Oh! My Goddess
Recenzja
Wchodzisz do pokoju i słyszysz, jak twoja druga połówka wyznaje miłość innej osobie. Co robisz?
a) Wybiegasz z płaczem lub mdlejesz w progu.
b) Natychmiast z nią/z nim zrywasz.
c) Doskakujesz do nich i w niewybrednych słowach wygarniasz, co myślisz o całej sytuacji.
d) Wycofujesz się, dochodząc do wniosku, że na pewno coś ćwiczą.
Teraz proszę spróbować odpowiedzieć na pytanie, jak w takiej sytuacji zachowałaby się Belldandy. Gdyby ktoś przypadkiem miał wątpliwości, to podpowiem, że ostatnia opcja jest prawidłowa. Właśnie w taki sposób zostaje rozwiązana dramatyczna wydawałoby się sytuacja z końca trzydziestego tomu Oh! My Goddess. Dodatkowo Keiichi na spokojnie wyjaśnia sytuację i tylko specyfik Urd jak zwykle wprowadza dodatkowe perturbacje. Z jednej strony żałuję, że nie było dramatycznych wyznań z głębi serca, ale z drugiej muszę stwierdzić, iż nie pasowałoby to do pary głównych bohaterów. Ich uczucie przejawia się we wzajemnej trosce i w rozumieniu się bez słów i nie zanosi się na to, żeby chłopak przestał przeżywać każdy dotyk ukochanej.
Temat wyznania uczuć zostaje zamknięty w pierwszym rozdziale tomu trzydziestego pierwszego. Kolejne koncentrują się na Peorth, która dostaje rozkaz powrotu do Nieba. Wykonanie go wiąże się jednak z niespodziewanymi trudnościami. Okazuje się, że Brama strajkuje i nie chce jej przepuścić. Co z tego wyniknie? Jak zwykle zamieszanie i sporo zabawnych scen, w tym niezbyt oryginalnych, ale nadal potrafiących rozbawić, a związanych z wkładaniem klucza do dziurki. Cały wątek Bramy, choć podoba mi się jej koncepcja i wygląd, jest oczywiście typowym wypełniaczem, ale taki już urok tej mangi, że fabuła ma charakter epizodyczny i nie zmierza w żadnym konkretnym kierunku.
O jakości wydania nie da się napisać niczego nowego. Na przód obwoluty tym razem trafiła Peorth, niebezpiecznie wygięta, w otoczeniu swoich ulubionych róż. Zdobi ona także pierwsze skrzydełko, zaś na drugim znajduje się Skuld z niepotrzebnie obciętą połową stopy. Z tyłu z kolei spogląda Belldandy w kimonie. Wolumin charakteryzuje się brakiem dodatków, nie zawiera nawet żadnych reklam.
Z kolejnego tomu dowiemy się zapewne, czy Peorth udało się wrócić do Nieba. Osobiście mam nadzieję, że nawet jeśli, to tylko na krótką chwilę. Im więcej boginek w domu Keiichiego, tym większy rozgardiasz i festiwal pomysłów mądrych inaczej.