domu Wendy. Nieświadomi zagrożenia członkowie ekspedycji powoli zbliżają się do centrum kontroli diabolicznego ustrojstwa, ale ponieważ machina już ruszyła, istnieje obawa, że nie zdążą zatrzymać jej na czas. Tym bardziej że ich mroczni przeciwnicy, powoli, acz systematycznie przegrywający kolejne starcia, mają na takie okazje asa w rękawie…
Mimo że akcje ruszyła z kopyta i dzieje się wiele, mandze tym razem nie udało się wzbudzić mojego zainteresowania. Na pewno istotne znaczenie ma fakt, iż członkowie Oración Seis w niczym nie przypominają wcześniejszych, charyzmatycznych złoczyńców stających na drodze Fairy Tail. To raczej zbieranina przypadkowych postaci, które autor obdarzył dziwacznymi mocami i zebrał w jednej kompanii bez specjalnego pomyślunku. Przeszkadzają również nielogiczne rozwiązania i nieścisłości, do których notabene Mashima przyznaje się między innymi w posłowi i pogadankach. To produkt na tym etapie ewidentnie niewykończony, czy to ze względu na chwilowy twórczy kryzys, czy też zwyczajną nieuwagę i niestaranność. Jakikolwiek byłby powód, odbija się to wyraźnie na poziomie mangi i sprawia, że wrażenia z lektury nie są jednoznacznie pozytywne. Nawet udane elementy, jak choćby obecność Jury, który wreszcie ma okazję zaprezentować swoje niebagatelne umiejętności Świętego Maga, nie zmieniają ostatecznego werdyktu.
Na szczęście pomimo kryzysu autora polskie wydanie trzyma równy poziom. Nie dostrzegłem błędów w tłumaczeniu, a jedynie drobne, czysto preferencyjne sformułowania, które zapewne zastąpiłbym czymś innym dla przyjemniejszego brzmienia. Również jakość papieru i druku nie odbiegają od dotychczasowych standardów. Aż szkoda, że w bieżącym tomie nie brakuje dodatkowych materiałów, chwytliwych żartów, zwariowanych czarów i niespotykanych w innych shounenach metod na pokonanie przeciwnika, a jednak całość jest najwyżej średnia. Pociesza mnie jedynie fakt, że w przypadku Fairy Tail cierpliwość popłaca.