Kuroshitsuji
Recenzja
Są mangi, na które nikt szczególnie nie wyczekuje, których wydanie przechodzi bez echa i o których mało kto później pamięta. Niewątpliwie nie dotyczy to Kuroshitsuji; od chwili zapowiedzi polskie wydanie budziło w środowisku fanów spore emocje. Wreszcie bomba poszła w górę, a wyczekiwany komiks znalazł się w naszych rękach. Jak też wydawnictwo poradziło sobie ze znanym komiksem Yany Toboso? Na to pytanie odpowiem za chwilę, a tymczasem spróbuję pokrótce nakreślić fabułę pierwszego tomu Mrocznego kamerdynera.
Anglia, okolice Londynu. W posiadłości arystokratycznego rodu Phantomhive życie płynie może niekoniecznie spokojnie i bez wypadków, ale na pewno wesoło i beztrosko. Pałacowa służba co prawda nie należy do najlepszej w swej klasie, ale pod bacznym okiem kamerdynera Sebastiana Michaelisa problemy rozwiązywane są szybko i sprawnie. Dzięki jego talentom nawet niespodziewana wizyta narzeczonej głowy rodu Phantomhive (a jak wiadomo, gość nie w porę gorszy od Tatarzyna) z omalże towarzyskiej katastrofy zamienia się w całkiem sympatyczne popołudnie. Zresztą, nie wszystkie wizyty przebiegają tak dramatycznie; ugoszczenie lorda Clausa wymagało zaledwie kompletnego przemodelowania ogrodu… Początek komiksu poświęcony został właśnie tego rodzaju drobiazgom, nie zawiera szczególnie spójnej fabuły i na pewno nie zapowiada tego, co następuje w drugiej części tomu – mianowicie całkowitej zmiany nastroju i tempa akcji. Z pogodnej mangi obyczajowej robi się dosyć mroczny shounen ze sporą dozą brutalności i scenami walk pasującymi bardziej do Hellsinga, aniżeli do pierwszych dwóch rozdziałów. Dla lepszego efektu, owe dosyć krwawe sceny autorka poprzeplatała sielskimi obrazkami z posiadłości – zabieg prosty, a skutecznie podkreślający zmianę.
O fabule może wystarczy, czas przejść do opisu wydania. W dyskusjach poprzedzających wydanie wiele uwagi poświęcono tłumaczeniu i przyznam, że niektóre propozycje, jakie padały w owych dyskusjach, sprawiły, że za lekturę komiksu zabrałem się z pewnym niepokojem. Na szczęście, wszelkie obawy okazały się całkowicie bezpodstawne. Waneko zdecydowało się na normalny przekład, bez jakichkolwiek eksperymentów. Imiona pozostawiono oryginalne, japońskich sufiksów brak, angielskiego nie stwierdziłem. Małoletnia głowa rodu, czyli Ciel Phantomhive, została paniczem, co w sumie trudno uznać za niespodziankę. Cóż, najtrudniejsze jeszcze przed wydawnictwem, ale już widać, że źle nie będzie. Przy okazji tłumaczenia warto wspomnieć, że w Kuroshitsuji z niezwykłą skrupulatnością przetłumaczone zostały wszystkie onomatopeje. W całym tomiku tylko na jednej stronie zauważyłem pozostawione japońskie znaki, przy czym trzeba przyznać, że usunięcie ich w tym konkretnym miejscu byłoby niemożliwe bez gruntownego przerobienia kadru. Tłumaczenie Karoliny Balcer i Pauliny Tuczapskiej czyta się płynnie, bez problemów i przynajmniej ja nie mam do niego żadnych zastrzeżeń.
