Oh! My Goddess
Recenzja
Tom trzydziesty ósmy Oh! My Goddess składa się z dwóch części. Pierwsza obejmuje dokończenie misji złożenia, instalacji i uruchomienia programu aktualizującego strojenie dźwięków, a druga otwiera zupełnie nowy wątek, w którym pojawiają się zarówno dawno niewidziane stare znajome, jak i zupełnie nowe postacie.
Ostatni fragment programu zostaje odnaleziony w Welsperze, co sprawia, że Chrono musi stawić czoła paraliżującemu ją strachowi przed kotami, przezwyciężyć go i podjąć odpowiednie działania, adekwatne do zaistniałych okoliczności. Komizmu całej sytuacji dodają poczynania Urd, a także sama sekwencja odzyskiwania odłamka. Ostatecznie Belldandy uruchamia aktualizację. W sumie trochę się na tym zawiodłam, spodziewałam się, że będzie to bardziej widowiskowe. Otrzymujemy wprawdzie jedną rozkładówkę ze śpiewającą Belldandy otoczoną przez nuty, ale liczyłam na więcej ładnych ilustracji. Do tego obydwie strony rysunku nie są do siebie dobrze dopasowane, lecz jedna jest przesunięta w stosunku do drugiej, co widać na przykładzie płotu i nóg bohaterki. Okazuje się ponadto, że Chrono poddana została tak naprawdę testowi, czy nadaje się na walkirię. W związku z tym na krótką chwilę pojawia się boginka z oddziału bojowego Lind, choć nie jest to jedna ze starych znajomych, o których pisałam na wstępie. W drugiej połowie tomu na scenę ponownie wkraczają władczyni świata demonów Hild i demonica Marller. Zdążyłam się już za nimi stęsknić i martwiłam się, że autor zupełnie o nich zapomniał, a tu proszę: niespodzianka. Hagall – druga w hierarchii, postanawia wzniecić bunt przeciwko Hild, zakończyć jej rządy, a następnie radykalnie zwiększyć wpływy świata demonów przez zawieranie kolejnych paktów z ludźmi. Na pierwszy ogień idzie Sayoko, która marzy o bogatym księciu, drugim celem zostaje Hasegawa. W tym samym czasie Hild w zmniejszonej postaci znajduje Keiichiego i Belldandy.
Pierwszym, co jak zwykle rzuca się w oczy po wzięciu do ręki woluminu, jest jego grubość, a w zasadzie cienkość. Tomiki Oh! My Goddess mają przeciętnie około trzydziestu stron mniej niż inne standardowe serie i da się to od razu zauważyć, patrząc chociażby na grzbiety. Drugim – oczywiście ładna kreska. Obwoluta poświęcona została Chrono i kotom. Na jej przodzie siedzi ona na miotle w stroju pokojówki i wygląda naprawdę słodko i uroczo. Na jednym skrzydełku występuje w rynsztunku walkirii, zaś na drugim jako dziecko z ukochanym futrzakiem, a zarazem przyczyną traumy. Na tył trafił z kolei Welsper. Obydwie ilustracje ze skrzydełek można znaleźć wewnątrz jako strony tytułowe rozdziałów, gdzie prezentują się o wiele lepiej i wyraźniej niż w dziwnie pasiastej wersji na obwolucie. Na końcu znajduje się kolejna, piąta już część komentarzy Kosuke Fujishimy. Tym razem nie ma zapowiedzi kolejnego tomu.
A ten zapowiada się ciekawie. Hild jest barwną, a do tego obdarzoną wyjątkową mocą postacią i na pewno nie pozwoli Hagall długo cieszyć się władzą. Spodziewam się w związku z tym widowiskowych akcji i zaklęć. Mam również nadzieję, że dużą rolę w przebiegu wydarzeń odegra Urd, czyli córka Hild. Jedno jest pewne, nudno nie będzie. Smętnie i poważnie tym bardziej, biorąc pod uwagę sposób poszerzania wpływów świata demonów.