Oh! My Goddess
Recenzja
Tom trzydziesty szósty Oh! My Goddess poświęcony jest w całości jednemu wątkowi. Megumi ciężko przeżywa rozstanie z kolejnym chłopakiem. Urd i Skuld postanawiają jej pomóc i uwolnić ją od złych wspomnień. W użyciu jak zwykle będą podejrzany specyfik i równie niebudzące zaufania urządzenie, które w rękach najstarszej z boginek doprowadzi do katastrofy. Na skutek jej działań wszyscy obecni w domu Morisato tracą pamięć, po czym próbują znaleźć odpowiedź na pytanie, kim są i gdzie się znajdują. Urd nadaje zgromadzonym paniom przydomki od nazwisk bohaterów z twórczości Arthura Conan Doyle’a, a Keiichiego nazywa Fioletowym od dziwnego stroju, w który jest ubrany. Zaistniałą sytuację usiłuje wykorzystać Welsper, potęgując tylko zamieszanie. Cały tomik ma wybitnie komediowy charakter i nie sposób się nie uśmiechać podczas jego lektury. Jednocześnie przedstawia on, jak Keiichi i Belldandy zbliżają się do siebie i jak na nowo rodzi się między nimi uczucie, co jest niezwykle urocze i podkreśla ich wzajemne dopasowanie.
Szczególnie podobała mi się scena, gdy Keiichi odzyskuje przytomność, po kolei patrzy na kobiety znajdujące się w tym samym pokoju i określa je w różny sposób: wystrzałowa babeczka, nieletnia ślicznotka i klasyczna młodsza siostra. Po czym dostrzega Belldandy i dech mu w piersiach zapiera z wrażenia. Widzi ją najpierw siedzącą na kwitnącej łące, a potem zstępującą niczym anioł. Dzięki temu otrzymujemy nie tylko zabawny epizod i powód do śmiechu, ale również dwie urokliwe, jednostronicowe ilustracje z Belldandy, które wyjątkowo cieszą oczy.
Na przodzie obwoluty widnieją trzy siostry w strojach boginek, przy czym Urd jak zwykle w wyzywającej pozie, podkreślającej jej wdzięki. Z tyłu i na jednym ze skrzydełek znalazła się Megumi – pośrednia sprawczyni całego zamieszania. Sama obwoluta jak zwykle sprawia wrażenie niedopasowanej do wielkości tomiku, jakby linia zgięcia skrzydełek powinna przebiegać w innym miejscu, chociaż w takim przypadku wolumin musiałby być nieco większy. Rzuca się w oczy ucięta nóżka litery M w imieniu Megumi na tylnym skrzydełku. Z kolei na stronie tytułowej tytuł i nazwisko umieszczone są zbyt blisko brzegu, do tego w moim egzemplarzu w kilku miejscach widać klej, co razem nie stwarza zbyt dobrego wrażenia. Pod koniec tomiku znajduje się trzecia część zbioru komentarzy Kosuke Fujishimy, aż cztery strony, do których przeczytania nie skłonił mnie nawet recenzencki obowiązek, a cóż dopiero ciekawość, oraz zapowiedź następnego tomu. Wynika z niej, że pojawi się kolejna boginka. Czyżby autorowi skończyły się pomysły na wątki z wykorzystaniem starej obsady i potrzebna była nowa postać? Tylko czemu nie mógłby to być dla odmiany jakiś mężczyzna?