Pod względem technicznym wydanie prezentuje się znośnie i mieści się w niezbyt wygórowanym standardzie publikacji mangi w Polsce. Kuroshitsuji wydane zostało w miękkiej okładce z obwolutą, w formacie zbliżonym do B6 (takim samym jak np. Highschool of the Dead czy Eden). Oznacza to, że lektura nie należy do najwygodniejszych, szczęśliwie jednak Waneko zastosowało w dymkach dużą, wyraźną czcionkę – prawdziwe błogosławieństwo dla mych steranych monitorem oczu. Na większości stron zadbano o wewnętrzne marginesy, co do pewnego stopnia niweluje problem zbyt mocnego sklejenia komiksu; inaczej pisząc, zabawa w rozginanie czeka nas tylko z niektórymi kartkami. Numeracja pojawia się okazjonalnie, na może co dziesiątej stronie, ale i tak spis treści się na coś przydaje. Zresztą edycja japońska wcale nie jest pod tym względem lepsza i jakkolwiek moglibyśmy chcieć inaczej, trudno wymagać od polskiego wydawcy aby poprawiał niedociągnięcia oryginału. Natomiast poważną wadą wydania są przycięte kadry – japoński oryginał miał nieco większy format i jak się zdaje Waneko wybrało czytelność kosztem kilku milimetrów rysunku. Na stronach z górnymi lub dolnymi marginesami zabieg taki nie przeszkadza, ale tam gdzie kadr obejmuje całą stronę – może razić. Obrazu wydania dopełnia druk średniej jakości na białym, dobrym papierze.
Za dodatek odautorski służy krótki rozdział Pod schodami Kuroshitsuji, w którym Yana Toboso zdradza m.in., jak powstała postać Sebastiana oraz szczerze wyznaje, że zabierając się za komiks, nie miała bladego pojęcia o Anglii (ale szybko nadrobiła braki w tym zakresie). Poza tym dostajemy stronę z dedykacją i już na sam koniec kilka reklam. Dla dodatkowych wrażeń można jeszcze zdjąć obwolutę, by nacieszyć oczy ilustracjami przedstawiającymi Sebastiana i resztę służby nieco inaczej niż w mandze.
Recenzje alternatywne
Tomiki
Tom | Tytuł | Wydawca | Rok |
---|---|---|---|
1 | Tom 1 | Waneko | 10.2011 |
2 | Tom 2 | Waneko | 12.2011 |
3 | Tom 3 | Waneko | 2.2012 |
4 | Tom 4 | Waneko | 4.2012 |
5 | Tom 5 | Waneko | 6.2012 |
6 | Tom 6 | Waneko | 8.2012 |
7 | Tom 7 | Waneko | 10.2012 |
8 | Tom 8 | Waneko | 12.2012 |
9 | Tom 9 | Waneko | 2.2013 |
10 | Tom 10 | Waneko | 4.2013 |
11 | Tom 11 | Waneko | 6.2013 |
12 | Tom 12 | Waneko | 8.2013 |
13 | Tom 13 | Waneko | 10.2013 |
14 | Tom 14 | Waneko | 12.2013 |
15 | Tom 15 | Waneko | 2.2014 |
16 | Tom 16 | Waneko | 4.2014 |
17 | Tom 17 | Waneko | 6.2014 |
18 | Tom 18 | Waneko | 8.2014 |
19 | Tom 19 | Waneko | 10.2014 |
20 | Tom 20 | Waneko | 4.2015 |
21 | Tom 21 | Waneko | 9.2015 |
22 | Tom 22 | Waneko | 2.2016 |
23 | Tom 23 | Waneko | 8.2016 |
24 | Tom 24 | Waneko | 4.2017 |
25 | Tom 25 | Waneko | 9.2017 |
26 | Tom 26 | Waneko | 4.2018 |
27 | Tom 27 | Waneko | 11.2018 |
28 | Tom 28 | Waneko | 7.2019 |
29 | Tom 29 | Waneko | 5.2020 |
30 | Tom 30 | Waneko | 2.2021 |
31 | Tom 31 | Waneko | 3.2022 |
32 | Tom 32 | Waneko | 1.2023 |