Oh! My Goddess
Recenzja
Chihiro, Belldandy i Keiichi wracają do warsztatu Whirlwind. Pod ich nieobecność opiekowali się nim Tamiya i Otaki. Bohaterowie na miejscu zastają niesamowity burdel, w którym o dziwo sempaje doskonale się orientują. Belldandy od razu chce się brać za porządki, gdyż nigdy nie widziała takiego bałaganu, aż proszącego się, żeby go posprzątać. Znam to uczucie. Wystarczy, że przypomnę sobie niektóre szafki albo wygląd archiwum do niedawna u mnie w pracy… Ostatecznie to Tamiya i Otaki na polecenie Chihiro biorą się za sprzątanie. Szybko okazuje się, że to nie koniec kłopotów. Sempaje wbrew zaleceniom dokonali dziwnych przeróbek w pojazdach dwudziestu klientów i muszą je teraz naprawić – zdemontować wszystko to, co niepotrzebnie w nie wsadzili. Tylko jedna osoba okazała się zadowolona ze zmian w swoim motorze. Tutaj rozpoczyna się nudnawy fragment o silnikach i innych częściach, a także przerabianiu motoru Chihiro, zaś na zakończenie dostajemy jeszcze trzystronicowy dodatek „Monkey dla niewtajemniczonych” z rysunkami, danymi i opisami różnych rodzajów motocykli. Muszę wyznać, że nie byłam w stanie przez niego przebrnąć. Zainteresuje on zapewne miłośników motoryzacji, podejrzewam jednak, iż większość czytelników po prostu go ominie lub pobieżnie przejrzy.
Druga część trzydziestego czwartego tomiku Oh! My Goddess koncentruje się na Skuld i jej bliskim koledze Sentarou. Chłopiec ewidentnie czymś się martwi. Urd jak zwykle tworzy bzdurne teorie i używa podejrzanego specyfiku, Belldandy zaś łagodzi sytuację i wyraża słowa zachęty i otuchy. Z ciekawości sprawdziłam, kiedy Sentarou pojawia się w mandze po raz pierwszy. Ma to miejsce w tomie trzynastym, w którym Skuld uczy się jeździć na rowerze. Odkryłam przy okazji, że jego imię było wtedy zapisywane inaczej, bez u na końcu. Drobne niedociągnięcie, ale ja cenię sobie konsekwencję, więc od razu zwróciło to moją uwagę. Przyszło mi również do głowy, że kreska znowu uległa zmianie. Obecnie źrenice postaci są bardziej okrągłe i mają tylko jeden blik, a oczy jako takie sprawiają wrażenie większych, natomiast nos bywa jeszcze słabiej zaznaczony, czasami tylko przez pojedynczą kropkę.
Na końcu woluminu znajduje się trzystronicowy dodatek z okazji dwudziestolecia mangi, mający postać zbioru komentarzy Kosuke Fujishimy z archiwalnych numerów magazynu „Afternoon”, którymi autor opatrzył kolejne odcinki Oh! My Goddess. W sumie nic ciekawego, nasuwa się skojarzenie z typowymi wynurzeniami autorek shoujo. Dwie strony zajmuje również zapowiedź kolejnego tomu, z której wynika, że możemy się spodziewać kontynuacji wątku Skuld i Sentarou. Mam cichą nadzieję, że po Tamiyi i Otakim choć na chwilę pojawią się inne dawno niewidziane postacie, np. Sayoko Mishima albo demonica Marller.