Oh! My Goddess
Recenzja
Chihiro w końcu wyjawia prawdziwy cel wyjazdu nad morze. Zamierza spełnić swoje marzenie i skonstruować motocykl, na którym sama chciałaby jeździć. Okolica została wybrana nieprzypadkowo. Są to rodzinne strony szefowej Whirlwind, gdzie sporo jej koleżanek i kolegów pracuje w zawodach związanych z mechaniką i motoryzacją lub prowadzi sklepy w tych branżach. Poznajemy troje z nich, w tym dwoje nieco bliżej. Chihiro od razu wie, czego chce i zabiera się za realizację planu. Keiichi szczerze jej kibicuje, budzi się w nim jednak pragnienie stworzenia czegoś własnego. Na początku ma sporo wątpliwości i dopiero z czasem krystalizuje mu się w głowie odpowiednia idea. W ten sposób dochodzi do przyjacielskiej rywalizacji, kto zbuduje ciekawszy motor. Oczywiście Skuld i Urd nie potrafią przejść obojętnie obok takiego wyzwania i wtrącają swoje trzy grosze, wnosząc swoimi działaniami sporo humoru. Również Belldandy będzie miała okazję się wykazać.
Jak widać autor mangi wraca w trzydziestym trzecim tomiku Oh! My Goddess do tego, co lubi najbardziej, czyli do motoryzacji. Pełno tu zatem różnego rodzaju pojazdów, zbliżeń na części, mechanizmy i detale, a także rozmów natury technicznej. Jednak wbrew pozorom ten wątek nie nudzi. Akcja, przyprawiona szczyptą humoru i życiowych rozważań, toczy się wartko i może spodobać się nie tylko fanom motocykli.
Strona techniczna wydania utrzymuje ten sam poziom co dotychczas. Obwoluta przykuwa wzrok ze względu na wyglądającą niczym anioł Belldandy, ubraną w długą, zwiewną sukienkę i przedstawioną na intrygującym tle. Na jednym ze skrzydełek znajduje się Chihiro jako bogini mechaniki z wizji Keiichiego. Trochę żałuję, że kolorowa wersja tej ilustracji nie znalazła się z tyłu obwoluty, zamiast sylwetki tej bohaterki na motorze. Dwie strony pod koniec woluminu zajmuje zapowiedź kolejnego tomu. Dzięki niej można spodziewać się powrotu kilku znajomych Morisato z czasów studenckich. Wszyscy stęskniliśmy się za Tamiyą i Otakim, prawda?