Oh! My Goddess
Recenzja
Tom trzydziesty siódmy Oh! My Goddess zawiera tylko jeden dłuższy wątek, którego zakończenie poznamy prawdopodobnie dopiero w następnej części. Wprowadza zupełnie nową postać: boginkę Chrono. Napisała ona program aktualizujący strojenie dźwięków i zostaje poproszona o udanie się na Ziemię i dostarczenie go Belldandy. Normalnie zrobiłaby to Peorth, ale ma zbyt dużo pracy z opanowaniem bałaganu powstałego po strajku Bramy. Bardzo się ucieszyłam, iż moja ulubiona boginka pojawiła się choć na chwilę, a jednocześnie nabrałam nadziei, że będzie jeszcze miała okazję się wykazać. Peorth nakazuje Chrono założenie odpowiedniego, ceremonialnego stroju, który okazuje się klasycznym uniformem pokojówki. Naiwna i nieco nieogarnięta Chrono już na Ziemi wpada na słup wysokiego napięcia, po czym dziwnym trafem ląduje prosto w ramionach Morisato, testującego swój motor po naprawie. W wyniku zderzenia kula, w której znajdował się program, ulega zniszczeniu, a jego fragmenty rozpraszają się po mieście. Aplikacja okazuje się oczywiście niezwykle ważna, bez niej z Ziemi zniknie muzyka, a to oznacza koniec świata. Boginki wraz z Morisato wyruszają na poszukiwanie zaginionych fragmentów programu. Jedną grupę poszukiwawczą tworzą Keiichi, Belldandy i Chrono, a drugą Urd i Skuld. W trakcie tej misji natrafiają na starych znajomych, robiących pod wpływem programu dziwne i niepasujące do nich rzeczy. W sumie nie wiem, co jest lepsze. Czy widok sempajów Tamiyi i Otakiego na budowie, filozofujących i wybijających rytm maszynami, czy elegancka dama Sayoko grająca na puszkach. Z czasem okazuje się, że Chrono ma coraz większe problemy z odzyskiwaniem kolejnych fragmentów programu, ale nie zamierza się poddawać.
Jakość wydania nie uległa zmianie. Na przód okładki trafiła prześliczna ilustracja przedstawiająca Belldandy, ubraną w zwiewną sukienkę z koronkową górą i siedzącą wśród soczystej zieleni. Z tyłu z kolei widnieje dużo skromniejszy rysunek z Chrono w stroju pokojówki, choć detale w postaci falbanek też są niczego sobie. W środku znajdziemy stonowaną, pastelową, wręcz wyblakłą stronę tytułową z bardziej wyrazistymi akcentami w postaci tytułu, autora i numeru tomu w lewym dolnym rogu, sześć rozdziałów mangi, czwartą część niezbyt porywającego zbioru komentarzy Kosuke Fujishimy z okazji dwudziestolecia Oh! My Goddess oraz dwustronicową zapowiedź następnej części, z której wynika, że Chrono będzie musiała zmierzyć się ze swoją słabością, czyli lękiem przed kotami.
Tłumaczenie jak zwykle trzyma wysoki poziom. Całość naprawdę dobrze się czyta, a tłumacz miał tym razem kilka okazji, żeby zabłysnąć, np. kiedy majster na budowie krzyczy na Tamiyę i Otakiego: „Zaraz tak wam przemebluję facjaty, że wam kopary opadną!!!”. Jeśli zaś chodzi o dobre teksty jako takie, to przypadł mi do gustu wywód Belldandy dotyczący popełniania błędów. Niby mówi oczywiste rzeczy, rodem z popularnych poradników psychologicznych, ale czasem trudno to sobie przyswoić, a tym bardziej zastosować w praktyce, więc wypowiedziane przez lubianego bohatera chętnie czytanego komiksu mogą odnieść pozytywny skutek.
Wątek Chrono, choć nie można mu odmówić kilku dobrych momentów, niezbyt mnie na razie wciągnął, ale z zapowiedzi wynika, że na scenę wkroczy Welsper, więc w kolejnym tomie spodziewam się większej dawki humoru i do tego ładnych ilustracji z Belldandy korzystającą z odnalezionego i złożonego w całość programu.